Prokuratura w Żninie skierowała do tamtejszego sądu akt oskarżenia w sprawie wypadku w Cotyniu, do którego doszło w 2019 roku, podaje serwis Palukiznin.pl.
Na ławie oskarżonych zasiąść mają trzej pracownicy GDDKiA w Bydgoszczy - naczelnik jednego z wydziałów, zastępca dyrektora oddziału i członek zespołu projektowego. Urzędnicy mieli nie dopełnić obowiązków w zakresie przygotowania i zatwierdzenia tymczasowej organizacji ruchu w miejscu, gdzie zginął 37-letni Krystian, a inne osoby zostały ranne.
Wypadki na tymczasowym odcinku S5
Historię kilkukrotnie pokazywaliśmy w Uwadze! 37-letni Krystian Łaziński - prawnik i lekarz z polskiej rodziny mieszkającej na stałe w Australii, zginął w zderzeniu z busem, jadąc w rodzinne strony tymczasowo otwartą dla ruchu, jeszcze budowaną, drogą ekspresową S5.
- Było powiedziane, że Krystian wyprzedzał trzy samochody, że właściwie jechał pod prąd. Jeszcze będąc w Australii, wiedziałem, że przyczyna musi być inna – mówił Uwadze! Marcin Łaziński, brat zmarłego i jednocześnie adwokat, zajmujący się m.in. sprawami wypadków drogowych. Po wypadku natychmiast przyleciał do Polski, by dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało.
- Chciałem zobaczyć miejsce wypadku. Od razu dostrzegłem, że z drogą jest coś nie tak. Więcej samochodów jechało po lewym pasie niż po prawym – mówi Marcin Łaziński.
Po dokładnym sfilmowaniu miejsca wypadku prawnik zrozumiał, że przyczyną zderzenia mogło być błędne oznakowanie drogi. Ruch odbywał się – do czasu oddania drugiej jezdni - w obu kierunkach, ale kierowcy byli przekonani, że jadą drogą ekspresową i zajmując dwa pasy ruchu, narażali się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Powiedziałem policji i w prokuraturze, że dojdzie tam do następnego śmiertelnego wypadku. Zaznaczyłem, że stanie się tak w najbliższych dniach – przywołuje Marcin Łaziński
Drogowcy zignorowali jednak ostrzeżenia. Tydzień po śmierci Krystiana w podobnych okolicznościach doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku. Niedługo później droga S5 w całości została oddana do ruchu.
Marcin Łaziński, na własną rękę dotarł do naocznego świadka wypadku swojego brata. Świadka, którego nie znalazła prokuratura.
- [Do wypadku doszło – red.] przez totalny brak oznakowania, że wjeżdżało się w drogę, która jest drogą w dwóch różnych kierunkach. Byłem na 100 proc. pewien, że jest to droga jednokierunkowa, że są to dwa pasy drogi jednokierunkowej. Takie beznadziejne było oznakowanie – mówił pan Piotr.
Autor: wg
Reporter: Tomasz Patora