„Twoje dzieci mają niedługo komunię. Jak mnie pytają czy dzwoniłaś, serce mi pęka, oczy szklą się, ale wiem że nie mogę się przy nich rozpłakać, muszę być silna”, to poruszające słowa siostrzenicy zaginionej Beaty Klimek. Ola Klimek apeluje, by nie zapominać o sprawie jej cioci. I by każdy kto posiada jakiekolwiek informacje w tej sprawie, zgłosił się na policję.
Po pół roku od zginięcia Beaty Klimek siostrzenica kobiety zamieściła w sieci poruszający wpis.
„Pamiętam ten dzień jak dziś, każdy szczegół. Koszmar rozpoczął się właśnie wtedy. Trzy małe przerażone serduszka przybiegły do mojej mamy, siostry Beaty, mówiąc "Ciocia mamy nie ma, pomóż nam". Od tamtego dnia żyjemy w zawieszeniu, pełni strachu, niepewności, ale też i nadziei”, napisała Ola Klimek.
I dalej:
„Ciociu, piszę do Ciebie, bo przynosi mi to ulgę, bo mimo tego co mam w głowie mam nadzieję że gdziekolwiek jesteś, przeczytasz to. Nie było cię na pogrzebie Twojej mamy, wiem, że ją kochasz i szanujesz. Za każdym razem gdy do niej chodzę rozmawiam z nią o Tobie, opowiadam jej wszystko co się dzieje i proszę aby nam pomogła. Twoje dzieci mają niedługo komunię, bardzo by chciały, żebyś w niej uczestniczyła. Tęsknią bardzo za Tobą wiesz? Jak mnie pytają czy dzwoniłaś, serce mi pęka, oczy szklą się, ale wiem że nie mogę się przy nich rozpłakać, muszę być silna. Tak jak pisałam ci ostatnio możesz być spokojna, są zdrowe i bezpieczne. Mimo, że nie jesteśmy w stanie zastąpić tym małym istotkom Ciebie, staramy się zrobić wszystko aby ukoić im cierpienie jakie teraz przeżywają. Wszyscy otaczamy się ogromnym wsparciem, tak jak robiliśmy to zawsze”, napisała siostrzenica zaginionej.
Ola apeluje, by każdy kto ma jakiekolwiek informacje na temat zaginięcia zgłosił się na najbliższy komisariat policji. „Nie zwlekaj, proszę”, napisała.
„Nie martw się ciociu, nie poddamy się nigdy. Wiem, że jesteś z nas wszystkich bardzo dumna, a my jesteśmy z Ciebie za to jaką jesteś silną kobietą. Kochamy Cię bardzo”, podkreśliła Ola.
Zaginięcie i poszukiwania Beaty Klimek
Beata Klimek zaginęła 7 października. Tego dnia kobieta, jak codziennie rano, przygotowała dzieci do szkoły i wyszła z nimi na pobliski przystanek.
Około 7:15 dzieci odjechały.
- Pomachałyśmy i pani Beatka powiedziała, że musi na 8 iść do pracy, a po południu miała iść z dzieckiem na mecz. Miała zaplanowany dzień – opowiadała pani Krystyna, sąsiadka pani Beaty.
Kobieta miała wrócić do domu, by sama pojechać do pracy, już tam nie dotarła. Z kolei w domu, jak się później okazało, nie działał monitoring.
Po południu, kiedy dzieci wróciły do domu, matki nie było.
Mąż pani Beaty
Pani Beata była w związku ze swoim mężem ponad 20 lat. Gdy mieli już trójkę dzieci, relacje między małżonkami zaczęły się psuć. Mąż, pan Jan, wyprowadził się z domu i związał z nową partnerką, ale w weekendy przyjeżdżał do swoich rodziców.
- Bardzo się go bała. Zastraszał ją – zaznaczyła Katarzyna Klimek, siostra pani Beaty.
- On przyjeżdżał z kochanką do swoich rodziców, a na górze tego domu mieszkała jego żona z trójką dzieci. Dzieci to wszystko widziały. Zadawały mamie pytania, kto to jest. Wiem, że Beatka bardzo płakała z tego powodu. Myślę, że chciał zrobić po złości mojej siostrze, na oczach dzieci – mówi pani Katarzyna.
- Ona borykała się z rozwodem. Miała bardzo napiętą sytuację z mężem, który znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie - podkreślała znajoma pani Beaty.
Niedługo po zaginięciu reporter Uwagi! rozmawiał z panem Janem.
- Mi się zdaje, że ona wyjechała (…) Nikomu nic nie zrobiłem – stwierdził mężczyzna.
Autor: wg