47-letnia Beata Klimek jest w trakcie rozwodu. Ponad rok temu z domu wyprowadził się jej mąż. Od tego czasu samotnie wychowuje troje dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Kobieta z dziećmi zajmuje górę domu, a dół jej teściowie.
Co się stało z Beatą Klimek?
W dniu zaginięcia pani Beata, jak codziennie rano, przygotowała dzieci do szkoły i wyszła z nimi na pobliski przystanek.
Około 7:10 wszyscy byli już do przystanku. Tam kobieta spotkała sąsiadkę.
- Odprowadzałam piątkę wnuków, pani Betka siedziała z dziećmi. Spojrzałam na nią i pytam: „Beaciu, co ty dzisiaj taka smutna?”. Powiedziała, że boli ją głowa. Autobus podjechał, dzieci powsiadały. Pomachałyśmy i pani Beatka powiedziała, że musi na 8 iść do pracy, a popołudniu miała iść z dzieckiem na mecz. Miała zaplanowany dzień – opowiada pani Krystyna.
Gimbus odjechał o 07:15 z centrum wsi.
- Jej telefon zamilkł prawdopodobnie o 8:40. Dzwoniły do niej panie z pracy, by zapytać się czemu się nie stawiła. Sygnał był chyba raz czy dwa – mówi Katarzyna Klimek, siostra pani Beaty.
Po południu dzieci wróciły ze szkoły.
- Przyszły do mnie i powiedziały: „Ciocia, mamy nie ma w domu. Pomóż nam” - przywołuje Katarzyna Klimek, siostra pani Beaty.
- Dzielnicowy powiedział, żeby pójść do mieszkania i zobaczyć, czy nie zasłabła. Mama weszła, ale nie było jej – mówi Olga Klimek, siostrzenica pani Beaty.
Poszukiwania 47-letniej Beaty Klimek
W poszukiwania zaangażowali się mieszkańcy, którzy codziennie zbierają się po pracy i przeczesują okoliczny teren. Służby sprawdzają akweny, ściągnięto też psy tropiące.
- Pies poruszał się w rejonie posesji, gdzie prawdopodobnie wyczuwalny był zapach, a następnie poprowadził funkcjonariuszy drogą leśną w pobliskie pola. I przy obszarze leśnym ślad urwał się – mówi jeden z funkcjonariuszy.
Pani Beata, była w związku ze swoim mężem ponad 20 lat. Gdy mieli już trójkę dzieci relacje między małżonkami zaczęły się psuć. Mąż wyprowadził się z domu i związał z nową partnerką, ale w weekendy przyjeżdżał do swoich rodziców.
- Było źle, bardzo źle. Chodzi o kontakt z mężem – mówi Olga Klimek.
- Bardzo się go bała. Zastraszał ją – zaznacza Katarzyna Klimek.
- Ona nie chciała przebywać wtedy w domu. Dlatego przychodziła do moich rodziców, czy wychodziła na plac zabaw. Łapała się każdej aktywności, byleby tylko nie przebywać w domu, bo zawsze było jakieś spięcie – mówi siostrzenica pani Beaty.
- Konflikt był od momentu znalezienia przez jej męża kochanki. Kłócili się o pieniądze, że musi płacić duże pieniądze na zapewnienie bytu dzieci – zdradza siostra pani Beaty
- On potrafił przyjechać i nie przywitać się z dziećmi, nie pożegnać się z nimi. Wielokrotnie traktował je jako powietrze. Robił im kary – opowiada pani Olga.
- Stawiał dziecko w kąt z rękami uniesionymi przez cały dzień. Albo się do niego nie odzywał przez trzy miesiące. To była dla dziecka kara – dodaje pani Katarzyna.
- Nie mogę rzucać oskarżeń przeciwko komuś. Nie ma na to dowodów. Ale ona prawdopodobnie została w mieszkaniu sama, tylko i wyłącznie z mężem. Co ja mam sobie myśleć? – pyta siostra zaginionej.
Co wydarzyło się w dniu zaginięcia?
Wróćmy do początku feralnego dnia. Co mogło się wydarzyć po odprowadzeniu dzieci na przystanek?
Pani Beata prawdopodobnie poszła do swojego domu, żeby się przebrać i pojechać do pracy, tego nie zarejestrował już monitoring, bo ktoś go wyłączył.
Co na to mąż kobiety?
- W poniedziałek rano jak wyszła z dziećmi na przystanek, to było ostatnio jak widziałem żonę – twierdzi. I dodaje: - Byłem na miejscu, bo drzewo z tyłu robiłem.
- Nie było między nami miłości. Zostawiłem jej wszystko i się wyprowadziłem. Nie wiem, gdzie teraz jest żona. Są znalezione jakieś dokumenty po niemiecku. Zdaje mi się, że ona wyjechała. Mam nadzieję, że się znajdzie. Ja mam czyste sumienie – zapewnia mężczyzna.
Oprócz postawionych na nogi służb i mieszkańców w poszukiwania Beaty zaangażowany jest też detektyw.
- Po wstępnych czynnościach zaryzykowałbym takie stwierdzenie, że wersją najbardziej prawdopodobną jest to, że pani Beata nie żyje. Że została pozbawiona życia w wyniku działań osób trzecich – uważa Arkadiusz Andała. I dodaje: - Druga wersja, której nie można wykluczyć, jest taka, że sama się oddaliła z miejsca zamieszkania i jest w jakimś miejscu albo targnęła się na życie. Musimy zadać sobie pytanie, kto najbardziej skorzystałby, gdyby stało się coś złego pani Beacie.
Dzieci kobiety są pod opieką psychologa, trafiły do siostry pani Beaty, która się teraz nimi zajmuje.
- Wiedzą co się stało, ale staramy się cały czas zajmować ich głowę. Bawimy się, gramy w piłkę, wychodzimy na podwórko, czytamy książki, odrabiamy lekcje. Chcemy, żeby nie myślały o tym wszystkim – mówi siostrzenica pani Beaty.
- Najstarszy jej syn ma 12 lat, on bardzo to przeżywa – mówi siostra pani Beaty. I dodaje: - Wypytywałam go, jak mama zachowywała się dzień wcześniej. Mówił, że przez trzy ostatnie dni bardzo bolała ją głowa.
- Nie mogę uwierzyć w to, że ona wyszła i zostawiła dzieci. Szukamy jej wszędzie. Nie ma jej w okolicy, ale być może są miejsca, które przeoczyliśmy. Chcielibyśmy ją znaleźć nieważne w jakim byłaby stanie. Chcemy wiedzieć, co się z nią dzieje – mówi siostrzenica pani Beaty.
- Ona bez dzieci nie może żyć. Dzieci to dla niej cały świat. Wszędzie z nimi jeździła, nie rozstawała się z nimi. Chciałabym, żeby wróciła do domu, do dzieci, które bardzo kocha – mówi siostra pani Beaty.
Autor: wg
Reporter: Jakub Dreczka