W połowie października w górskiej miejscowości Brenna na Śląsku doszło do niebezpiecznej sytuacji z psami. W piątkowe popołudnie, po szkole, trójka chłopców bawiła się na hulajnogach koło domu. Nagle za jednym z nich rzuciły się dwa wielkie psy sąsiadów.
14-latek skoczył do potoku
- Syn zadzwonił do mnie i mówi: „Mamo ratuj, psy uciekły”. Był przerażony, nigdy w taki sposób do mnie nie mówił – opowiada pani Joanna. I relacjonuje dalej: - Ja akurat w tym czasie wracałam ze sklepu, szybko wróciłam. Psy cięgle się kręciły, zaczęłam trąbić. Bałam się wyjść z auta, to wielkie psy, ważą 70-80 kg. Jak zaczęłam trąbić, to psy zbiegły się wokół samochodu. W międzyczasie zadzwoniłam do ich właścicielki. Pani powiedziała, że gówniarza pies pogonił i miał tylko prawo się wystraszyć. To był cały jej komentarz.
- Jak zabrała psy, to wrzeszczałam za synem, bo w strachu nie chciał wyjść z ukrycia – dodaje kobieta.
Sytuację nagrał monitoring.
- Jak to zobaczyłam, to najpierw chciało mi się płakać z przerażenia. To nie pierwsza sytuacja, kiedy psy biegają luzem. Co by było, gdyby go pogryzły? – pyta pani Joanna.
W trakcie naszego nagrania z matką chłopca do rozmowy włączyła się sąsiadka z naprzeciwka. Według kobiet problem z psami trwa od kilku lat. Dzieci boją się przechodzić koło posesji z psami.
- Mój syn nie chodzi główną drogą, idzie łąką. Czasami jak usłyszy, że pies szczeka, to dzwoni i prosi, żeby po niego wyjść – opowiada pani Agnieszka.
- Dwa lata temu jako pierwsza zgłaszałam to na policję. Bo była sytuacja, że psy poleciały za dzieciakami, jedno zdążyło wejść do samochodu, a drugi syn wpadł za bramę i trzymał ją. Byłam wtedy na komisariacie, zgłosiłam sprawę, później dowiedzieliśmy się, że właściciele dostali 300 zł mandatu – mówi pani Agnieszka.
Jak zaznaczają sąsiedzi, psy bez większego problemu przechodzą przez ogrodzenie.
- Na takie wielkie psy to ogrodzenie powinno być zrobione tak, żeby pies nie wymknął się poza teren posesji – uważa pani Joanna.
Jak sprawę komentuje właściciel psów?
W trakcie naszej rozmowy przyjechał właściciel zwierząt.
- Nazwijmy to po imieniu, te psy poleciały przywitać się z sąsiadem. To nie był obcy chłopak, który przejeżdżał na hulajnodze. One go znają – mówi pan Grzegorz.
- W żadnym momencie nie jest pokazane, że psy zaatakowały go – twierdzi mężczyzna.
Zdaniem właściciela zwierząt ogrodzenie jest odpowiednie.
- To nie jest agresywna rasa psów – zaznacza.
Sąsiedzi nie zgadzają się z wersją właściciela psów. Według nich zwierzęta często uciekały, na potwierdzenie czego mają nagrania i zdjęcia.
- Jeżeli to byłby problem, że sterroryzowana byłaby ulica, to zgłoszeń byłoby multum. A fakt jest taki, że było jedno zgłoszenie. Zakończyło się karą grzywny – przekonuje pan Grzegorz.
- Ale myśmy cofnęli się do średniowiecza, gdzie problem nie był zgłaszany i otruli psa – mówi właściciel zwierząt.
- Znalazłem psa skulonego, całego w ślinie, totalnie bezwładnego. Dygotał i ledwo oddychał. Mówię: „Monika, jedziemy do weterynarza”. A ona: „Słuchaj, z Banią jest to samo”. Złapaliśmy drugiego psa i pojechaliśmy do weterynarza. Pani doktor powiedziała: „To jest zatrucie trutką na ślimaki. Typowe objawy” – przywołuje pan Grzegorz.
Właściciel znalazł swoje zwierzęta w ciężkim stanie tydzień po tym, jak pogoniły nastolatka na hulajnodze. Według weterynarza, który leczył psy, najprawdopodobniej zatruły się one trutką na ślimaki. Niestety, młodszego z psów, wabiącego się Ami, nie udało się uratować.
- To było ukryte w kawałkach szynki czy boczku, by one to zjadły – mówi pan Grzegorz.
- Słyszymy, że to nasza wina, że to my otruliśmy psa, że zrobił to mój syn. Oczywiście, że za to nie odpowiadamy. Teraz trwa odwracanie kota ogonem i robienie z dziecka bandyty, mordercy – oburza się pani Joanna.
Sprawami zajmuje się policja
Obie sprawy, ataku na chłopca oraz zatrucia zwierząt, w dwóch odrębnych śledztwach, prowadzi lokalna policja. Zabezpieczono ciało psa do badań oraz monitoringi. Jednak do tej pory policji nie udało się ustalić, kto odpowiada za śmierć zwierzęcia.
- Te psy takie są, że lecą do ludzi, jedno przed drugim, żeby były pogłaskane – twierdzi pan Grzegorz.
- Jeżeli te psy są dla właścicieli łagodne, to wierzę w to, ale kto da mi gwarancję, że te psy poza swoim terenem nie będą agresywne? – odpowiada pani Joanna.
Jak właściciel psów widzi możliwość załagodzenia konfliktu?
- Już się nie da, zamordowali członka mojej rodziny – stwierdza.
Autor: wg
Reporter: Maciej Dopierała