Do tragicznego wypadku na tymczasowym odcinku drogi S5 doszło w listopadzie 2019 roku w okolicy miejscowości Cotoń. Zginął 37-letni Krystian Łaziński - prawnik i lekarz z polskiej rodziny mieszkającej na stałe w Australii.
Początkowo mówiono, że przyczyną wypadku było niezachowanie ostrożności przez 37-latka podczas wyprzedzania. Brat zmarłego, który od lat jest zaangażowany w sprawę, od początku nie wierzył w takie tłumaczenie.
- Było powiedziane, że Krystian wyprzedzał trzy samochody, że właściwie jechał pod prąd. Jeszcze będąc w Australii, wiedziałem, że przyczyna musi być inna – mówił Marcin Łaziński, brat zmarłego, w rozmowie z Uwagą!.
Zobacz ostatni reportaż Uwagi! o wypadku na S5 >>>
Pan Marcin przyjechał do Polski, żeby sprawdzić, co naprawdę się wydarzyło. W okolicy miejsca wypadku zrozumiał, że przyczyną zderzenia mogło być błędne oznakowanie drogi. Ruch odbywał się – do czasu oddania drugiej jezdni - w obu kierunkach, ale kierowcy byli przekonani, że jadą drogą ekspresową i zajmując dwa pasy ruchu, narażali się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Zarzuty dla urzędników GDDKiA
Po blisko czterech latach śledztwa w sprawie postawiono zarzuty. Usłyszeli je wysoko postawieni urzędnicy GDDKiA w Bydgoszczy związani z budową drogi. Przesądziła to ostatnia – trzecia już – ekspertyza zlecona przez prokuraturę w Żninie, która zajmuje się sprawą. Biegły uznał, że tymczasowo oddany do użytku fragment drogi nie był prawidłowo oznakowany, co doprowadziło do śmiertelnego wypadku.
Zarzuty niedopełnienie obowiązków usłyszeli zastępca dyrektora ds. zarządzenia drogami i mostami – Przemysław A. oraz naczelnik wydziału bezpieczeństwa ruchu drogowego i zarządzania ruchem – Tomasz O.
Prokuratura nie wyklucza, że w sprawie zarzuty usłyszą kolejne osoby związane z budową drogi S5.
Autor: as