Kamil Łętek ma 16 lat i mieszka w Kalnej, niedaleko Bielska-Białej. W kwietniu tego roku zwykła przejażdżka hulajnogą niedaleko domu zmieniła życie Kamila i jego rodziny.
- Wszyscy byliśmy w domu. Kamil wyszedł, ja nawet o tym nie wiedziałem, bo uzgodnił to z Gosią, z moją żoną, że idzie się przejechać na hulajnodze. Nagle Gosia wpada do garażu, mówi, że Kamil miał wypadek, jest nieprzytomny, że dzwonili z jego telefonu – opowiada Artur Łętek, tata Kamila.
- Ratownik powiedział mi, że Kamil miał wypadek. Ale jest już w karetce, już czekają na śmigłowiec – mówi pani Małgorzata, mama chłopca.
- To się stało kilometr od domu, na ścieżce rowerowej. Byliśmy tam w 30 sekund dosłownie. To był chaos. Niecodziennie się widzi własnego syna w karetce – dodaje pan Artur.
Do dziś nie wiadomo, dlaczego doszło do wypadku. Policja wykluczyła potrącenie przez samochód. Kask, który miał na sobie, niestety nie uchronił go przed ciężkimi obrażeniami. Nieprzytomnego Kamila znalazła przejeżdżająca przez szosę kobieta i to ona wezwała karetkę.
„Gdyby nie operacja, Kamil by umarł”
Chłopak został przetransportowany śmigłowcem do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie zespół lekarzy uratował mu życie.
- W trakcie diagnostyki okazało się, że ma bardzo rozległe obrażenia mózgu, czyli krwiak śródmózgowy, wiele ogniskowych stłuczeń w obrębie mózgowia. Obrażenia głowy, które wystąpiły u Kamila, wymagały natychmiastowej interwencji operacyjnej. Gdyby nie ta operacja, to najprawdopodobniej Kamil umarłby w ciągu kilku godzin – mówi dr Andrzej Bulandra, chirurg dziecięcy z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.
- Przez tydzień był podtrzymywany w śpiączce. Miał podawany tlen, sam nie oddychał. (…) Nikt nam nie powiedział, co będzie. Mówili, żeby przygotować się na najgorsze – mówi pan Artur.
- Jego pobyt na OIOM-ie był trudny. Codziennie przyjeżdżaliśmy i nie wiedzieliśmy, czego się dowiemy. Stresowaliśmy się bez przerwy przez te 10 dni – przyznaje pani Małgorzata.
- Nie wiadomo było, czy Kamil w ogóle przeżyje – dodaje Ania, siostra Kamila.
Długa i ciężka rehabilitacja
Po jakimś czasie lekarze zaczęli wybudzać chłopca ze śpiączki.
- Otworzył oczy, ale żadnej świadomości tam nie było. Bardzo się cieszyliśmy, ale myślałam, że się obudzi i będzie wszystko w porządku, że będzie wszystko pamiętał. A tak nie było – wspomina mama Kamila.
- Kamil nie poznawał nikogo. Ja, pielęgniarka, pan doktor – to dla niego były wszystko te same osoby – opowiada pan Artur.
- Patrzył na nas, a my nie wiedzieliśmy, czy on jest w tym ciele czy nie – przyznaje Ania, siostra.
Po wybudzeniu Kamil trafił na oddział rehabilitacji.
- Dla nas to był jeden z cięższych pacjentów pourazowych. Był chłopcem zupełnie leżącym, bez słownego kontaktu, z bardzo słabym kontaktem wzrokowym, z pełnym porażeniem prawostronnym - mówi dr Krystyna Stańczyk, chirurg dziecięcy i rehabilitantka z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.
- Pierwsze tygodnie były trudne, ale potem z tygodnia na tydzień pojawia się bardzo duża poprawa – dodaje dr Stańczyk.
„Bez mojej pomocy to by nie szło”
Po czterech miesiącach w szpitalu Kamil wrócił do domu.
- Dla mnie to było przerażające. Bałam się tego wyjścia ze szpitala – przyznaje pani Małgorzata. I dodaje: - Teraz na co dzień muszę mu dużo pomagać. Bez mojej pomocy to by nie szło.
Kamil ma teraz indywidualny tok nauczania, przy którym pomaga mu m.in. mama.
- To trochę niefajne, bo chciałbym chodzić do szkoły – mówi Kamil.
- On potrzebuje teraz więcej snu. Jest przemęczony, on ziewa na lekcji, męczy się. Rehabilitacja też jest dla niego męcząca – opowiada pani Małgorzata.
- Nie widzę poprawy, ale fajnie. Lepiej się czuję. [Poprawa oznaczałaby dla mnie – przyp. red.], żeby ruszać prawą ręką. No i jeszcze chodzenie po schodach – mówi sam Kamil.
Kosztowna rehabilitacja Kamila
- Rehabilitacja Kamila kosztuje około 10 tys. złotych miesięcznie i będzie trwała minimum rok – mówi pan Artur.
- Rok codziennej rehabilitacji to jest minimum. Moim zdaniem on będzie musiał mieć rehabilitację nawet do końca życia – uważa pani Małgorzata.
Mama Kamila nie może pracować, bo całe dnie opiekuje się synem.
- Rehabilitacja jest w Bielsku. Tam są specjaliści: neurologopeda, neuropsycholog i fizjoterapeuci, ale w domu też musimy ćwiczyć – mówi mama chłopca.
- Mam takie marzenie, żeby był w pełni sprawny, żeby dawał sobie radę w życiu – mówi pan Artur. I dodaje: - Ja dużo nie zarabiam, jestem magazynierem, więc jest nam coś ciężko.
Kamil musi mieć dużo wiary i siły
Najważniejsze dla rodziny Kamila jest to, żeby nie stracił motywacji do dalszej rehabilitacji i wiary w to, że jego stan jeszcze się poprawi.
Ostatnio wspólnie oglądali film „Mój biegun”, który opowiada historię Jana Meli, który pomimo tego, że jako nastolatek stracił rękę i nogę wypadku, nie poddał się i zdobył południowy biegun ziemi oraz biegun północny.
Kamil od najmłodszych lat fascynuje się nauką i techniką. Dziś uczy się w technikum informatycznym. Bez rehabilitacji nie będzie miał możliwości rozwijania swojej pasji - druku 3D. Pasji, która być może w przyszłości stanie się jego zawodem.
- Najbardziej tęsknię za drukowaniem, ale przez ten wypadek dużo mi się zapomniało – mówi Kamil.
- Wierzę, że kiedyś będę mógł znowu iść na narty – dodaje chłopak.
Pomóż Kamilowi oraz innym podopiecznym Fundacji TVN. Włączenie się w akcję jest proste – wystarczy wysłać SMS-a (wiadomość na numer 7356 o treści POMAGAM - 3,69 pln z VAT).
Pozostałe formy wsparcia wskazane są na stronie Fundacji. Zobacz więcej >>>
Autor: as
Reporter: Endy Gęsina-Torres