Wdowa po kierowcy jest zadowolona z decyzji ZUS, ale ze względów osobistych nie chce ujawniać kwoty odszkodowania. -Tu nie chodzi o pieniądze, dlatego nie będę się odwoływała od tej decyzji i nie będę walczyła o większe odszkodowanie. Nie zależało mi na pieniądzach tylko na prawdzie. Bałam się tej walki, bo z ZUS-em mało kto wygrywa, ale jestem dumna że sprawiedliwości stało się zadość. Teraz liczę na to, że sprawca tej tragedii zostanie sprawiedliwie ukarany - powiedziała Uwadze! żona nieżyjącego kierowcy. Andrzej Chudzik był zawodowym kierowcą. We wrześniu ubiegłego roku na pętli autobusowej w Częstochowie został brutalnie zaatakowany przez pasażera, a następnie zmarł w wyniku szamotaniny. Bezpośrednią przyczyną zgonu był rozległy zawał serca. Biegły sądowy stwierdził, że bójka mogła w sposób pośredni przyczynić się do śmierci kierowcy autobusu. Napastnikiem był były komandos Mariusz C. Pracodawca kierowcy, a także Państwowa Inspekcja Pracy, uznali zdarzenie za wypadek w miejscu pracy. Dzięki temu wdowa mogła ubiegać się o odszkodowanie. Lekarz orzecznik ZUS, wbrew opinii lekarza sądowego, uznał jednak, że nie było związku pomiędzy napaścią a zawałem serca. Śmierć uznał za naturalną, czego konsekwencją była odmowa wypłaty odszkodowania. Jednocześnie ZUS zwiększył pracodawcy składki ubezpieczeniowe. Uzasadnił, że powodem był… wypadek przy pracy, jakim była śmierć kierowcy. Wciąż nie rozpoczęła się sprawa karna dotycząca śmierci kierowcy. Pierwsza rozprawa została odwołana, bo nie zgłosił się na nią oskarżony. Kolejna – także nie, bo oskarżony poinformował, że w drodze do sądu miał wypadek samochodowy. Następną rozprawę zaplanowano na 3 lipca.