Andrzej W. pracował jako adiunkt w Klinice Położnictwa i Ginekologii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Prowadził też prywatny gabinet lekarski. Tam zdaniem śledczych oszukiwał pacjentki, narażał na niebezpieczeństwo ich życie i zdrowie, a także wymuszał łapówki. Twierdził, że kobiety są chore i wymagają zabiegu. Wmawiał im choroby, których nie miały. Podawał lek usypiający, który można stosować jedynie w szpitalu, w obecności anestezjologa. – Prawo polskie nie przewiduje możliwości znieczulania ogólnego bez obecności anestezjologa – mówi Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Śledztwo wykazało też, że niektóre z usypianych przez niego pacjentek były we wczesnej ciąży. Narkoza groziła uszkodzeniem płodu. Ginekolog twierdził, że działał wyłącznie dla dobra pacjentek - znieczulał je przed zabiegami w prywatnym gabinecie, by nie cierpiały. Świadkiem jednego z takich zdarzeń był mąż jednej z kobiet. Widział jak po podaniu leku Andrzej W. nie rozpoczął zabiegu lecz poszedł na kawę. Inne zarzuty prokuratury dotyczyły pracy AndrzejaW. na Akademii Medycznej. Ustalono, że żądał łapówek za przyjęcie pacjentek na oddział. Cesarskie cięcia, które przeprowadzał, kosztowały od 1 do 3 tysięcy złotych. Andrzej W. wpadł dzięki prowokacji przeprowadzonej przez dziennikarzy Uwagi! Reporterka umówiła się na wizytę w jego gabinecie. Wcześniej inny lekarz stwierdził, że jest zdrowa. Tymczasem doktor W. stwierdził, że cierpi na poważną chorobę i zlecił kosztowny zabieg, który miał być przeprowadzony w jego gabinecie. W roli anestezjologa przy operacji miała asystować jego żona, która jest endokrynologiem i diabetologiem. -Takie zabiegi robię trzy razy dziennie. Albo pani ma do mnie zaufanie, albo nie, i dziękuję, do widzenia – mówił wówczas Andrzej W. Dopiero po nagłośnieniu sprawy przez Uwagę! poszkodowane kobiety zdecydowały się złożyć w prokuraturze doniesienie o przestępstwie. Twierdzą, że wiedziały, że Andrzej W. je oszukał lecz nie potrafiły samodzielnie z nim walczyć. Wiele pacjentek leczyło się u niego przez kilka lat, niektóre zapłaciły mu w sumie kilkanaście tysięcy złotych.