"To walka o nasze dzieci"

TVN UWAGA! 217301
- Dla urzędników to tylko kwestia pieniędzy, dla nas - walka o życie naszych dzieci - mówią zdesperowani rodzice niepełnosprawnych dzieci z Brzeszcz, których tamtejsi urzędnicy – wbrew wyraźnemu obowiązkowi ustawowemu - nie chcą dowozić do szkoły.

Katarzyna Łęcka, mama Bartka, złożyła oficjalną skargę na decyzję pani burmistrz. - Szkoła specjalna w Oświęcimiu zapewnia dziecku czterogodzinny pobyt. Ośrodek w Kozach, do którego chcę, by chodziło moje dziecko, siedmiogodzinną opiekę i rehabilitację! Tym to się różni! - przekonywała radnych pani Katarzyna.

RPO: urzędnicy łamią prawo

Ośrodek, zapewniający kompleksową opiekę, położony jest tylko kilka kilometrów dalej od szkoły w Oświęcimiu, do której dotąd uczęszczał Bartek. Dziesięciolatek jest głęboko upośledzony: nie mówi, nie chodzi i wymaga stałej opieki. Od września ani razu nie był w szkole. Wszystko dlatego, że burmistrz Brzeszcz odmawia chłopcu dowozu, twierdząc że przepisy każą jej zapewnić transport tylko do najbliższej szkoły, którą według władz jest ta w Oświęcimiu.

- Nie pozbawiam dziecka możliwości uczenia się! - upierała się w rozmowie z nami burmistrz Cecylia Ślusarczyk. W tej sytuacji Katarzyna Łęcka poprosiła o pomoc Rzecznika Praw Obywatelskich. "Postawa pani burmistrz jest nieugięta i prawdopodobnie znajdzie finał w sądzie" - napisała w liście. Specjaliści RPO postawili sprawę jasno: urzędnicy z Brzeszcz łamią prawo. - Nie ma, co do tego żadnych wątpliwości - komentowała Anna Błaszczak-Banasiak, dyrektorka ds. Równego Traktowania przy Biurze Praw Obywatelskich. Tymczasem burmistrz Brzeszcz, podczas specjalnej sesji, przekonywała radnych, że... stoi na straży prawa. A Daniel Włoka, aplikant na radcę prawnego, uzasadniał: - Zapewnienie temu dziecku dojazdu do placówki położonej dalej stanowiłoby naruszenie dyscypliny finansów publicznych.

Przypomnijmy: z domu Bartka do nowej szkoły w Kozach jest 14 km. Do poprzedniej szkoły w Oświęcimiu - 10 km. O to, kto powinien dowozić chłopca do szkoły, zapytaliśmy MEN. Odpowiedź była krótka: co do zasady to rodzice decydują o wyborze ośrodka dla swojego niepełnosprawnego dziecka, a gmina zapewnia dowóz.

10-letnia Natalia

W takiej samej sytuacji jak Bartek jest 10-letnia Natalia. Dziewczynka ma wadę rozwojową centralnego układu nerwowego: nie słyszy, traci wzrok, nie mówi. W orzeczeniu z poradni psychologiczno-pedagogicznej zalecono pobyt i zajęcia w ośrodku w Kozach. Przez ostatnie dwa miesiące rodzice dziewczynki sami organizowali dla niej dowóz do nowej szkoły. Niestety, okazało się to zbyt trudne, ponieważ dziewczynka wymaga transportu w specjalnym wózku, a ten nie mieści się w aucie osobowym.

- Natalka nie jest w stanie sama utrzymać się na nogach - tłumaczy jej mama, Weronika Gąsior. Podkreśla jednak, że już po dwóch miesiącach pobytu i rehabilitacji w ośrodku w Kozach widzi u córki znaczny postęp.

Dobro dziecka czy kilometry?

W sprawę zaangażował się Rzecznik praw Dziecka. Marek Michalak zwrócił się do burmistrz Brzeszcz o wyjaśnienia. - Tę sytuację trudno w ogóle zrozumieć. Dobro dziecka okazuje się mniej ważne, niż kilometry - komentował Łukasz Sowa z biura RPD.

Tymczasem w Brzeszczach komisja rewizyjna uznała, że postępowanie pani burmistrz było prawidłowe. - Będę walczyła dalej - zapowiadała mama Bartka. - Dla kogoś to tylko pieniądze. Dla nas to walka o nasze dzieci - dodała mama Natalii, Weronika Gąsior.

Już po tym, jak nasze kamery opuściły sesję rady gminy, jeden z radnych zgłosił wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy i zorganizowanie transportu dla dzieci. Wniosek przyjęto większością głosów. "Za" było 13 radnych, czterech wstrzymało się od głosu. Teraz burmistrz ma wydać do niego swoja opinię i ma na to miesiąc. Dopiero 29 listopada, na kolejnej sesji, przedstawi swoje stanowisko.

podziel się:

Pozostałe wiadomości