Mariola do Krakowa jechała ze swoim przyjacielem. Pięć kilometrów przed wyjazdem z autostrady pod Krakowem, doszło do wypadku. Ich auto zjechało z drogi i uderzyło w nasyp. Kierowca nie ucierpiał, ale Mariola była w ciężkim stanie. Na miejscu wypadku natychmiast pojawiła się policja i obsługa autostrady. Dziewczyna jeszcze żyła. Chwilę potem na miejscu zjawiły się dwie karetki, jednak nie zatrzymały się. Pojechały dalej przeciwległym pasem. Gdy ponownie zjawiły na miejscu wypadku, minęło ponad 40 minut. Dziewczyna zdążyła umrzeć. Okazało się, że ambulanse nawróciły dopiero 40 kilometrów dalej - na węźle w Chrzanowie. Od powstania autostrady przejazdy awaryjne dla służb ratunkowych rozmieszczone są w tych samych miejscach, co 4 kilometry. Wcześniej były tam separatory wypełnione piaskiem. Od kwietnia zostały zastąpione aluminiowymi barierami. Bardzo łatwymi do rozmontowania. Zdemontowanie barierek zajmuje raptem 3 minuty. Gdyby nawet personel karetek nie umiał tego zrobić, mogła im pomóc obsługa autostrady.---obrazek _i/wypadek2.jpg|prawo|Barierki można zdemontować--- Niezrozumiałe jest także to, dlaczego lekarze nie zrobili tego, co policjanci i strażacy. Ci zatrzymali się na pięciometrowym pasie zieleni i pasie awaryjnym koło miejsca wypadku i natychmiast pobiegli do rannych. Lekarze twierdzą jednak, że obawiali się o swoje bezpieczeństwo. Teraz sprawą zajmuje się prokuratura. Zarzuty postawiono już kierowcy, który spowodował wypadek. Teraz badana jest także sprawa zachowania zespołów karetek pogotowia, które nie udzieliły natychmiast pomocy rannym. Rodzice Marioli postanowili również złożyć w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez lekarzy pogotowia.