30 kwietnia 2005 r. grupa nauczycieli z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Kielcach wybrała się na spływ łodziami po Sanie. Rzeka była wzburzona po burzy, prąd gwałtowny, w wodzie pływały gałęzie i konary drzew. O taki konar uderzyła jedna z łódek, potem zderzyła się z inną. Do wody wpadło kilkanaście osób. - Usłyszałyśmy przerażający krzyk – opowiada Daria Kawula – Solorz, uczestniczka spływu. – To był flisak, młody chłopak, unoszony przez nurt. Płynął tak szybko, jak motorówka. Flisak utonął. Woda zabrała też cztery nauczycielki. Być może ofiar nie byłoby, gdyby łodzie zostały wyposażone w sprzęt ratunkowych. Nie było na nich jednak ani kapoków, ani nawet żadnych naczyń do wylewania wody. - Wodę wylewaliśmy rękami, bo nie było czerpaków – mówi Paweł Pietraszyk, nauczyciel WF w ZSZ nr 1. – Była tylko gąbka, jak do czyszczenia samochodu, i flisak wybierał nią wodę. W poniedziałek sąd w Kielcach wydał wyrok na odpowiedzialnych za organizację i bezpieczeństwo spływu. Jego dyspozytorowi Stanisławowi Ż. prokuratura zarzuciła m.in. to, że zezwolił na spływ, mimo że na łodziach nie było sprzętu ratowniczego, a załoga była nieprzeszkolona. Został skazany na trzy lata więzienia. Inspektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Krakowie Marian K. odpowiadał za to, że nie przeprowadził kontroli u organizatora spływu. Wyrok – rok w zawieszeniu na dwa lata. Obaj oskarżeni wnosili o uniewinnienie. Teraz będą się odwoływać od wyroku.