- Ciągle widzę córkę na masce tego samochodu. Nie mogę spać. Zamykam oczy i widzę ją w powietrzu. (...) Pamiętam, że mąż powiedział: Pakuj się, wyprowadzamy się z tego kraju. Nie ma tu sprawiedliwości" - opowiada matka 14-latki potrąconej na przejściu dla pieszych w Rzeszowie.
Do wypadku doszło w grudniu 2023 roku. Daria przechodziła przez skrzyżowanie ulicy Rzecha z ulicą Załęską w Rzeszowie, by dojść na przystanek, z którego miała dojechać do szkoły. Nastolatka pokonała jedną część przejścia rozdzielonego wyspą, a w połowie drugiej części została uderzona przez kierowcę passata. Siła uderzenia odrzuciła nastolatkę na kilkadziesiąt metrów.
- Pamiętam, jak przechodziłam przez przejście i tyle. Później już pamiętam, jak byłam w szpitalu – mówi dzisiaj Daria.
Nastolatka przyznaje, że ma świadomość, że cudem uszła z życiem.
- Prawie przerwało mi rdzeń kręgowy – mówi w rozmowie z reporterką Uwagi!
- Przejeżdżam przez to przejście czasem dwa razy dziennie, ciągle widzę córkę na masce tego czarnego samochodu – mówi pani Agnieszka, matka dziewczynki.
- Moja córka jeździła konno, uwielbiała to, to była jej pasja, marzenie od dawna, które zrealizował jej dziadek. Co piątek przyjeżdżał po nią, zabierał do stadniny, opłacał lekcje. Miała dostać zimowe ubranie, żeby podczas jazdy było jej ciepło. Ubranie do tej pory leży z metkami w szafie. Już nigdy tego nie założy – ubolewa matka Darii.
Dziewczynka w wypadku odniosła wiele ciężkich obrażeń, do dzisiaj ma w ciele druty i wymaga rehabilitacji.
- Złamany kręgosłup, zgruchotana miednica. Kości jej się zrosły i wraca do sprawności, z czego oczywiście się cieszymy, ale nikt nie mówi o konsekwencjach w przyszłości – mówi pani Agnieszka. I dodaje: - Ja, jako mama, w pierwszej kolejności pomyślałam: A co z jej ciążami w przyszłości? Co z jej pasjami? Co z jazdą na rolkach, łyżwach, jazdą konną, obozami sportowymi? Była bardzo aktywną dziewczyną, w tym momencie nie robi nic z tych rzeczy.
Kierowcą był zawodowy żołnierz, a jego żona to policjantka
„Jadąc prawym pasem ruchu ul. Rzecha w kierunku ul. Żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, potrącił pieszą przebiegającą przez jezdnię w miejscu niedozwolonym”, napisano w policyjnej notatce z wypadku.
Rodzice są zbulwersowani tym, że została ona sporządzona w taki sposób, jakby było to stwierdzenie faktu.
- Policjanci nie mogli stwierdzić faktu, bo ich tam po prostu nie było. Pracując na miejscu wypadku, widzieli pojazd, który stał na pasie ruchu, widzieli dziecko, rozmawiali z osobami, które zastali na miejscu zdarzenia. I na tej podstawie została sporządzona notatka – stwierdza podkomisarz Magdalena Żuk, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
- Być może jest to niefortunne sformułowanie, ale policjanci na pewno na tamtą chwilę nie wiedzieli, co w tym miejscu zaszło – dodaje podkomisarz Magdalena Żuk.
Rodzice poszkodowanej 14-latki od początku prosili o zabezpieczenie monitoringu. Policjanci mieli im rzekomo odpowiadać, że może kamery nie działały.
- Nie byłam obecna przy tych rozmowach. Nie wiem, w jaki sposób policjanci rozmawiali z rodzicami pokrzywdzonej dziewczynki, natomiast monitoring został zabezpieczony przez policjantów – mówi podkomisarz Magdalena Żuk.
- Monitoring został w pierwszej kolejności zabezpieczony przez rodzinę. Wystąpiliśmy o jego uzyskanie szybciej niż wniosek policji – mówi Andrzej Mucha, pełnomocnik rodziny Darii.
- Sprawca, jak mu przedstawiono zarzut spowodowania wypadku, nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Próbował się tłumaczyć, że nie zauważył przechodzącej przez przejście pieszej i skupił się na pojeździe, który miał wyjeżdżać z prawej strony, z drogi podporządkowanej – mówi Krzysztof Ciechanowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. I dodaje: - Twierdził, że pokrzywdzona miała przechodzić przez jezdnię w miejscu do tego niedozwolonym, jak i również że miała mu wtargnąć pod samochód. Przyjęliśmy to jako linię obrony podejrzanego z uwagi na to, że pozostałe, inne dowody zgromadzone w sprawie przeczą wyjaśnieniom podejrzanego.
Z jaką prędkością jechał kierowca, który potrącił 14-latkę w Rzeszowie?
Powołany przez prokuraturę biegły wydał opinię, że kierowca w chwili wypadku jechał z prędkością 60 km/ h. Rodzice Darii dysponują jednak opinią prywatną, gdzie inny biegły obliczył, że było to 76 km/h.
Z instruktorem nauki jazdy odtworzyliśmy trasę przejazdu auta, zanim doszło do wypadku.
- Najpierw zbliżamy się do przejazdu kolejowego, gdzie jest ograniczenie do 30 km/h. Potem jest znak, że można przyspieszyć do 50 km/h. Z monitoringu widać, że kierowca wpada na skrzyżowanie bez hamowania, bo nie widać czerwonych świateł stopu, a jest ciemno – mówi Zenon Kuryłowicz, instruktor nauki jazdy.
Odległość od przejazdu kolejowego do przejścia dla pieszych to 300 metrów. Z jaką prędkością ten odcinek drogi pokonał kierowca? Nie wiadomo. Pełnomocnik rodziny twierdzi, że śledczy nie badali tego, choć rodzice Darii złożyli wniosek, by monitoring z tych kamer też został zabezpieczony.
6 tys. zł grzywny i 5 tys. nawiązki dla rannej nastolatki
Dla rodziców Darii najbardziej szokujący jest wyrok, który zapadł w trybie nakazowym. Bez rozpraw i udziału stron. Tryb ten umożliwia szybkie rozpoznanie sprawy, gdy okoliczności czynu nie budzą żadnych wątpliwości. Sędzia skazała kierowcę na karę grzywny. Nie dostał kary zakazu prowadzenia pojazdów. Szczegółów rozstrzygnięcia nie poznamy, bo do wyroków nakazowych nie sporządza się uzasadnień.
- Jeżeli chodzi o ocenę, czy ten wyrok jest surowy, łagodny czy wręcz bardzo łagodny, nieadekwatny do tego zdarzenia, to ja tego nie stwierdzę. To nie należy do moich kompetencji - mówi Tomasz Mucha, rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie.
Autor: wg
Reporter: Agnieszka Madejska, Magdalena Zagała