Schroniskiem w Dyminach pod Kielcami od kilkunastu lat zarządza kieleckie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, jedna z miejskich spółek. Tylko na jego utrzymanie z budżetu Kielc i okolicznych gmin do PUK-u wpływa rocznie ponad 800 tysięcy złotych. A w schronisku w urągających wszelkim zasadom, a przede wszystkim – w gwałcących po prostu zwyczajne uczucie litości warunkach żyły i umierały zwierzęta. O złej sytuacji w schronisku organizacje broniące praw zwierząt informowały od wielu lat. Do kancelarii prezydenta Polski wpłynęło kilkaset listów w tej sprawie. W efekcie 5 października na niezapowiedzianej inspekcji pojawili się posłowie i przedstawicielka kancelarii. To, co zobaczyli było wstrząsające. Na ich oczach skonał jeden z psów. - Ta sunia wyszła do nas i skonała na naszych oczach – mówi Paweł Suski, poseł na Sejm. – Nie wyobrażam sobie, żeby to mógł zrobić człowiek, ale to zrobił człowiek. Sekcja zwłok wykazała: rozległy krwiak w tkankach miękkich po stronie prawej z rozległymi mechanicznymi uszkodzeniami mięśni, sześć połamanych żeber, niektóre z połamanych żeber były oddzielone od części mostkowej oraz od kręgosłupa i pozostały luźno ułożone w poprzek do prawidłowego anatomicznego ustawienia. Jak mogło dojść do takiego zaniedbania zwierzęcia powierzonego pieczy pracowników schroniska? Przez pięć pierwszych miesięcy tego roku uśpiono w schronisku w Dyminach 27 psów, zaś 52 padły. W całym ubiegłym roku zmarło 148 psów. Nie wiadomo, jakie są powody tak dużej śmiertelności zwierząt, bo brakuje kartotek z dokładnymi opisami poszczególnych przypadków. A weterynarz, który opiekował się psami już w schronisku nie pracuje. - Wnikliwe kontrole zaczęły się w kwietniu, w lipcu wydano opinię o stanie schroniska – mówi Wiesław Wyszkowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Kielcach. – Jej główne punkty to - zbyt duża liczba zwierząt, co powodowało zagryzienia i nieprecyzyjna dokumentacja, która mogła wskazywać, że nie wszytki eutanazje odbyły się tu w sposób właściwy. Prezes kieleckiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych Krzysztof Solecki niewiele ma do powiedzenia na zarzuty o stan powierzonej mu placówki. - Nie ma takiej możliwości, by pies w naszym schronisku umarł z głodu – kwituje sprawę Krzysztof Solecki. Równie mało do powiedzenia ma wiceprezydent Kielc. Urząd Miasta jest zwierzchnikiem PUK-u. - To epatowanie emocjami – powiedział Czesław Gruszewski, wiceprezydent Kielc, gdy reporterka UWAGI! pokazała mu wstrząsające zdjęcia psów padłych w schronisku w Dyminach. Doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez pracowników schroniska złożyła w Kielcach warszawska Fundacja Emir. Dowody na łamanie praw zwierząt mają kilkaset stron. Nie wiadomo, jak leczono tu zwierzęta, czy były szczepione i sterylizowane. Ile z nich zostało uśpionych, ile adoptowanych i dokąd trafiły. - Mamy prawo podejrzewać, że odbywa się tam manipulowanie dokumentami bądź ich tworzenie ad hoc – mówi Krystyna Sroczyńska, prezes Fundacji Emir. – Zrobienie kilku tysięcy kartotek to wielka praca – trzeba wymyślić wiele psów i wiele sposobów na to, jak te psy wyszły z tego schroniska. Na protesty obrońców praw zwierząt dyrekcja schroniska odpowiedziała szczelnym zamknięciem bram. Pani dyrektor nie chciała wpuścić do środka ludzi, którzy chcieli adoptować zwierzęta. Kłopoty z wejściem do schroniska miała nawet powiatowy lekarz weterynarii w Kielcach, mimo, że wcześniej jego inspekcję uzgodniono z prezydentem miasta. Kiedy po kilku dniach ekipa UWAGI! znów przyjechała do Dymin, wpuszczono ją w końcu do środka. Co zobaczyli dziennikarze? Psy jedzą raz dziennie - około godziny 10. pracownicy gotują im sami, bo sucha karma jest dla schroniska za droga. W innych schroniskach wolontariusze wyprowadzają psy na spacer. W Kielcach zwierzęta znają tylko ciasne boksy. Od kilku dni w schronisku znów możliwe stały się adopcje. Po interwencjach powiatowego lekarza weterynarii, obrońców praw zwierząt i mediów, w kieleckim schronisku wybieg dla psów jest właśnie budowany. Powstały też specjalne boksy, w których zwierzęta będą przechodzić kwarantannę. Klatki w końcu nie są przepełnione. Dla organizacji broniących praw zwierząt to jednak za mało, bo za cel postawiły sobie odsunięcie PUK-u od prowadzenia schroniska. Władze Kielc mają przeprowadzić konkurs na nowego zarządcę. Już wiadomo, że PUK w nim nie wystartuje. Ale na rozstrzygnięcie konkursu trzeba będzie czekać aż do marca. Kolejna demonstracja w obronie praw zwierząt przed kieleckim schroniskiem zaplanowana jest na 17 listopada. W schronisku wciąż mieszka 150 psów. Na naszej stronie internetowej mogą państwo znaleźć zdjęcia zwierząt, które czekają tam na adopcję i nowe domy.