- Ania kończyła pracę o godz. 11:00. Dzwoniłam do niej i pytałam kto do kogo przyjeżdża na weekend, my do niej czy ona do nas. Zadecydowaliśmy, że to jednak ja przyjadę do Ani. Po 12:00 byłam już u niej pod blokiem. Wyszliśmy z samochodu i zobaczyłam te opuszczone rolety. Od razu nogi miałam jak z waty. Nie mogłam iść, powiedziałam tylko mężowi, że coś jest nie tak. Domofonu nikt nie odbierał. Telefonu też nie odbierała. I nagle dostałam sms-a, że oni już są na PKS-ie i zaraz będą u nas. Wróciliśmy do domu. Ale po jakimś czasie stwierdziłam, że to nie jest tak. Znowu pojechaliśmy do nich do domu. Tam już spotkałam pod blokiem jej przyjaciółkę. Obie nie wiedziałyśmy co się dzieje. W końcu sąsiadka wpuściła nas na klatkę, ale drzwi były zamknięte. Było cicho. A one już tam po prostu leżały – opowiada Elżbieta Cicharska, siostra zamordowanej Anny Z.
Sprawca Przemysław Z. musiał obserwować dom. Kiedy matka wyszła do sklepu po zakupy o godzinie 11:00 zapukał do drzwi. Najprawdopodobniej to dziewczynki wpuściły go do mieszkania. Najpierw pozbawił życia młodszą córkę, 9-letnią Patrycję, potem jej starszą cztery lata siostrę Nikolę. Kiedy Pani Anna wróciła z zakupami ogłuszył ja i w brutalny sposób zamordował.
- Ona miała wręcz nadzór psychiczny i to przez cała jego rodzinę. I jakiekolwiek scysje były w domu, to potem zawsze w domu pojawiał się jego ojciec, matka. Tłumaczyli, że Przemek jest nerwowy, ale jest też kochany i więcej już tego nie będzie robił – opowiada Andrzej Borowiecki, kuzyn zamordowanej Anny Z.
- Ania nie mogła nawet telefonu do mnie wykonać, bo jak już zadzwoniła, to on od razu chciał wiedzieć o czym ze mną rozmawiała. Do sklepu sama nie mogła wyjść. Jak wychodziła, to on się ubierał i szedł z nią. Nawet jak szła do piwnicy, to on szedł za nią. Był chorobliwie zazdrosny. O tym, że podnosi na nią rękę normalnie mi opowiadała. Dzwoniła i mówiła co się danego dnia działo. To nie były bardzo częste sytuacje ale były. Raz ją pobił tak mocno, że zdecydowała się na założenie niebieskiej karty. Zrobiła zdjęcia, obdukcję całą – mówi dalej Elżbieta Cicharska.
Policja twierdzi, że Pani Anna nigdy na żaden komisariat jednak nie dotarła. Zapewne chciała uspokoić rodzinę mówiąc, że założyła niebieską kartę. Komendant zapewnia, że pozostałby jakikolwiek ślad jej wizyty a takiego w żadnej dokumentacji nie ma.
- Nie funkcjonowała w tej rodzinie procedura niebieskiej karty. Sprawdziliśmy wszystkie rejestry i na chwilę obecną mogę powiedzieć, że od 2003 roku taka procedura nie była wszczęta – mówi Andrzej Kostka, komendant Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
Miesiąc temu Pani Anna złożyła pozew rozwodowy. Tydzień temu zabrała dziewczynki i wyprowadziła się z domu. Kilka dni temu mąż odebrał z sądu pismo, z którego dowiedział się, że ich małżeństwo właśnie się kończy.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że Przemysław Z. zaplanował tą okrutną zbrodnię. Mogła to być zemsta za to, że żona chciała się z nim rozwieść.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.