Marcin Fijałkowski, student, harcerz, sportowiec. Cały czas w ruchu. Bardzo lubiany przez swoich młodszych kolegów z harcerstwa. W jednej chwili jego życie zmienił na zawsze pirat drogowy. Półtora roku temu szedł do mamy na działkę, ulicą ścigały się dwa samochody. Jeden z nich wypadł z drogi, prosto na Marcina. - Usłyszałem huk, zobaczyłem, jak słup leciał na samochód i zaraz zobaczyłem, że ze mną jest coś nie tak – głos Marcina się łamie. – Nie miałem skarpetki, buta, kości były na wierzchu. Po amputacji nogi, Marcin z trudem dochodził do siebie. Nie chciał spotykać się z przyjaciółmi, zamknął się w domu. - Przy kolegach, którzy przychodzą teraz codziennie, zachowuje pozory, że się trzyma – mówi matka Marcina. – Jest z nimi, ale jego wzrok kieruje się gdzieś dalej. Coś mu przeszkadza przezwyciężyć to wszystko. Największym wsparciem dla chłopka jest jego dziewczyna Ewa. - Marcin jest bardzo dzielny – mówi Ewa. – Gdyby tylko miał dobrą protezę. On chciałby dalej chodzić, biegać, wspinać się, łazić na wędrówki po lasach, jeździć na obozy. Pieniądze na protezę zebrali harcerze. Dzisiaj jest już za mała, dalsze używanie może skończyć się dla chłopaka poważnymi urazami. Kiedy drużyna Marcina, jak co roku wybrała się na rajd, Marcin zdecydował się przejść całą trasę. Swoją determinację przypłacił powtórną operacją. Marcin wrócił na studia informatyczne. Codziennie dojeżdża pociągiem z Grodziska Mazowieckiego, w Warszawie przesiada się do tramwaju. Koledzy i koleżanki podziwiają jego upór, ale wiedzą jak wiele kosztuje go powrót do normalnego życia. - Chciałbym w przyszłości jeden raz skoczyć na spadochronie – mówi Marcin. – Harcerze z mojej drużyny bardzo chcą skakać. Chciałbym ich zachęcić, dodać odwagi, pokazać, że ja też potrafię.