Alarmujące zgłoszenie o zaniedbanych psach. Właściciel okazał się weterynarzem. Co się wydarzyło?

Alarmujące zgłoszenie o zaniedbanych psach. Właściciel okazał się weterynarzem. Co się wydarzyło?
Alarmujące zgłoszenie o zaniedbanych psach. Właściciel okazał się weterynarzem. Co się wydarzyło?
Dostaliśmy zgłoszenie o zaniedbanych, chorych psach, których właścicielem okazał się weterynarz. Pojechaliśmy do Sulechowa, żeby sprawdzić, dlaczego psy człowieka, którego zadaniem jest pomagać zwierzętom, były w takim stanie. Co się okazało?

Według relacji naszych rozmówców psy błąkające się po ulicach Sulechowa były głodne i spragnione. Owczarki miały mieć chore uszy, być wychudzone, słabe i zarobaczone. Jedna z suk miała także ubytki w sierści oraz problemy z poruszaniem się.

- Zwierzęta były w tragicznej formie, to był obraz nędzy i rozpaczy – opowiada Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt.

- Jeden pies miał też na sobie białe robaki – dodaje pani Aneta, mieszkanka Sulechowa.

Właścicielem psów okazał się weterynarz

Mieszkańcy miasta próbowali ustalić, kim jest właściciel psów. Na miejscu pojawili się także wolontariusze Biura Ochrony Zwierząt, którzy zaopiekowali się zwierzętami.

- Szukaliśmy dla nich pomocy. A z racji, że mamy na ulicy weterynarza, który ma czytnik chipów, pomyśleliśmy, że pomoże znaleźć nam właściciela psów – opowiada pani Aneta.

- Zwierzęta przedstawiały obraz wieloletniego zaniedbania. To musiało trwać bardzo długo – uważa Izabela Kwiatkowska.

Podczas interwencji okazało się, że właścicielem psów jest miejscowy lekarz weterynarii, u którego kobiety szukały pomocy. Przypuszczenia potwierdził odczyt chipów oraz monitoring zabezpieczony przez sąsiadów przychodni.

- W międzyczasie przyjechał pan weterynarz. Widział, że stoimy przed jego domem, że jest zgrupowanie ludzi, ale nie zareagował – zaznacza pani Aneta.

- Pierwszy raz spotkaliśmy się z sytuacją, aby to lekarz doprowadził swoje psy do takiego stanu – mówi pani Izabela.

- Zwierzęta były w okropnym, zaniedbanym stanie. Nie spodziewałem się, że właściciel – weterynarz, nie będzie w stanie zadbać o swoje psy – mówi pan Mateusz, sąsiad weterynarza.

Jak sprawę komentuje weterynarz?

Upubliczniona sprawa zaniedbanych owczarków wywołała w miasteczku wielkie emocje, a na lekarza wylał się hejt. Dlaczego psy należące do weterynarza były w tak złej kondycji?

- Przeciętny Kowalski poszedłby z nimi do eutanazji, ja mógłbym to zrobić nikogo nie pytając, mimo to codziennie karmiłem je i pielęgnowałem. Wydawaliśmy pieniądze na ich leczenie – przekonuje lek. wet. Przemysław Brodzikowski.

- Nie można pójść do SPA z gorączkującym zwierzęciem, które ma otwarte rany na skórze. Ta choroba jest nieuleczalna i nawrotowa – dodaje mężczyzna.

- Lekarz weterynarii twierdził, że to jest alergiczne zapalenie skóry od pcheł. A doskonale wiemy, że żeby doprowadzić do takiego stanu, to pies musi mieć na sobie pchły od dłuższego czasu – wskazuje pani Izabela.

- Zwierzęta czasami kilkukrotnie w ciągu roku były w SPA. Natomiast w tym roku zalęgły nam się jeże na posesji. Te jeże, przychodząc, o czym nie wiedziałem, przyniosły ze sobą pchły – mówi lek. wet. Przemysław Brodzikowski.

Jak psy wydostały się na zewnątrz?

Lekarz odpiera wszelkie zarzuty. Mimo zabezpieczonych nagrań monitoringu, na których widać, że psy same wychodzą z posesji, weterynarz zgłosił policji sprawę kradzieży zwierząt oraz włamania na posesję. Czy śledztwo potwierdzi przypuszczenia lekarza?

- One zostały od nas uprowadzone pod moją nieobecność – przekonuje lek. wet. Przemysław Brodzikowski.

Inaczej sprawę przedstawia pani Aneta.

- On oskarżył nas, że włamaliśmy mu się do domu. A my nie wchodziliśmy do niego do domu ani na podwórko. One wyszły bramą, która była otwarta i uciekły, żeby żyć – mówi kobieta.

Trzy lata temu lekarz opublikował post, z którego wynika, że przygarniając do siebie owczarki, uratował je od śmierci. Wspominał także, że psy, stały się dawcami krwi, ocalając tym samym niejedno psie życie.

- Krew pobraliśmy raz czy dwa razy, kiedy one były w najlepszej formie. Potem nie, kto by był sadystą i takie coś robił? – zapewnia lek. wet. Przemysław Brodzikowski.

Spotykamy się z byłą pracownicą przychodni.

- Dwa lata temu, jak jeszcze tam pracowałam, to owczarki były w dobrym stanie. Miały ładną sierść i były puszyste. Natomiast było widać, że już zaczęły im się problemy skórne. I było wprowadzone leczenie – mówi pani Milena.

- Z tego, co zauważyłam podczas mojej zmiany, to opiekę nad nimi sprawowali głównie pracownicy. Karmili zwierzęta i sprzątali kojec. Pracownicy czesali też psy i wychodzili z nimi na spacer, między innymi robiłam to ja – opowiada była pracownica przychodni.

Weterynarz ma umowę z gminą

Lekarz weterynarii cieszy się renomą wśród lokalnej społeczności. Od kilku lat zajmuje czołowe miejsca w przeróżnych plebiscytach. Od czterech lat ma także zawartą z gminą umowę na leczenie bezpańskich zwierząt. Tegoroczny budżet przeznaczony na ten cel to 55 tysięcy złotych.

- Jestem zaskoczony, nikt się nie spodziewał, że taka sytuacja w ogóle wystąpi – mówi Wojciech Szefner, zastępca burmistrza Sulechowa. I dodaje: - Na podstawie zawiadomienia, które otrzymaliśmy, zbieramy materiały, żeby wydać decyzję, co dalej.

- Myślę, że jest to wymierzona we mnie akcja hejtu – ocenia lek. wet. Przemysław Brodzikowski

- Dzisiaj składamy zawiadomienie do prokuratury. Jest to konieczne, bo po drugiej stronie mamy lekarza weterynarii – zaznacza Izabela Kwiatkowska.

podziel się:

Pozostałe wiadomości