Ich dom spłonął, to co zaproponował ubezpieczyciel, było dla nich szokiem. "Człowiek płaci i myśli, że jest bezpieczny"

Ich dom spłonął, to co zaproponował ubezpieczyciel, było dla nich szokiem
Pożar i nierówna walka z ubezpieczycielem
Kupiony na kredyt dom, spłonął na ich oczach. Nie spodziewali się, że to nie koniec problemów. Mimo że mieli wykupione ubezpieczenie, mówią, że nie mają za co go odbudować. Co robić w sytuacji, gdy ubezpieczyciel proponuje odszkodowanie mniejsze niż oczekujemy?

- Usłyszałem krzyki, zobaczyłem płomienie i pobiegłem po żonę. Powiedziałem, żeby szybko zawinęła syna w koc i zabierała go, bo palą się domy – opowiada pan Maciej.

- Całe szczęście, że zdążyliśmy się ewakuować, bo dach spadł centralnie na łóżko syna i nasze – mówi pani Marta.

- Przykro się patrzy jak płonie własny dom – dodaje pan Maciej.

Odszkodowanie po pożarze

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się pod Pruszczem Gdańskim. Ogień błyskawicznie strawił ciąg domów w szeregowej zabudowie, w tym dom pani Marty i pana Macieja. Postępowanie w sprawie pożaru zostało umorzone przez prokuraturę. Winnych nie ustalono, a straty poniesione przez małżeństwo miały sięgnąć 800 tysięcy złotych. Od tragedii minęło już ponad osiem miesięcy i mimo, że pani Marta i pan Maciej, byli ubezpieczeni, do tej pory nie otrzymali odszkodowania, które mogliby przeznaczyć na odbudowę domu. Ale kredyt muszą spłacać i nie mają, gdzie mieszkać z dwuletnim synkiem. Są więc zmuszeni ponosić jeszcze koszty wynajmu mieszkania. 

- Byłem ubezpieczony na 700 tys. zł. Po pożarze zgłosiłem szkodę. Przyjechał rzeczoznawca, obejrzał to i porobił zdjęcia. Poczekaliśmy na decyzję i przyszedł pierwszy kosztorys. Jak to zobaczyłem, to nawet nie dało się płakać, tylko śmiać. Kosztorys opiewał na kwotę 133 tys. zł. I za to miałem doprowadzić mieszkanie do normalnego stanu, a sam koszt dachu to około 80 tys. zł, a gdzie reszta? – oburza się pan Maciej.

Małżeństwo otrzymało 150 tysięcy złotych odszkodowania, czyli mniej niż jedną czwartą wartości utraconego domu. Ubezpieczyciel twierdzi, że doprowadzenie nieruchomości do stanu sprzed pożaru, wymaga tylko remontu. Ale wydania zgody na jego przeprowadzenie odmówiło starostwo, stojące na stanowisku, że dom musi zostać wyburzony.

- Z przedstawionych w starostwie dokumentów m.in. orzeczenia technicznego uprawnionego projektanta wynikało, że zakres prac determinuje potrzebę uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę. To nie był remont, tam niezbędne były elementy rozbiórki z odbudową – mówi Daniel Kulkowski, członek zarządu Starostwa Powiatowego w Pruszczu Gdańskim.

- Mamy już czerwiec, wiadomo, że nie mogłem siedzieć z założonymi rękoma, czekając aż ubezpieczyciel wypłaci nam odszkodowanie, bądź jak przekonają się w jakim faktycznie stanie jest budynek. Dlatego nawiązaliśmy współpracę z wykonawcą, który pomoże nam rozebrać budynek do fundamentów i go odbudować. Ale oczywiście nie mam pieniędzy na odbudowę – zaznacza pan Maciej.

Po pożarze dom został rozebrany

Odszkodowanie starczyło jedynie na wyburzenie spalonego mieszkania i wywiezienie gruzu. O tym, że rozbiórka była jedynym rozwiązaniem przekonani są inżynierowie z uprawnieniami budowlano-konstrukcyjnymi, którzy na zlecenie małżeństwa przygotowali dwie niezależne od siebie ekspertyzy. 

- Po pożarze budynki nie nadawały się do odbudowy, ponieważ zużycie było kompletne. Wszystko było wypalone, łącznie z elementami konstrukcyjnymi - przekonuje inżynier budownictwa Marek Skolimowski.

- Uzyskanie sprawności technicznej budynku było niemożliwe. Dodatkowe zniszczenia powstały podczas akcji gaśniczej. Lała się woda. To wszystko ma wpływ na kwestie wytrzymałościowe, ale także odtworzenie sprawności technicznej budynku. Nie było innego rozwiązania, jak podjąć decyzję o rozbiórce. Przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo ludzi – zaznacza inżynier budownictwa Adam Leoniuk.

- Rozwiązanie proponowane przez ubezpieczyciela, jeśli chodzi o kwoty, jest nierealne do osiągnięcia w obecnych realiach rynkowych – dodaje ekspert.

Inni sąsiedzi zaczęli odbudowę

Wszyscy pozostali sąsiedzi byli ubezpieczeni w innych firmach niż pan Maciej i pani Marta. I w przeciwieństwie do nich bardzo szybko otrzymali odszkodowania, na tyle wysokie, aby zależnie od stopnia zniszczenia, zacząć odbudowę lub gruntowny remont.

- Dostałam 490 tys. zł. Nie jest to kwota zadowalająca, ale taka, od której możemy już zacząć – mówi pani Agnieszka. I dodaje: - Jeśli chodzi o naszych sąsiadów – Martę i Maćka, to są w sytuacji krytycznej. Jakbym dostała 150 tys. zł, to nie wiedziałabym, co z tym zrobić. Spotkała ich wielka niesprawiedliwość. W ciągu kilku godzin stracili cały dorobek życia, zostali bez niczego, bez dachu nad głową, a teraz muszą jeszcze walczyć z ubezpieczalnią, żeby cokolwiek odzyskać.

Pan Maciej był przekonany, że w razie nieszczęśliwego wypadku, może liczyć na ubezpieczyciela.

- Czuliśmy się bezpiecznie. Ubezpieczenie na początku było niższe, tylko na wysokość kredytu, ale z czasem postanowiłem je podwyższyć, bo ceny nieruchomości poszły w górę. Płacimy prawie 1000 zł składki, po to, żeby być bezpiecznym, a tu wychodzi taka lipa – ubolewa mężczyzna.

O ich dramatycznej sytuacji, ciągnącej się już 8 miesięcy, chcieliśmy rozmawiać przed kamerą z przedstawicielami PZU. Zamiast tego otrzymaliśmy oświadczenie, z którego wynika, że oględzin szkody dokonał mobilny ekspert majątkowy PZU, a wycena miała zostać sporządzona rzetelnie. W związku z brakiem jej akceptacji przez klienta, firma zwróciła się o dodatkową opinię do zewnętrznego rzeczoznawcy. 

Co robić, gdy nie zgadzamy się z kwotą odszkodowania?

Jeżeli pani Marta i pan Maciej nie dojdą do porozumienia z ubezpieczycielem, skierowanie sprawy do sądu, nie jest jedyną opcją. Mogą prosić o pomoc Rzecznika Finansowego.

- Taka sprawa może być przedmiotem, czy to postępowania interwencyjnego czy polubownego – mówi Anna Gadomska z urzędu Rzecznika Finansowego. I dodaje: - Tutaj mamy do czynienia chyba ze sporem czysto faktycznym dotyczącym nie, czy jest odpowiedzialność ubezpieczyciela czy nie zachodzi, tylko, co do konkretnej wysokości odszkodowania.

- Zachęcamy do skorzystania z pomocy Rzecznika Finansowego. Nie straci się tutaj. Ta droga nie zamyka późniejszego dochodzenia roszczeń przed sądem – podkreśla dyrektor Anna Gadomska.

- Czuję się oszukana i zmęczona. Jest mi przykro, że człowiek opłaca coś i myśli, że jest bezpieczny, a nie jest – kwituje pani Marta.

podziel się:

Pozostałe wiadomości