Wezwanie, interwencja policji i śmierć 18-latka. Matka chłopaka o przyczynienie się do zgonu jej syna obwinia policjanta. Co wydarzyło się feralnej nocy w Wąbrzeźnie?
Była Wielka Sobota, godzina 1:40. Na alarmowy numer 112 zadzwoniła jedna z mieszkanek Wąbrzeźna.
- Ten chłopak biegał i krzyczał. Było widać, że jest naćpany. Jego krzyk był przeraźliwy. On nie wiedział, co się z nim dzieje – mówi kobieta, która wezwała policję.
Od kilku dni bliscy 18-latka nie wiedzieli, co się z nim dzieje. Chłopak poinformował rodzinę jedynie, że jest u kolegi.
- Szukałam go, chciałam zgłosić zaginięcie – mówi pani Joanna, matka 18-latka.
Nagranie z interwencji policji w Wąbrzeźnie
W ręce matki trafiło nagranie, przypadkowy przechodzień zarejestrował interwencję policji.
- Mój syn leżał głową do ziemi, a oni na nim siedzieli. Policjant go przygniatał – mówi pani Joanna.
- To nie była normalna śmierć. Jako matka widziałam łezkę w oku Piotrka, otwarte oczy, lekko rozchylone usta. Widziałam, że ten dzieciak walczył ze sobą i chciał żyć. On zawsze chciał żyć. Miał swoje, ale nigdy nikomu nie zrobił krzywdy – zaznacza matka 18-latka.
- Obecnie możemy powiedzieć, że prowadzimy w tej sprawie śledztwo. Nakierowane jest na spełnienie znamion ustawowych czynu nieumyślnego spowodowania śmierci. Krótko rzecz ujmując, czy postępowanie policjantów było prawidłowe w stosunku do tej osoby – mówi Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
- W trakcie jazdy do Szpitala Regionalnego w Grudziądzu doszło do zatrzymania krążenia. Podjęto resuscytację. Pacjent trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Piotr S. zmarł o godz. 3:15 – dodaje prokurator Andrzej Kukawski.
Sprawę do prokuratury zgłosiła matka 18-latka. Zarejestrowane przez przechodnia nagranie kobieta upubliczniła w sieci. Lista pytań, wątpliwości i sugestii nie daje jej spokoju.
- Wiem, że w jakimś stopniu przyczynił się do tego policjant. Dla mnie ta interwencja nie była prawidłowa – podkreśla pani Joanna, choć jednocześnie przyznaje, że nie wyklucza, że do śmierci jej syna przyczyniły się narkotyki. - Nie mówię, że takie coś nie mogło się wydarzyć.
O sprawę zapytaliśmy policję.
- Sytuacja była nagrana przez przypadkowego świadka interwencji. I nie powiedziałabym, że policjant tego człowieka przydusza, a przytrzymuje. To jest ogromna różnica – mówi mł. insp. Monika Chlebicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
- Poczekajmy na wyniki prokuratorskiego śledztwa. Odpowie ono również na pytanie o przyczyny śmierci tego młodego człowieka – dodaje mł. insp. Monika Chlebicz.
Wyniki sekcji mówią o niewydolności krążeniowo-oddechowej. Na ciele ujawniono otarcia i zadrapania, ale na odpowiedz, dlaczego 18-latek zmarł, trzeba poczekać.
- Ktoś mi próbuje teraz wmówić, że on umarł w szpitalu. Ale prokurator czy biegła, która była przy sekcji zwłok, potwierdziła mi, że on umarł w karetce. Nie wiem, dlaczego jest jedno wielkie mataczenie. Czemu prokurator nie wiedział nic o sekcji zwłok? Czemu nikt mnie nie powiadomił, że mam przyjechać po ciało? – pyta pani Joanna.
Policjanci podczas interwencji zastosowali najłagodniejszy ze środków przymusu, czyli kajdanki. Zakuwanie, to przykry obraz dla rodziny, ale dla policjantów konieczność. Pokazaliśmy fragment policyjnej interwencji ekspertowi.
- Cała ta sytuacja sprowokowała później matkę do używania argumentów, że on został uduszony i że cały czas krzyczał: „Nie duście mnie”. Ale tam stała babcia tego młodego człowieka, która była pasywnym uczestnikiem, obserwatorem i nie potwierdziła tego – zwraca uwagę Piotr Caliński, były komendant Centrum Szkolenia Policji.
Jak babcia 18-latka znalazła się w miejscu interwencji?
- Przyszła do mnie dziewczyna powiedzieć, że z Piotrem coś złego się dzieje. Wyszłam z łóżka i już było słychać, że Piotr krzyczy. Wyszłyśmy do niego, złapałam go, a on mnie nie poznał. Wyrwał mi się i biegł przed siebie. Ja za nim, krzyczałam do dziewczyny, by dzwonić na 112. Zatoczył się na ulicy i przewrócił. Dopadłam go, trzymałam i krzyczałam: „Piotrek, to ja, babcia”. Powiedział: „Zabrali mi telefon. Blik, blik”. I tyle – opowiada kobieta.
- Z protokołu sekcji wynika, że miał dużo uszkodzeń twarzy, więc musiał się mocno trzepotać. Tak działają narkotyki, psychotropy, które czasami zaburzają dzieciakom świadomość – mówi Piotr Caliński.
- Na bazie tego, co widziałem i protokołu sekcji z pewnością nie było przekroczenia uprawnień – zaznacza Caliński.
- Piotrek jak usłyszał słowo kajdanki, to dostał niewyobrażalnej siły, że policjanci nie mogli sobie poradzić z tym dzieciakiem – mówi babcia 18-latka.
Piotr zaczął eksperymentować z narkotykami w wieku 16 lat. Był wychowywany przez matkę, której udało się umieścić go na terapii uzależnień. Jednak leczenia w placówce nie skończył, złamał zasady i zamieszkał w domu ojca.
- Pękła mi połowa serca. Życie już nigdy nie będzie takie samo – kończy matka zmarłego 18-latka.
Autor: wg
Reporter: Edyta Krześniak