Dorocie i Arturowi Szukielom, którzy mają ograniczone prawa rodzicielskie, towarzyszyliśmy od kilku miesięcy. Swoje perypetie z sądem rodzinnym tłumaczyli kłopotami finansowym, brakiem pracy i stałego mieszkania. Dzięki naszemu wsparciu w czasie wakacji dostali kolejną szansę. Niestety na początku września ich dzieci znowu trafiły do domu dziecka. Sąd nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji o pozbawieniu ich praw rodzicielskich. - Dzieci zostały zabrane rodzicom, ponieważ już wcześniej prowadzone postępowanie, wykazywało ewidentne błędy wychowawcze, że tym dzieciom, ewidentnie działa się krzywda- komentuje sytuację prokurator Joanna Ostrowska. Jednak rodzice nadal nie widzą winy w swoim postępowaniu. Twierdzą, że nigdy nie mieli wpływu na to co powie sąd. Nikola i jej rodzeństwo znowu są w domu dziecka. Ich rodzice nie skorzystali z szansy jaką dostali od sądu rodzinnego, a przede wszystkim od ludzi dobrej woli. Zamiast tego Dorota i Artur Szukielowie woleli wyłudzać pieniądze. - Miałem okazję poznać tego Pana w drugiej połowie lipca, kiedy to przyjechał do nas do Goworowa, prosić nas o pewną zapomogę pienieżną. Mówił o tysiącu pięciuset złotych – relacjonuje ks. Dariusz Śwęcki z Goworowa z woj. mazowieckim. Lista oszukanych księży jest długa. Duchowni ze wstydu nie chcą teraz opowiedzieć o tym przed kamerą, ale potwierdzają, że dawali pieniądze Dorocie i Arturowi. W ubiegłym roku, ksiądz z parafii położonej tuż przy granicy z Białorusią ulitował się nad Dorota i Arturem oraz ich dziećmi. Zorganizował dla nich pomoc. Szukał dla nich mieszkania oraz pracy. Wspierał ich przez cztery miesiące. - W sumie dostali ode mnie około siedmiu tysięcy złotych, z czego oddali mi około jednego procenta. Szanse można dawać zawsze, gdy się widzi, że człowiek stara się skorzystać. Ale w tym przypadku dobrej woli nie było – wspomina ks. Jan Trochim z Nowego Dworu w woj. podlaskim. Nikola i jej rodzeństwo przynajmniej do 9 listopada będą w domu dziecka. Na ten dzień sąd wyznaczył datę kolejnej rozprawy. Rodzice dziewczynki pojawiają się w placówce trzy razy w tygodniu. Nadal nigdzie nie pracują. Mieszkają pod Białymstokiem.