Arek i Bartek byli didżejami w studenckim klubie Żaczek w Krakowie. Imprezy przygotowywali tu nie raz. W poprzednią środę doszło do szarpaniny między nimi a grupką młodych mężczyzn, którzy uznali, że Arek i Bartek zaczepili ich koleżankę. Rozdzieli ich ochroniarze i wyprosili na zewnątrz „obrońców” dziewczyny. Ci po pewnym czasie wrócili pod klub i czekali na dwóch chłopaków. Kiedy Arek i Bartek wyszli, zostali zaatakowani. Napastnicy mieli tasak, nóż i pałkę. Arek ugodzony dwa razy tasakiem w tętnicę, zmarł na miejscu. Bartek został ciężko poraniony nożem. Napastnicy uciekli. Ochrona nie zauważyła zajścia przed klubem. Nie zarejestrowała go też kamera zainstalowana nad wejściem. Studenci Krakowa wzięli udział w białym marszu. Wielu z nich mówiło, że ochrona w studenckich klubach jest nie do końca profesjonalna i na imprezy wchodzą zwyczajni chuligani. - Przy ochronie pracują też studenci – mówi Grzegorz Murzański, prezes Fundacji Studentów i Absolwentów UJ ’’Bratniak’’. – Tego dnia w Żaczku było dwóch profesjonalnych ochroniarzy i ośmiu naszych porządkowych. Kamery nie zarejestrowały zabójców, bo właśnie jesteśmy w trakcie wymiany systemu monitorowania w Żaczku z analogowego na cyfrowy. Policja zatrzymała dwóch napastników. Jeden z nich, Maciej B., jest absolwentem I LO, jednego z najlepszych w Małopolsce. Dziś studiuje na III roku ochrony zdrowia w Collegium Medicum UJ. Ma opinię wyróżniającego się studenta. Jego znajomi są w szoku. - Trudno nam uwierzyć, że ktoś, kogo znaliśmy jako osobę koleżeńską, dowcipną, zawsze skorą do pomocy, jest zamieszany w takie zdarzenie – mówi koleżanka Macieja B. – Jeśli się okaże, że Maciek brał w tym udział, to nic go nie usprawiedliwia. Drugi z zatrzymanych to 26-letni Dariusz L., kolega Macieja B. Był bezrobotny, ostatnio pracował na czarno w pizzerii. Jego rodzice nie chcieli rozmawiać z reporterką UWAGI! Trzeci bandyta, który prawdopodobnie zadał śmiertelne ciosy, wciąż się ukrywa. Dwójce zatrzymanych postawiono na razie zarzut udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym.