- Jak w czwartek przed godziną 11 do niego zadzwoniłam i nie odebrał telefonu, to ja już wiedziałam, że coś się stało – wspomina płacząc Bogusława Seferyńska, matka Piotrka. Ciało chłopaka znaleziono w lesie. - Krew była rozlana tak, jakby ktoś z garnczka rozlewał. Kolega, który skręcił w lewo natknął się na kopiec. Po strzepnięciu w jednym miejscu śniegu ukazały się poły płaszcza. W drugim końcu ukazały się buty człowieka – mówi Zbigniew Wasilewski, leśniczy, który znalazł zwłoki. Po kilku dniach śledztwa i przesłuchaniu znajomych Piotrka, policjanci zatrzymali trzech morderców. Okazali się nimi najlepsi przyjaciele chłopaka. - Jak go poszłam szukać, to weszłam do kolegi syna. Powiedział, że nie widział go wcale. A on go zabił – rozpacza matka. Na pomysł zabicia Piotrka wpadł Konrad. Jak zeznał na policji zrobił to dlatego, że kolega był mu winny 150 zł. - To mógł przyjść do mnie i powiedzieć, że Piotrek jest mu winien 150 zł, a nie go zabijać – dodaje Bogusława Seferyńska. Konrad zaledwie 20 minut namawiał kolegów do zamordowania przyjaciela. Przekonywał ich, że po zabiciu Piotrka, będą mogli pracować dla szczecińskiej mafii. Mówił, że Piotrek musi zginąć, bo wie za dużo. Przyjaciele zgodzili się bez wahania. - W czasie przesłuchań już w charakterze osoby poszkodowanej, zachowywali się jakby opowiadali kryminalny film. Bez emocji używając niejednokrotnie brutalnych sformułowań – mówi Magdalena Złotnicka, rzecznik prasowy Komendy Policji w Zgierzu. Sprawcy wyciągnęli Piotrka z domu pod pretekstem rozmowy w sprawie pracy. Chłopaka nie zdziwił nawet fakt, że do spotkania miało dojść w środku lasu. - Kierowca podał jednemu ze sprawców kij bejsbolowy, natomiast drugi sprawca użył gazu łzawiącego. W tym czasie mężczyzna, który miał kij zaczął okładać Piotrka po całym ciele. Sprawca, który nie miał kija, kopał go gdzie popadło. Piotrek nadal był przytomny. Klęczał i prosił oprawców o życie. Zwracał się do nich po imieniu, bo to przecież jego koledzy – opowiada policjant, który prowadził śledztwo. Mordercy znęcali się nad Piotrkiem ponad godzinę. Gdy złamał się kij bejsbolowy, dobijali go metalowym kluczem do kół. Co kilka minut sprawdzali czy żyje. Jego ciało zasypali śniegiem i spokojnie wrócili do domu. Po drodze wyrzucili narzędzia zbrodni. Mieszkańcy Głowna pamiętają Piotrka i trójkę jego oprawców jako najlepszych przyjaciół. Spędzali ze sobą wiele czasu. - Jeden z nich przychodził do domu. Nieraz obiadem go poczęstowałam. Piotrusia karmiłam, to co jemu miałam nie dać – mówi matka zamordowanego. - W piwnicy robili sobie taką siłownię. Pościągali sobie sprzęt, podłogę zrobili - dodaje Józef Seferyński, ojciec Piotrka.