Państwo Kornaccy w Pomiechówku mieszkali 30 lat. Znali ich tu wszyscy i wszyscy wiedzieli, jaki dramat rozgrywa się w ich domu. - Te 30 lat, które ich znałam, to rzeczywiście często nadużywał alkoholu – mówi mieszkanka Pomiechówka. - Nawet w czasie jazdy samochodem. - Wiedziałem, że on pije i że oni często się tam biją. Ale specjalnie się tym nie interesowałem – mówi Feliks Skarżyski, sąsiad Kornackich. Mąż pani Bożeny nie mógł znaleźć pracy i coraz częściej sięgał do kieliszka. Sytuacja pogorszyła się, gdy na świat przyszły dzieci. - Na imieniny życzył mi, żebym zdechła, to były jego życzenia - mówi Bożena Kornacka. – Wyzywał mnie od kloców, dla niego zawsze byłam gruba. A ja się po prostu po dzieciach roztyłam. W kłótniach mówił, że kocha inną, a ze mną ożenił się z litości, bo byłam z nim w ciąży. Byłam na jego pogrzebie, ale stałam z daleka. Dzieci zdecydowały, że powinnam pójść. - Kilkanaście razy nocowała u mnie z małymi dziećmi – mówi mieszkaniec Pomiechówka. - Przybiegała zalana krwią, ze złamanym nosem, rozbitą głową, czy sińcami. - Sąsiedzi wiele razy jej pomagali – mówi Barbara Przybojewska, sąsiadka. – Ona zawsze była bardzo sympatyczna, po prostu cierpiała w skryciu. Z roku na rok było coraz gorzej. Mąż pani Bożeny stale był pijany i coraz bardziej agresywny. Kobieta wstydziła się męża pijaka i nie próbowała szukać pomocy. - Pierwszy raz zbił mnie 20 lat temu – mówi pani Janina. – Wtedy bardzo mocno mnie pobił i oblał wodą. Obudził się wtedy cała we krwi i u lekarza okazało się, że poroniłam ciążę. Do tragedii doszło po trzydziestu latach związku. W niedzielne popołudnie kobieta oglądała msze w telewizji, jej mąż w tym czasie był w kuchni i pił alkohol. - Przyszedł do mnie z nożem, wystraszyłam się, bo przecież groził mi, ze mnie zabije – mówi pani Janina. – Zaczęłam uciekać, on pobiegł za mną i chwycił mnie za rękę. Chciałam zabrać mu ten nóż. Przewróciliśmy się. Zrzuciłam go siebie i wybiegłam z domu. Bożena Kornacka nie pamięta, co stało się w trakcie krzątaniny. Pobiegła do sąsiadki prosząc ją o pomoc. Sąsiadka wezwała pogotowie. Lekarz stwierdził zgon mężczyzny. Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechała policja i prokurator. Prokuratura postawiła Bożenie Kornackiej zarzut zabójstwa i wystąpiła do sądu o zastosowanie tymczasowego aresztu. Krystyna Żytecka, prezes fundacji opiekującej się ofiarami domowej przemocy nie ma wątpliwości. Uważa, że kobieta działała w obronie koniecznej, dlatego nie powinna trafić do aresztu. W sądzie panią Bożenę wspierały dzieci. Zarówno syn jak i córka twierdzą, że do tragedii doszło, bo po raz kolejny matka musiała bronić się przed agresywnym ojcem. Gdyby teraz została aresztowana byłaby to dla niej wielka tragedia.