W domu państwa Karasiów znalazły schronienie dzieci, dla których pierwsze lata dzieciństwa były koszmarem na granicy przeżycia. Sześcioosobowa rodzina z podradomskiej wsi Jastrzębia to wyjątek, nawet wśród rodzin zastępczych. Karasiowie przygarnęli dziewczynki tak chore, że nikt inny nie chciał się nimi zająć. Natalia, najmłodsza z dziewczynek, ma wodogłowie, wodonercze, rozszczep kręgosłupa, porusza się na wózku. Od pasa w dół nie ma czucia, wymaga cewnikowania co trzy godziny. - Natalka w naszej rodzinie to ewenement. Jest sprawna psychicznie, ale niesprawna fizycznie – mówi Jolanta Karaś, przybrana matka dziewczynki. ---ramka 10407|prawo|--- Kilku z sąsiadów notorycznie zaczepia państwa Karasiów podkreślając, że przygarnięte dziewczynki nie są ich biologicznymi córkami. Kruszą swoimi samochodami chodnik, po którym mała Natalka może wydostać się z przystosowanej dla niej windy. Mały chodnik prowadzący do postawionej sporym kosztem windy dla Natalki stał się symbolem sąsiedzkiego konfliktu. - Możemy poradzić sobie ze wszystkim: z chorobami, pielęgnacją, z nauką. Natomiast z sąsiadami nie – dodaje pani Karaś. Dla grupki sąsiadów okazał się ulubionym miejscem parkowania samochodów. Bezradne są nawet miejscowe władze. Przewodniczący rady gminy Cezary Pietruszewski liczy jeszcze na opamiętanie się sąsiadów.