Resocjalizacja przez kołysanki

TVN UWAGA! 3619495
TVN UWAGA! 136707
Żeński zakład poprawczy w Falenicy od pół roku bierze udział w wyjątkowym na skalę europejską, a nawet światową procesie resocjalizacji za pomocą kołysanek. Nieletnie sprawczynie pobić, rozbojów i kradzieży są uspokajane za pomocą starych polskich kołysanek dla dzieci.

Dziewczyny z poprawczaka w Falenicy odbywają kary za różne przestępstwa. - Podawałam się za pracownika gazowni i wyłudzałam pieniądze od ludzi - mówi Katarzyna Lipińska, wychowanka Zakładu Poprawczego dla Dziewczyn w Falenicy. - Trafiłam tu za alkohol, narkotyki, przemoc na słabszych i za groźby karalne. Bawiło mnie znęcanie się nad ludźmi - dodaje Kasia, wychowanka Zakładu Poprawczego dla Dziewczyn w Falenicy. - Najcięższe przestępstwo tutaj, to współudział w morderstwie – przyznaje Ireneusz Stawiński, kierownik internatu Zakładu Poprawczego dla Dziewczyn w Falenicy. Od pół roku dziewczyny z poprawczaka w Falenicy są resocjalizowane za pomocą kołysanek. Projekt prowadzi woluntariuszka i streetworkerka Lena Rogowska. - Szukałam kobiet, które miałyby czas i mogłyby śpiewać. Szukałam kobiet, którym jest ciężko. Najpierw miały to być samotne matki. Ale domy samotnej matki nie zgodziły się. Wtedy pomyślałam o zakładzie poprawczym – tłumaczy Lena Rogowska, Stowarzyszenie Praktyków Kultury. - Gdy śpiewają, one zupełnie wyłączają się z tego, co tutaj jest. Nie są wtedy w zakładzie poprawczym. Wtedy są na próbie. 1,5 godziny wyjętej z rzeczywistości, w której się znajdują - dodaje Ireneusz Stawiński. - One same są jeszcze dziećmi i wolę na nie w taki sposób patrzeć. Wolę, żeby one te kołysanki śpiewały same sobie - przyznaje Lena Rogowska. Co tydzień dziewczyny z Falenicy wyjeżdżają też z poprawczaka opiekować się ciężko chorymi dziećmi w pobliskim domu opieki. - Nie każdy potrafi tu pracować, nie każdy potrafi zaakceptować ich wygląd, zapach. Nawet niektórzy z lekarzy mówią, że oni są w stanie operować bardzo ciężkie wypadki. Natomiast nie są w stanie pracować z naszymi mieszkańcami. Ilość tragedii wypisanej na ciele i twarzy naszych mieszkańców powoduje, że ludzie tego nie wytrzymują - mówi Andrzej Winiarski, dyrektor Domu Opieki „Na Przedwiośniu”.

podziel się:

Pozostałe wiadomości