- Jechaliśmy i w pewnym momencie zrobił się zator na drodze. Widziałem, jak inni uczestnicy ruchu zaczynają szukać czegoś w bagażnikach. Okazało się, że ludzie szukali gaśnic. Wysiadłem z samochodu i zobaczyłem jeden wielki pożar i krzyk - mówi świadek zdarzenia.
Jakub Dreczka rozmawiał z osobami, które były na miejscu po tragicznym wypadku. Ich relacje są wstrząsające.
- Pierwszą osobą, którą ratowaliśmy, była osoba niepełnosprawna, zakleszczona w aucie. Siedziała ze swoją matką, niestety drzwi były przesuwne i zablokowały się w połowie. Nie byliśmy w stanie nic zrobić. Ten chłopiec zaczął krzyczeć, powiedział chyba do mamy, że mamy go zostawić, bo ma coś złamane i boli go, jak szarpiemy - opowiada pan Rafał, który był na miejscu po zdarzeniu.
- Piorunujące wrażenie zrobił płonący pojazd, który musiał dostać jako pierwszy, bo zaraz była kupa ognia i zaraz zaczął się tlić samochód obok. Tam był jeden wielki krzyk. Pełno plastików i szkieł na ulicy. Nie widziałem jeszcze nigdy czegoś takiego - przyznaje świadek.
- Z płonącego auta udało się wynieść tylko kierowcę. Wiedziałem, że tam były dzieci, bo kierowca był przytomny i pytał, co z jego dziećmi. Świadkowie go uspokajali (...), ale wiadomo było, że nie udało się ich wyjąć z auta - mówi inny świadek zdarzenia.
- Przechodziłem obok tego kierowcy, miał łzy w oczach i padało coś w stylu: "Jezu, co ja zrobiłem" - przywołuje świadek.
- Najgorszy widok to był tych dzieci nieprzytomnych. Zwłaszcza, jak ma się dzieci, to taki widok zostanie na długo - dodaje drugi świadek.
Tragedia na S7. Zginęły dzieci
7-letni Nikodem, 9-letnia Eliza, 10-letni Mikołaj i 12-letni Tomek – to cztery śmiertelne ofiary karambolu, do którego doszło w piątek wieczorem na S7 koło Gdańska na remontowanym odcinku trasy w Borkowie. Rannych zostało 15 osób.
Jak podaje prokuratura, 37-letni kierowca ciężarówki, która wjechała w stojące samochody, nie hamował.
- Kierowca wytracił prędkość poprzez uderzenie w samochody, które go poprzedzały oraz bariery energochłonne. Trwało to około 10 sekund i odbywało się na odcinku 200 metrów – mówi Wojciech Dunst z Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim.
- Na miejscu zdarzenia kierowca podawał funkcjonariuszom policji i ratownikom informacje o zagapieniu się, ale musimy to procesowo zweryfikować – zaznacza prokurator Wojciech Dunst.
37-letni kierowca ciężarówki usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów, w wyniku której śmierć poniosły 4 osoby, a 15 zostało rannych. Mężczyzna w prokuraturze nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień.
- Kierowca został zatrzymany i skierowano wniosek o jego tymczasowe aresztowanie, którego niestety Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe nie uwzględnił. Rozpatrujemy złożenie zażalenia na tę decyzję – mówi prokurator Wojciech Dunst. I tłumaczy: - Uważamy, że temu panu grozi surowa kara pozbawienia wolności, gdyż katastrofa zagrożona jest karą od 2 do 15 lat. A poza tym boimy się, że ten pan może utrudniać postępowanie karne i w tym celu opuścić granice naszego kraju.
Autor: wg
Reporter: Jakub Dreczka