Pani Ewa wykupiła prywatną usługę opieki położnej podczas porodu. Oznacza to, że położna przyjeżdża do szpitala, gdy tylko zacznie się poród, by towarzyszyć rodzącej.
- Poród zaczął się około 1 w nocy. Zawołałam męża i w ciągu 15 minut byliśmy w drodze do szpitala. Mąż o 2:05 napisał do położnej SMS, że Ewa rodzi i czy może zadzwonić. Oddzwoniła, ale zamiast słów wsparcia zarzuciła, że wypisujemy jej w nocy jakieś SMS-y – opowiada pani Ewa.
- W momencie kiedy już weszła, widziałam, że to nie jest ta sama osoba, co w szkole rodzenia. Była kamienna i niewzruszona. Obrażona. Nie wiem za co – zaznacza pani Ewa.
Kolejna nasza rozmówczyni, pani Ewelina, trafiła na tę samą położną, bo ta miała tego dnia dyżur na oddziale.
- Gdyby ktoś powiedział, że poród będzie wyglądał jak 40-50 lat temu, to od razu poszłabym na cesarskie cięcie. Widać było, że chyba jej przeszkadzam albo że nie chce brać udziału w naszym porodzie – opowiada pani Ewelina.
Jak położna ma traktować rodzącą?
Godne zachowanie położnej podczas porodu to nie widzimisię. Określa je choćby rozporządzenie ministra zdrowia. Napisano w nim między innymi, że położna ma traktować rodzącą z szacunkiem i prezentować spokojną i wzbudzającą zaufanie postawę.
Z relacji kobiet, które rodziły z tą położną, wynika, że jej zniecierpliwienie miało być dopiero początkiem koszmaru.
- Nie zaproponowała mi zmiany pozycji. Po prostu podniosła mi nogi i uciskała brzuch. Dla mnie wyglądało to jak chwyt Kristellera – mówi pani Ewelina.
- W moim przypadku podeszła z lewej strony i swój łokieć wbiła mi pod pierś. I przejechała wbitym łokciem po całym brzuchu. Nie wiedziałam co się dzieje, to był taki ból, jakby ktoś na żywca złamał mi żebra – wspomina pani Ewa.
Co to jest chwyt Kristellera?
Chwyt Kristellera, o którym mówią nasze rozmówczynie, znany jest również jako rękoczyn Kristellera. W dużym skrócie polega na uciskaniu dna macicy. Jest uznawany za kontrowersyjny. Może prowadzić do powikłań: krwotoku czy niedotlenienia u dziecka. Niektóre położne stosują go w celu przyspieszenia porodu.
- Dziecko urodziło się w złym stanie. Niestety, jak dziecko urodzi się w takiej zamartwicy, z takim niedotlenieniem, to nigdy nie wiemy, kiedy pojawią się konsekwencje – mówi pani Ewelina.
- W moim przypadku, bez żadnej zgody, zrobiła mi masaż szyjki macicy. Oczywiście szpital się tego wyparł i że takich procedur się nie stosuje. A ja wiem, że to nie było zwykłe badanie wewnętrzne, bo ja takich badań, będąc w ciąży, miałam setki. To było najbardziej brutalne i bolesne badanie w moim życiu. Krzyczałam, a wręcz się darłam. To był taki ból, że pamiętam, że odpychałam jej rękę, by ją zabrała – przywołuje pani Ewa.
Relacje położnych
Relacje pacjentek potwierdzają położne, które miały styczność ze swoją budzącą zastrzeżenia koleżanką po fachu.
- Pacjentki krzyczą przy jej porodach. I to nie jest krzyk z bólu porodowego, tylko to jest krzyk z bólu, że ktoś komuś robi krzywdę – mówi nasza rozmówczyni. I dodaje: - W rozwoju dziecka czasem po takim porodzie można zauważyć różne rzeczy.
- Tak po krótce mówiąc, ona przyspiesza porody. Po prostu na siłę rozszerza szyjkę macicy, żeby przyspieszyć postęp porodu – mówi kolejna nasza rozmówczyni.
- Jeżeli pacjentka krzyczy nam z bólu i błaga o to, żeby przestać, to trzeba przestać, a nie postawić się nad pacjentką i dalej to robić – dodaje położna.
Joanna Pietrusiewicz z fundacji „Rodzić po ludzku” pierwszy raz o tej położnej usłyszała ponad dekadę temu.
- To nazwisko dość mocno wryło mi się w pamięć. Chodzi o relacje kobiet, o to jak zostały potraktowane, jak było im ciężko, jak były upokarzane, a przede wszystkim były to relacje bólu – mówi pani Joanna.
- Nie jest trudno znaleźć opinie o tej położnej. Wcześniej pracowała w innym szpitalu, gdzie robiła dokładnie to samo. A kobiety nie są w stanie zmówić się na przestrzeni kilkunastu lat, opisując te same historie traumatycznych porodów – zaznacza Joanna Pietrusiewicz.
Jak mówi nasza rozmówczyni, na złe traktowanie narzekały też studentki.
- Pierwszy raz miałam styczność z tą położną już wiele lat temu w jednym z warszawskich szpitali, gdzie odbywałam praktyki studenckie. Położna poprosiła mnie, żebym przyniosła pojemnik na łożysko. Jak wróciłam do sali porodowej, to położna zapytała mnie bardzo surowym głosem: „Co ty żeś przyniosła?”. Chwyciła łożysko i rzuciła mnie nim. Łożysko jest pełne krwi, więc jak wyszłam z sali porodowej, to wyglądałam jakbym wyszła z mordu, bo byłam cała we krwi – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Skarga do szpitala
- Byłam odwodniona, a ona kazała mi wstać i iść do łazienki się ogarnąć. Opadłam na ziemię, nie pozwoliła mężowi, żeby mnie podniósł. Kazała mi, niemal nagiej, doczołgać się do łazienki. Polewała mnie lodowatą wodą, a ja trzęsłam się z zimna – opowiada pani Ewa.
Choć fundacja „Rodzić po ludzku” miała wcześniej sygnały o zachowaniu położnej, dopiero panie Ewa i Ewelina zdecydowały się z początkiem tego roku wystąpić ze skargą do szpitala, w którym pracuje położna.
Chcieliśmy dowiedzieć, jakie są efekty tych działań. W odpowiedzi na pytania naszej redakcji, szpital poinformował, że od początku lutego położna została bezterminowo odsunięta od przyjmowania porodów.
Szpital odmówił nam jednak rozmowy przed kamerą.
- Wielokrotnie było zgłaszane, że te porody nie są naturalne. Że kończą się bardzo szybko, że pacjentki są zmęczone, że krzyczą. Było to zgłaszane przełożonym, ale nikt nie reagował – podkreśla położna, z którą rozmawialiśmy.
Równocześnie z naszą redakcją materiał na temat położnej przygotowywał serwis OKO.press.
- Szpital zaprzecza jakoby miał zgłoszenia od studentek położnictwa, pielęgniarstwa, mimo tego, że te osoby nie wstydzą się mówić, że zgłaszały sprawę wyżej, że próbowały o tym alarmować – mówi Oliwia Gęsiarz z OKO.press. I dodaje: - Te relacje są spójne. To nie jest jedna relacja, to nie są dwie, trzy osoby. To jest sytuacja, która ma miejsce od lat.
Jak swoje zachowanie tłumaczy położna?
W piśmie skierowanym do naszej redakcji szpital zaznacza, że jest jedną z najbardziej cenionych placówek położniczych w Warszawie. Czytamy także o licznych pochwałach przekazywanych przez pacjentki, w tym również pochwałach kierowanych pod adresem położnej, której dotyczy nasz materiał.
- Są sytuacje, kiedy kobiety są zadowolone z jej opieki, natomiast nie jest wyjątkiem historia Eweliny czy Ewy – mówi Joanna Pietrusiewicz z fundacji „Rodzić po ludzku”.
Położna prowadzi szkołę rodzenia. Uczestnictwo w jej zajęciach było dla nas okazją do bezpośredniej rozmowy z kobietą, bowiem po pewnym czasie zaczęła unikać oficjalnych prób kontaktu.
- Nie robiłam tego specjalnie, proszę mi wierzyć. Na pewno nie jest to chęć skrzywdzenia tych kobiet. Jest mi bardzo przykro i już nigdy więcej nikomu tego nie zrobię, bo już nigdy do tego nie wrócę - stwierdziła.
Autor: wg
Reporter: Joanna Bukowska