Bloki w miejscu zieleni. „Światła tak mało, że nie wiadomo, czy to noc czy dzień"

Blok w blok
Okna w okna z sąsiadami
Zamiast widoku na zieleń - ściana, która ogranicza dostęp do światła. Polskie osiedla coraz bardziej się dogęszczają. Czy potrzebne są zmiany w prawie, które to ograniczą?

Blok w blok i wykorzystywanie każdego centymetra kwadratowego działki budowlanej. Polscy deweloperzy coraz częściej właśnie w ten sposób planują swoje inwestycje. Powstają tak zwane plomby, wciśnięte na siłę w ostatni fragment wolnej działki lub ściany, które zasłaniają całkowicie nie tylko widok, ale również dostęp do światła. 

Blok przy ulicy Ogrodowej w Warszawie

- Naprzeciwko mam budynek, który wybudowała spółdzielnia mieszkaniowa. W jego miejscu rosły piękne jarzębiny i akacja, która wiosną pięknie kwitła – opowiada pani Ewa.

Kobieta, chociaż mieszka na drugim piętrze, ma zupełnie zasłonięty widok. Ale, ci którzy mieszkają na parterze, mają jeszcze gorzej.

Blok przy ulicy Ogrodowej w Warszawie został wybudowany w latach siedemdziesiątych. Większość osób spędziło w nim całe życie, które trzy lata temu zmieniło się w koszmar.  

- Mieliśmy za oknami piękną oazę, gdzie rosło 17 drzew, a mamy beton, betonozę – słyszymy od mieszkańców.

- 33 mieszkania w naszym bloku mają tylko i wyłącznie okna na zabudowaną stronę. Gdyby cokolwiek się stało, na przykład straż pożarna musiała zdejmować ludzi z wyższych pięter, to nie podjadą wozem z drabiną. Jeżeli ewakuacja klatką schodową nie będzie możliwa, ci ludzie zostaną bez pomocy – zwraca uwagę pani Ewa.

- Wcześniej mieszkało się cudownie. Był cień i ławeczki, na których można było sobie posiedzieć. A teraz mieszkamy w getcie. Korytarze powietrzne są zakłócone – dodaje kobieta.

Nowy budynek wybudowała spółdzielnia mieszkaniowa - ta sama, do której należą mieszkańcy starszego bloku, którzy najpierw protestowali, a potem na własny koszt wykonali ekspertyzę, z której wynika, że nowy apartamentowiec w ogóle nie powinien powstać, bo zasłania dostęp do światła dla kilkunastu mieszkań. 

- To jest dziwne, że spółdzielnia zrobiła coś takiego swoim mieszkańcom – przyznaje architekt, dr Wojciech Gwizdak. I dodaje: - Problem występuje u nas po PRL-u, w którym panował modernistyczny sposób architektonicznego myślenia, zabudowa osiedlowa rozproszona. Miało być powietrze, światło i zieleń. Jak zmieniliśmy ustrój, to okazało się, że budynki stoją tak rzadko, że można między nimi stawiać inne. Mimo że te same przepisy panowały, kiedy projektowano osiedla, to w gospodarce rynkowej się to nie opłaca. Jeżeli można dogęścić jakąś przestrzeń, to się ją dogęszcza.

Dom prawie na granicy działki

Zasłaniające słonce i widok budynki, stojące ściana w ścianę, to coraz częstszy widok na polskich osiedlach. Pan Zdzisław gdy kupował dom, nie spodziewał się żadnego sąsiedztwa - tak zapewniał go deweloper. Jednak dwa tygodnie po tym jak sfinalizował transakcję i odebrał klucze, na sąsiedniej działce rozpoczęła się potężna inwestycja. 

- Na pewno byśmy się nie zdecydowali na kupno tego mieszkania, jeżeli byśmy wiedzieli, że będzie taka sytuacja, że przed naszymi oknami powstanie ściana. Jak powstawanie to będzie tak, jakbyśmy byli w tunelu, bez światła, bez niczego – mówi mężczyzna.

Jak to możliwe, że ściana powstanie niemal na granicy działek?

Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie mówi, że minimalna odległość budynku od granicy działki to 4 metry. Mimo tego starostwo powiatowe, które wydało pozwolenie na budowę, twierdzi, że wszystko odbywa się legalnie.

W piśmie, które otrzymaliśmy od starostwa, możemy przeczytać, że minimalna odległość od granicy to 4 metry, chyba, że jest to zabudowa szeregowa, a na taką zezwala miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Poza tym deweloper, który sprzedawał dom panu Zdzisławowi, wiedział, jakie są plany na działce sąsiedniej, a mimo tego nie protestował.

- To, że jest problem z tym, że ludzie będą mieli ścianę bardzo blisko okien, jest pokłosiem latami trwającej błędnej ewolucji systemu planowania przestrzennego. Na przysłowiowym Zachodzie na planach zagospodarowania przestrzennego rysuje się budynki i wiadomo, jak będzie wyglądała zabudowa. A my mamy tak, że nie ma żadnej informacji, jaki budynek powstanie – mówi architekt dr Wojciech Gwizdak.

- Najbardziej boli nas to, że wszyscy od tego umywają ręce. Mówią, że nic się nie da zrobić, bo jest za późno, bo jest ostateczna, zatwierdzona, uprawomocniona decyzja i nic się z tym nie da zrobić. Chociaż błędy w wydaniu decyzji według mnie i według innych osób są aż nadto oczywiste – podkreśla pan Zdzisław.

Ekspertyzy nasłonecznienia

Pan Zdzisław również przygotował ekspertyzę nasłonecznienia i jest ona sprzeczna z tym, co przygotował deweloper. Podobnie, jak w trzecim miejscu, które odwiedziliśmy. Chodzi o warszawską Pragę i działkę, na której zostanie wciśnięty nowy budynek.

- Na aktualnym trawniku powstanie cztero-, pięciokondygnacyjny budynek. Obawiamy się tej bliskości, zabrania przestrzeni. Tego, że będziemy zamknięci jak w klatce – mówi pani Iwona. I dodaje: - Kupując mieszkanie, myśleliśmy, że dożyjemy w nim starości. Dostosowaliśmy je pod osobę niepełnosprawną, bo córka jeździ na wózku. Póki co nie wyobrażam sobie, że nam to wybudują, nie mam już siły się przeprowadzać.

Deweloperzy uzyskują pozwolenia na budowę, mimo analiz biegłych, którzy wskazują na niezgodne z prawem ograniczenie w dostępie do światła słonecznego.  

- Problem polega na tym, że nie ma wymogu, by w urzędach pracowały osoby, które posiadają uprawnienia budowlane. One nie muszą się na tym znać. Sprawdzają tylko czy jest ekspertyza i czy wniosek jest prawidłowy – zwraca uwagę architekt dr Wojciech Gwizdak.

Co na to spółdzielnia?

Tymczasem w przypadku ulicy Ogrodowej spółdzielnia milczy i nie chce rozmawiać z mieszkańcami. My również zapytaliśmy mailowo, jak to możliwe, że budynek powstał tak blisko, czy konsultacje były wystarczające oraz jak spółdzielnia ma zamiar zrekompensować mieszkańcom pogorszenie warunków życia.

Spółdzielnia wysłała nam jedynie lakonicznego maila, w którym twierdzi, że budynek powstał legalnie.

Pani Ewa wraz z innymi mieszkańcami wysłali już w tej sprawie kilkadziesiąt pism do różnych instytucji. Nic to jednak nie dało. 

podziel się:

Pozostałe wiadomości