W położonym na Mazowszu Żurominie setki, jeśli nie tysiące, młodych ludzi przez lata szukały w środkach odurzających odskoczni od nudy i braku perspektyw. Wiele osób straciło życie. Przełomowa okazała się śmierć 36-letniego Pawła Karpińskiego. Jego matka i narzeczona powiedziały „dość” i poprosiły o pomoc redakcję Uwagi!
Śmierć Pawła Karpińskiego
Przebywający dzisiaj w areszcie diler o pseudonimie „Duch” sprzedał Pawłowi ostatnią, śmiertelną dawkę niezwykle groźnego fentanylu.
- Poleciałam na miejsce, ale syna wynosili już w worku, ja zemdlałam – opowiadała w ubiegłym roku Jadwiga Karpińska.
Po naszym reportażu część mieszkańców nabrała odwagi i opowiedziała nam o własnej tragedii i stosunku miejscowej policji do dilerów, w tym najbardziej znanego o pseudonimie „Duch”.
- Kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, nie myślałam, że to pójdzie w tę stronę. Podejrzewałam, że będzie tak jak było, bo „Duch” był nieuchwytny. Stało się jednak inaczej – nie kryje satysfakcji Jadwiga Karpińska.
Zatrzymania dilerów w Żurominie
Gdy pokazaliśmy skalę zjawiska i ujawniliśmy, że Żuromin stał się w Polsce jednym z przyczółków sprzedaży fentanylu, który w Stanach Zjednoczonych zabija rocznie około 100 tys. osób, policja w końcu wzięła się do pracy. Kilku dilerów, z „Duchem” na czele, trafiło za kraty.
- Łącznie w tak zwanej sprawie żuromińskiej zarzuty usłyszało 11 osób, cztery osoby były tymczasowo aresztowane, a jedna z nich, czyli „Duch”, nadal przebywa w areszcie – mówi podinsp. Katarzyna Kucharska, rzeczniczka Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
- W zakresie jednej osoby zarzuty pozwalają na ustalenie, że skala procederu była na tyle duża, że w okresie objętym zarzutami mężczyzna nabył plastry zawierające fentanyl za około pół miliona złotych. W zakresie trzech zgonów niewątpliwie bezpośrednią przyczyną był właśnie lek opioidowy w postaci fentanylu – mówi Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Co zmieniło się w Żurominie?
- Przez ostatni rok zmarła tylko jedna osoba. A w przeciągu 8-10 lat zginęło ponad 40 osób – mówi Jadwiga Karpińska. I dodaje: - Ten, co zmarł miał 39 lat. Mieszkał w tym bloku, w którym zginął mój syn. Mieszkał sam, ale schodzili się do niego różni tacy.
Fentanyl, działający około 50 razy silniej od morfiny, bardzo łatwo przedawkować. Po jego przyjęciu może nastąpić tak zwana depresja oddechowa. Człowiek zapomina, że ma oddychać.
W Żurominie, uzależnieni młodzi ludzie, po wyjściu od dilera, szukali miejsc, gdzie mogliby po cichu zażyć kupione leki lub narkotyki. Najczęściej wchodzili do piwnic. Z biegiem lat symbolem pochłaniającej miasto plagi stał się widok wynoszonych z piwnic worków ze zwłokami.
Jedną z takich sytuacji uwiecznił na zdjęciu Adam Ejnik - miejscowy dziennikarz i jednocześnie nauczyciel polskiego w żuromińskiej podstawówce. Pan Adam był jedną z niewielu osób, które przez lata robiły wszystko, co mogły, by walczyć ze śmiertelną plagą. Jej skutki widywał na co dzień, gdy narkotyki kolejno zabierały życie jego dawnym uczniom.
- Część z tych ofiar zmarła na początku mojej pracy w szkole, to było 15-20 lat temu. Pamiętam Tomka, Krzyśka, niesłychanie zdolnych uczniów. Pamiętam, że uczyłem ich grać w brydża i doskonale sobie radzili. Ale wyszli ze szkoły i pasje ich nie pochłonęły, dzisiaj ich nie ma – mówi Adam Ejnik.
- Pamiętam też klasę Pawła Karpińskiego. Byłem wychowawcą tego chłopca. Paweł zmarł, ale z tej samej klasy odeszły też dwie inne osoby. Po tej jednej klasie widać, jaka to była skala – dodaje pan Adam.
Dziś po roku od emisji naszych reportaży Żuromin to z pewnością nieco inne miasto. „Duch”, jego dostawcy i kilku innych dilerów czekają na proces. Problem leko- i narkomani przestał być tematem tabu.
Wykrywanie miejsc dużej sprzedaży opioidów
Wydaje się, że także polskie władze zrozumiały, że takich miejsc jak Żuromin jest w Polsce więcej, a zagrożenie ze strony narkotycznych leków, w tym fentanylu, jest olbrzymie.
- Jednym ze źródeł uzyskiwania leków (w tym fentanylu - red.) było odkupowanie ich od pacjentów, którzy mieli je przypisywane. Substancje były wysyłane paczkomatem bądź kurierem. Skala procederu nie była mała, mówimy o tysiącach tabletek – mówi prokurator Maciej Meler.
W przeciwieństwie do typowych narkotyków, odurzające leki nie pochodzą z przemytu, lecz z miejsc, gdzie mogą je oficjalnie zdobyć pacjenci potrzebujący np. fentanylu do leczenia bólu. Główny Inspektor Farmaceutyczny opracował prosty i skuteczny sposób na dotarcie do źródeł, którymi groźny lek wycieka na czarny rynek.
- Mamy mapę, na której widać sprzedane leki opioidowe. Średnia ilość sprzedaży to około 1-2 opakowania na 10 tys. mieszkańców, a są regiony, gdzie sprzedaż wynosi ponad 110. Od razu zapala się nam czerwona lampka, że to najprawdopodobniej działalność przestępcza. Zdarza się, że jedna apteka sprzedaje więcej niż pół województwa – opowiada Łukasz Pietrzak, Główny Inspektor Farmaceutyczny.
- Udaje nam się sukcesywnie i bardzo szybko zamknąć takie miejsca. Zdarzyła się nam nawet sytuacja, gdzie namierzyliśmy, że jeden lekarz na jednego pacjenta wystawił na zniżkę leki z fentanylem na ponad półtora miliona refundacji. Oczywiście sprawa została przekazana do prokuratury, policji i Narodowego Funduszu Zdrowia – mówi Główny Inspektor Farmaceutyczny.
- Teraz ciągle słychać, że są naloty i łapią dilerów. Coś się ruszyło i to w dobrą stronę – uważa Jadwiga Karpińska.
- Warto było to nagłośnić, pierwsi się za to wzięliśmy i być może nam się uda, mam taką nadzieję. Chciałbym, żeby działo się to szybciej – mówi Adam Ejnik.
Autor: wg
Reporter: Tomasz Patora