Mają za oknem rusztowanie niemal 13 lat. „W mieszkaniu jest ciemno”

Mają za oknem rusztowanie niemal od 13 lat
Mają za oknem rusztowanie niemal 13 lat. „W mieszkaniu jest ciemno”
Jak długo można żyć z 20-metrowym rusztowaniem za oknem? Okazuje się, że przez lata. Przekonali się o tym mieszkańcy jednego z katowickich bloków. Za wszystko jeszcze płacą.

Blok z ponad dwudziestometrowym rusztowaniem w centrum Katowic od lat jest tematem żartów i anegdot o niekończącym się tam remoncie. Jego mieszkańcom nie jest jednak do śmiechu, bo termomodernizacja bloku trwa z przerwami już 13 lat. Bezsilni mieszkańcy zaprosili naszą reporterkę, by zobaczyła, jak wygląda ich życie w cieniu potężnego rusztowania.

Termomodernizacja bloku

- W pochmurny, jesienny dzień jest gehenna, ciemność, nie widać nic. Ale nawet w słoneczny dzień mam w mieszkaniu półmrok. A wynika to z tego, co mam za oknem – pokazuje pani Izabela.

Nasza rozmówczyni jest pielęgniarką, w szpitalu pracuje na zmiany. Od ponad trzech lat mieszka w ciemnościach przez płachtę, która na jej piętrze zasłania rusztowanie. Zaczęła nagrywać filmiki, bo nawet jej znajomym trudno było uwierzyć, że to może być aż tak uciążliwe. 

- Jest depresyjnie tak, że czasami nie chce się wracać do domu. Nawet jak mam dzień wolny, to uciekam. Jadę do znajomych, idę do parku czy robię coś innego – opowiada pani Izabela.

Sytuacja wpływa nie tylko na samopoczucie kobiety, ale ma to też poważne konsekwencje finansowe. ‘

- Moje rachunki za energię elektryczną drastycznie wzrastają. Najbliższy rachunek mam 280 zł i tak będę płaciła do końca roku – mówi pani Izabela.

Złodzieje chodzą po rusztowaniu

Rusztowanie dla mieszkańców jest też bardzo uciążliwe. Na konstrukcji gnieżdżą się ptaki, których odchody są niemal wszędzie. Były też próby włamań, bo złodzieje chodzą po rusztowaniu jak po drabinie, a do niektórych mieszkań dostaje się woda.

- Zalania wodami opadowymi mieliśmy minimum cztery, pięć razy w roku. Wszędzie pojawiał się grzyb. Woda ściekała za meblami, czego nie widzieliśmy. Panele nam puchły, a meble trzeba było usunąć. Same nowe meble kosztowały około 10 tys. zł plus podłoga i malowanie to następne 10 tys. – wylicza pan Sławomir.

Problemy mieszkańców katowickiego bloku zaczęły się kilkanaście lat temu, po wykonaniu termomodernizacji bloku. Dwa lata po położeniu docieplenia tynk na elewacji zaczął pękać. Firma, która robiła elewację, jak twierdzą mieszkańcy, wykonywała też izolację na balkonach i tarasach. To właśnie z tarasu znajdującego się piętro wyżej, według pana Sławomira, woda wdziera się do jego mieszkania.

Wykonawca wezwany do napraw

Spółdzielnia wzywała wykonawcę do napraw, ale firma, jak utrzymują władze spółdzielni, nawet w ramach obowiązującej gwarancji nie chciała naprawić docieplenia. Sprawa trafiła w końcu do nadzoru budowlanego.

- Warstwa ocieplenia odrywa się łącznie z klejem. To oznacza, że najprawdopodobniej podłoże zostało źle przygotowane. Na styku styropian – wełna pęknięcie czy wybrzuszenie jest bardzo poważne. Tam się dłoń mieści - mówi Mirosław Skórski z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Katowicach.

- To jest bardzo niepokojące i w każdej chwili może skutkować odpadnięciem – dodaje Mirosław Skórski.

Dlatego nadzór budowlany wydał decyzję, by zabezpieczyć elewację. Spółdzielnia wynajęła i rozłożyła wtedy kolejne rusztowanie. Stoi już ponad 3 lata i nic się nie dzieje. Dla mieszkańców to kuriozum, bo na żaden remont od lat się na zapowiada, a ich życie cały czas wygląda tak, jakby byli na placu budowy.

Co na to spółdzielnia?

- Mieszkańcy nie są pozostawieni sami sobie. Na miejscu jesteśmy niemal codziennie, pracownicy administracji są tam prawie codziennie – twierdzi Piotr Biernat, rzecznik Spółdzielni Mieszkaniowej „Górnik” w Katowicach.

- Niestety, i my, i mieszkańcy musimy czekać. To nie była łatwa decyzja, żeby postawić tam rusztowanie. Ale to była jedyna decyzja, żeby nikomu się nic nie stało – przekonuje Piotr Biernat.

Mieszkańcy do czynszu mają doliczany też fundusz termomodernizacyjny. Jest to dla nich absurd, wyrzucanie ich pieniędzy do kosza, bo to oni ponoszą koszty wynajmu rusztowania, na którym od lat nic się nie dzieje.

- Nie wiem, ile razy pytałam w spółdzielni, kiedy rusztowanie zostanie usunięte. Nawet nie policzę. Zawsze słyszę, że nie wiedzą, że postępowanie trwa – denerwuje się pani Izabela.

Mieszkańcy od lat słyszą jak mantrę, że muszą wciąż czekać. Spółdzielnia dopiero po sześciu latach od kiedy tynk zaczął pękać złożyła pozew do sądu przeciwko wykonawcy. Firma wybrana w drodze przetargu zainkasowała ponad milion trzysta tysięcy złotych. Odwiedziliśmy trzy adresy pod którymi jest zarejestrowana, nie ma tam ani szyldów, ani nikogo nie zastaliśmy. Udało nam się jednak dodzwonić do właściciela firmy. Nie chciał jednak zająć żadnego stanowiska.

Dlaczego w tej sytuacji spółdzielnia nie wynajęła innej firmy, która zajęłaby się profesjonalną naprawą?

- Nie mogliśmy wynająć innej firmy, w ogóle zająć się naprawą czy remontem elewacji dlatego, że zgodnie z decyzją sądu musieliśmy zabezpieczyć dowody źle wykonanej pracy. Podjęcie jakiejkolwiek czynności groziłoby zatarciem dowodów – stwierdza Piotr Biernat.

- Sąd nigdy nie wydał jakiegokolwiek zakazu, który zakazałby spółdzielni wykonywania prac. To spółdzielnia wybrała taką drogę procesową, do czego ma święte prawo, ale równie dobrze mogła wybrać inną drogę prawną. A mianowicie taką, że się robi na swój koszt i następnie w drodze sądowej odzyskuje się pieniądze od pozwanego – mówi Krzysztof Zawała, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.

Termomodernizacja może pochłonąć 5 mln zł

Przypomnijmy, spółdzielnia za ocieplenie zapłaciła ponad milion trzysta tysięcy, a za zabezpieczenie elewacji rusztowaniem już około 500 tysięcy. Koszt usunięcia, utylizacji starego styropianu i wełny, a potem wykonania nowej elewacji to pieniądze rządu 2-3 mln. Niekończąca się termomodernizacja katowickiego bloku może pochłonąć nawet 5 mln złotych.

- Nie ma powodu, żeby mieszkańcy nagle zaczęli płacić za czyjeś nieróbstwo. Za czyjąś źle wykonaną pracę. My musimy te pieniądze odzyskać. Poza sądem niewiele można zdziałać – twierdzi Piotr Biernat.

Dla spółdzielni to wygodnie tłumaczenie, dla mieszkańców to jednak najgorsze rozwiązanie. Sprawa w sądzie trwa już bowiem pięć lat. Nawet jeśli zapadnie korzystny wyrok dla spółdzielni, a takie rozstrzygnięcie może zapaść na początku przyszłego roku, to wykonawca ma prawo przecież złożyć odwołanie. Zanim sprawa rozstrzygnie się w kasacji może upłynąć nawet kolejnych kilka lat.

- A co zrobi spółdzielnia, jak przegra sprawę? Takie rozstrzygnięcie też jest hipotetycznie możliwe. Ci ludzie z tymi rusztowaniami będą żyć tak przez 50 lat? – pyta sędzia Krzysztof Zawała.

podziel się:

Pozostałe wiadomości