- To był mój jedyny syn – mówi załamany pan Jerzy.
46-letni pan Marcin był zawodowym kierowcą. Rosły, wysportowany. Miał 192 cm wzrostu. Kiedy podczas postoju na parkingu mężczyzna wyszedł do pobliskiego lasu, został dotkliwie pogryziony przez sforę agresywnych psów.
- Syn wracał wtedy ciężarówką z Anglii. Miał przerwę 24 godziny, więc poszedł do lasu na grzyby – opowiada pan Jerzy. I dodaje: - Po tym wszystkim jeszcze zdołał zatelefonować na 112, prosząc o ratunek. Leżał dwie godziny, ubrania miał rozerwane przez psy.
- Niewiarygodne, ile miał w sobie determinacji, żeby jeszcze wezwać służby ratunkowe. Jego stan był krytyczny. Miał liczne rany po pogryzieniu. Próbował się bronić, walczył o swoje życie – mówi Marcin Gałecki z Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze.
Mimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować życia 46-latka.
- Pacjent trafił do nas z rozwijającą się niewydolnością wielonarządową, w głębokiej hipotermii, z zaburzeniami świadomości – mówi dr n. med. Bartosz Kudliński ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. I dodaje: - Musieliśmy podejmować bardzo trudne decyzje i starać się uratować życie również za pomocą usunięcia tych elementów ciała, które były nieodwracalnie zniszczone.
- Syn był nieprzytomny, pod silnym działaniem środków. I kiedy był w szpitalu, to nie było już mowy o rozmowie – zaznacza pan Jerzy. I dodaje: - Lekarz powiedział, że coś jakby drgnęło w stronę życia, ale za 10 godzin trzeba było obcinać nogi.
Dlaczego psy zaatakowały człowieka?
Okazało się, że właścicielem psów jest były funkcjonariusz policji, prowadzący w pobliżu strzelnicę.
Co wzbudziło w zwierzętach tak skrajną agresję? Dlaczego owczarki były pozostawione bez opieki? Tuż po zdarzeniu na miejscu pojawiła się pracownica schroniska dla zwierząt.
- Podjechałam samochodem, jeden z psów leżał w krzakach. Była tam też dwójka rowerzystów, którzy wcześniej zadzwonili do nas ze zgłoszeniem, że znaleźli psa, który jest trochę we krwi – opowiada Dominika Gręzicka, pracownica schroniska dla zwierząt w Zielonej Górze. I dodaje: - Poznałam tego psa, bo 2024 roku te psy trafiły do nas po pogryzieniu.
Zdaniem naszej rozmówczyni psy były szkolone do obrony terenu.
- Normalny pies, w naturalnym środowisku nie atakuje człowieka, który idzie sobie w lesie – zaznacza pani Dominika.
Sprawą zajmuje się prokuratura
Właściciel zwierząt został zatrzymany. Śledztwo w sprawie śmierci 46-latka wszczęła zielonogórska prokuratura.
- Zatrzymano 53-letniego właściciela psów. Postawiono mu zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, skutkującej śmiercią pokrzywdzonego – mówi Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
- Przedmiotem zarzutów jest to, że te zwierzęta, pomimo tego, że były agresywne nie były w odpowiedni sposób zabezpieczone – dodaje prokurator Ewa Antonowicz.
Psy atakowały ludzi już wcześniej
To nie pierwszy incydent, gdy owczarki należące do byłego policjanta zaatakowały ludzi.
- Był początek czerwca 2022 roku. Szłyśmy drogą koło strzelnicy. Nagle, chłopak mojej córki zaczął krzyczeć, że biegną na nas psy. Najpierw cztery psy powaliły naszego psa. Moja córka zaczęła krzyczeć, psy rzuciły się na nią. Przewróciły ją. Złapałam za gałąź i zaczęłam bronić córki, wtedy jeden z psów rzucił się na mnie. Powalił mnie i mnie ugryzł – relacjonuje poszkodowana kobieta.
- Na wałach [pobliskiej strzelnicy – red.] stanął właściciel psów. Krzyczałam do niego, aby je zabrał. Ale on stał i patrzył, nie zawołał tych psów. Nagle zza wałów wyskoczyły dwie osoby, prawdopodobnie, które były na strzelnicy i to one odwołały je i zabrały. Dwa razy dzwoniłam na 112 i przez cztery godziny nikt nie przyjechał – dodaje nasza rozmówczyni.
Z jej relacji wynika, że i ona, i jej córka miały po pogryzieniu rany.
- Ja na ręce, ona na nodze i rękach. A policja wystąpiła z wnioskiem o wykroczenie i ten pan zastał ukarany mandatem w wysokości 600 zł – oburza się kobieta.
Także syn pana Sławomira został dotkliwie pogryziony przez psy.
- Nie ma uszu, ale na szczęście słyszy. Syn leżał przez pięć dni na OIOM-ie. Opowiadał później, że rzucił się na ziemię, żeby uchronić twarz, a psy szarpały go po plecach – przywołuje mężczyzna. I dodaje: - To były cztery psy, prawdopodobnie te same, które teraz zaatakowały mężczyznę i zagryzły go na śmierć.
- Skończyło się to tak, że syn był oczerniany, że wtargnął na teren prywatnej posesji. A pan były policjant nigdy nie usłyszał zarzutów – podkreśla pan Sławomir.
Po złożonych przez właściciela strzelnicy zeznaniach o rzekomym włamaniu się na jego teren, postępowanie zostało umorzone, a owczarki, po krótkim pobycie w schronisku wróciły na posesję do swojego właściciela.
- W 2024 roku trafiły do nas z ranami postrzałowymi i kutymi. Świadczy to o tym, że gdy doszło do pogryzienia nie mogli nad nimi zapanować, nawet sam właściciel, który był na miejscu. Może strzelał, żeby się uspokoiły – mówi Dominika Gręzicka.
- Schronisko w 2024 roku nie chciało wydać tych psów. Natomiast z uwagi, że pan korzystał z pomocy policji, która przyjechała z nim na miejsce, to wyegzekwowali na pracownikach ich oddanie właścicielowi – mówi Krzysztof Rukojć, dyrektor schroniska dla zwierząt w Zielonej Górze.
Mieszkańcy bali się też samej strzelnicy
Niepokój mieszkańców wzbudzały nie tylko agresywne zachowania psów, ale także niewłaściwie, ich zdaniem, zabezpieczona strzelnica. Mieszkańcy okolicy, spacerując po lesie nie raz napotykali pociski z broni palnej.
- Tu jest jak na wojnie. 80 procent mieszkańców cierpi z tego powodu. Do pewnego momentu ignorowaliśmy to, ale z biegiem czasu strzelnica się rozkręcała. Stało się to na tyle uciążliwe, że nie mieliśmy już siły – mówi pan Krzysztof.
- Przez ten czas rozmawialiśmy z urzędnikami, bo jak wynika z opowiadań, właściciel strzelnicy jest agresywnym człowiekiem i z nim się nie da rozmawiać – dodaje nasz rozmówca.
Petycje mieszkańców o zagrożeniach wynikających z działalności strzelnicy, kierowane trzy lata temu tak do władz miasta jak i do organów ścigania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Policja odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Przedstawiciel policji odmówił spotkania z naszą dziennikarką przed kamerą.
- Liczę, że przeprowadzone zostanie sprawiedliwe śledztwo i zrobią porządek z takim człowiekiem – kwituje pan Jerzy.
Autor: wg
Reporter: Dorota Pawlak