W zimie tego roku pokazaliśmy reportaże o konflikcie wokół mieszkania dla dzieci z domu dziecka w Piekarach Śląskich. Tamtejszy urząd miasta kupił w jednym z bloków mieszkanie, przeznaczone dla grupy dzieci w różnym wieku, które pod okiem opiekuna miały stworzyć w nim własny dom. Podobne mieszkania rodzinkowe powstały w Piekarach już wcześniej i zdały pod każdym względem egzamin. Jednak lokatorów bloku to nie przekonało – zaprotestowali. Bali się, że dostaną za sąsiadów chuliganów, którzy zakłócą im spokój. Po emisji pierwszego reportażu, po dyskusji przed kamerami, część mieszkańców bloku zmieniła zdanie. Poparli nowych młodych sąsiadów. Urząd miasta nie wycofał się ze swojej decyzji, w mieszkaniu zrobiono remont i w ostatnich dniach wprowadzili się do niego nowi lokatorzy. - Miałem pięć lat, gdy trafiłem do domu dziecka – mówi Kamil Domin, najstarszy z mieszkańców 18-latek. – Kraty w oknach, starsi koledzy, nie zawsze w porządku wobec młodszych. Mieliśmy sprzątaczki, kucharki. Tutaj sami sprzątamy, sami gotujemy. Uczę się samodzielności, gospodarowania pieniędzmi. Najmłodszy lokator – też Kamil – ma trzy lata i niedługo pójdzie do przedszkola. Pokój dzieli ze starszą siostrą Wiktorią, która chodzi już do drugiej klasy. Maluchy nie mają jeszcze swoich domowych obowiązków, ale starsi każdego dnia zmieniają się w dyżurach – ktoś odpowiada za łazienkę, ktoś za kuchnię. - Ich życie będzie takie, jak w każdym innym mieszkaniu – mówi Halina Czapla – Ilga, dyrektorka domu dziecka w Piekarach Śląskich. – Rano do szkoły, Kamilek do przedszkola, po południu własne sprawy, Wiktoria będzie przygotowywać się do pierwszej komunii. Będą żyć, jak wszyscy. Już pierwszego dnia nowych sąsiadów odwiedziły dwie panie, które od samego początku były za tym, by dzieci mogły mieszkać w bloku. Przyniosły słodycze, rozmawiały z dziećmi i wyszły nimi zachwycone. Ale pani Dorota Ziaja i pani Krystyna Pasak są niestety wyjątkiem. Niektórzy sąsiedzi nadal nie mogą pogodzić się z faktem, że dzieci już wprowadziły się do nowego mieszkania i wysyłają kolejne pisma z protestami. Tym razem usiłują podważyć przepisy, na mocy których to mieszkanie rodzinkowe powstało. - Myślę, że sąsiedzi zrozumieli, że będziemy tutaj i że nie jesteśmy tacy, jak nas przedstawiają – mówi Kamil Domin. Pozostaje mieć nadzieję, że w końcu lokatorzy bloku zaakceptują Kamila i pozostałe dzieci z nowego mieszkania.