Lekarz wymyśla choroby, żeby zarobić

Wrocławski ginekolog Andrzej W. wmówił dziennikarce UWAGI! groźną chorobę i zalecił kosztowny zabieg. Podobnie postępował z innymi swoimi pacjentkami. O jego skandalicznych praktykach wie środowisko lekarskie we Wrocławiu. Od pewnego czasu woli jednak nie mówić o nich głośno.

Andrzej W. to znany i poważany ginekolog z Wrocławia. Jest współpracownikiem tamtejszej Akademii Medycznej, prowadzi swój prywatny gabinet ginekologiczny w centrum miasta. Dzięki dobrej renomie, przyjeżdżają do niego pacjentki z całej Polski. Jednak wiele z nich wyniosło z gabinetu dr. W. bardzo niedobre wspomnienia. - Pan doktor zbadał mnie i powiedział, że jestem bardzo chora – mówi Joanna, pacjentka Andrzeja W. – Mam torbiele na jajniku, polipa mięśniaka i jak najszybciej muszę zostać zoperowana. Dr Andrzej W. zrobił pani Joannie zdjęcie rentgenowskie macicy. Poszła z nim do innego lekarza. Ten zbadał kobietę, obejrzał zdjęcie. - Powiedział, że ta na zdjęciu to nie jest moja macica – mówi pani Joanna. Podobną historię opowiada inna pacjentka Andrzeja W. Iga Chalasiewicz dowiedziała się od niego po badaniu, że narastająca w jej narządach rodnych błona może mieć podłoże nowotworowe i konieczne jest jak najszybsze pobranie wycinków do badania histopatologicznego. - Tego samego dnia zgłosiłam się na badanie u innego lekarza – mówi Iga Chalasiewicz. – Powiedział, że mój stan zdrowia jest nie tyle dobry, ile bardzo dobry. Doktor Andrzej W. zabiegi przeprowadza oczywiście w swoim gabinecie. Kosztują niemało. - Badania kontrolne wykazały, że mam torbiel na jajniku i nadżerkę, skierował mnie na zabieg następnego dnia – mówi Marta Bryk. – Zabieg kosztował 1 200 zł, pobranie wycinka – 1 000 zł. Dziennikarka UWAGI! postanowiła przebadać się u Andrzeja W. Przedtem jednak udała się do innego ginekologa. Badania wykazały, że jest zdrowa. Doktor W. tymczasem po swoim badaniu stwierdził, że cierpi ona na groźną chorobę, endometriozę. - Zmiany, które występują, dotyczą jamy Douglasa, czyli najniższego punktu w jamie otrzewnowej, gdzie są ogniska gruczolistości, przeszczepione z błony śluzowej, oraz przerostu mięśnia macicy z powodu tej samej gruczolistości. Jeśli rzecz dotyczy mięśnia macicy, trzeba wykazać, czy nie ma tam czegoś gorszego – powiedział dr Andrzej W. I zalecił punkcję jamy Douglasa w swoim gabinecie. Na pytanie, czy przy zabiegu będzie obecny anestezjolog, oburzył się. - Moja żona będzie. Takie zabiegi robię trzy razy dziennie. Albo pani ma do mnie zaufanie, albo nie, i dziękuję, do widzenia – powiedział Andrzej W., którego żona jest nie anestezjologiem, lecz endokrynologiem i diabetologiem. W trakcie rozmowy do gabinetu weszła druga reporterka UWAGI!, by ujawnić dziennikarską prowokację i zapytać, dlaczego oszukuje swoje pacjentki. Dr Andrzej W. wyraźnie się zdenerwował, ale przeszedł do kontrataku. - Jest pani bardzo słabym i bardzo nędznym redaktorem, który nagle chce zaistnieć i szuka sensacji – powiedział dr W. – To jest dno, autentyczne dno. Do widzenia pani. I wyprosił ekipę UWAGI! ze swego gabinetu. Następnego dnia udał się na urlop. O praktykach dr Andrzeja W. od dawna wiedzą lekarze z wrocławskiej Akademii Medycznej. Wolą jednak wypowiadać się anonimowo. - Na zdjęciu USG pokazuje pacjentce pęcherz i mówi jej, że to guz – mówi lekarz z AM. – Potem robi jej zabieg, udaje, że nakłuwa. To jest skandal. Andrzej W. posunął się nawet do tego, że wykonywał zabiegi pacjentkom we wczesnej ciąży, stosując narkozę. - Kazał położyć mi się na łóżku, wziął zastrzyk, żadnego innego lekarza, anestezjologa czy kogoś innego, przy tym nie było – mówi Emilia Mroczkowska, pacjentka dr. Andrzeja W. – Twierdził, że zastrzyk jest całkowicie bezpieczny, nie zagraża mojej ciąży, on wszystko kontroluje. Tymczasem prof. dr hab. Janusz Woytoń, wieloletni konsultant ds. położnictwa i ginekologii, takie postępowanie ocenia jednoznacznie. - Narkoza podana we wczesnej ciąży może spowodować nieprawidłowy rozwój narządów wewnętrznych płodu – mówi prof. Janusz Woytoń. Dr Andrzej W. we wrocławskim środowisku lekarskim znany jest nie tylko ze względu na swoje skandaliczne praktyki lekarskie. Przed laty szerokim echem odbiła się sprawa jego habilitacji. Okazało się, że wykorzystał w niej jako własne fragmenty doktoratu niemieckiego lekarza.---strona--- - Została zbadana grupa kobiet, występująca w badaniu [opisanym w pracy dr. W. – przyp. red.] – mówi wrocławski lekarz z AM. – Okazało się, że wcale nie były badane. Sprawa oszustwa naukowego przedawniła się przed Komisją Dyscyplinarną. Tymczasem ginekolodzy, którzy wystąpili przeciw Andrzejowi W. zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy. - Wystąpiłam przeciw W., gdy dopuścił się oszustwa naukowego – mówi woląca zachować anonimowość lekarka. – Potem miałam za to komisję dyscyplinarną – zwolniono nas, bo byliśmy przeciw oszustwu. Na prośbę o oficjalną wypowiedź przedstawicieli Akademii Medycznej i Szpitala Klinicznego, w którym pracuje Andrzej W., UWAGA! otrzymała jedynie pismo z informacją, że na terenie placówki przeprowadzana jest dezynfekcja i deratyzacja. Naszymi dowodami zainteresowała się jednak Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Przeczytaj także:Doktor śmierć z ZabrzaUmarł, bo nie chciano go leczyćChirurg-rzeźnik operuje jak potrafiLekarz odmawia badań prenatalnychLekarz śmiertelnie opóźnił poród

podziel się:

Pozostałe wiadomości