Aneta,14 lat, Marta 15. Zaprzyjaźniły się, chodziły razem na imprezy, poznały nowych znajomych, a wśród nich przystojnego młodego mężczyznę, który bez trudu oczarował nastolatki. Któregoś dnia zabrał je ze sobą samochodem, w pewnym miejscu powiedział, że zabiera je do pracy. Gdy zaskoczone dziewczyny zaczęły protestować, zaczął im grozić. W końcu użył przemocy. - Zatrzymali się na zjeździe z autostrady, zapakowali do bagażnika – mówi Aneta. – Krzyczałam strasznie. W końcu w bagażniku ze zmęczenia usnęłam. Obudziłam się, jak wyrzucili mnie na chodnik. Złapali za włosy, kopali. Porywacze zniszczyli telefony, dokumenty, elektroniczne karty, jakie miały ze sobą dziewczyny. Zaprowadzili je do zwyczajnego domu w Hamburgu. W jednym z mieszkań czekała kobieta, która miała się nimi zająć. Tam już zostały. Musiały świadczyć seksualne usługi mężczyznom. Ich oprawcy przestrzegli je, by nawet nie myślały o ucieczce. - Grozili bronią, musiałyśmy klękać, żeby ich przepraszać – mówi Marta. – Pokazali nam zdjęcie dziewczyny, która próbowała uciekać. Jeden z nich [porywaczy] powiedział, że w końcu wkurzył się i przetrącił jej nogi. Mówił, że zabił już kilka osób i że nic mu nie udowodnią. Anetę przykuwano kajdankami do łóżka. Mimo to, wlokąc za sobą łóżko, próbowała uciekać. Kiedy zauważył to jeden z oprawców, włożył mydło do skarpetki i straszliwie pobił Anetę. W miejscu kaźni dziewczyn oprócz katów była też pocieszycielka, jedna kobieta, wspólniczka porywaczy. - Była bardzo dziwna – mówi Aneta. – Błagałam ją, chodziłam za nią na kolanach, żeby mi pomogła. Siadała obok mnie, malowała mnie, mówiła, że jestem piękna. Uśmiechała się i mówiła, żebym nie przejmowała się rodziną, i ze wszystko będzie dobrze. Dwaj Polacy przetrzymujący Anetę i Martę grożąc bronią zrobili dziewczynom rozbieraną sesję zdjęciową. Fotografie trafiły do ogłoszeń towarzyskich w Internecie z ceną - za godzinę 150 euro. Tak do mieszkania w Hamburgu trafiali klienci. W weekendy nawet do 30 dziennie. Ale oprawcy dziewczyn uznali, że nie są dla nich dość dochodowe i posługując się fałszywymi dokumentami zatrudnili je w jednym z największych domów publicznych w Hamburgu. Gehenna dziewcząt trwała pół roku. W końcu do mieszkania, gdzie były przetrzymywane wkroczyła niemiecka policja. Dziewczyny trafiły na komendę, tam cały dzień składały zeznania. Kilkanaście godzin później przyjechali po nie rodzice. - Powtarzała wciąż – mamusiu, dobrze, że jesteś – mówi matka Marty. – Tylko tyle potrafiła powiedzieć. Dziewczyny wróciły do Polski. Aneta, mimo, że tak bardzo tęskniła za rodzicami, dla swojego bezpieczeństwa wciąż musi przebywać z dala od domu. Wyjeżdża do specjalnie chronionego ośrodka, gdzie będzie miała pomoc psychologa i znowu zacznie się uczyć. Marta także żyje w ukryciu. Boi się, że nie wszyscy przestępcy są w areszcie, będą się chcieli na niej zemścić i zmusić do zmiany zeznań. Po zmroku nigdy nie wychodzi na ulicę. Cierpi na powracające krwawienia, zapalenie błony jamy brzusznej, nerwicę żołądka, zapalenie dróg moczowych, anemię. Obie dziewczyny mają zrujnowaną psychikę, nie potrafią nawet porozumieć się ze swoimi rodzinami. - Oni nie wiedzą, co się ze mną dzieje – mówi o swoich najbliższych Marta. – Cały czas śni mi się to, co się stało. Polacy, którzy przetrzymywali Anetę i Martę w Hamburgu przebywają w niemieckim areszcie. Grozi im do dziesięciu lat więzienia. Trwają aresztowania ich współpracowników działających w Polsce. Prawdopodobnie znajdują się na liście 163 osób podejrzanych o handel żywym towarem poszukiwanych przez policję. Aneta i Marta są w stałym leczeniu psychiatrycznym. Wciąż nie wiadomo, kiedy będą mogły bezpiecznie wrócić do domu.