Sprzątała, a z mieszkań znikała gotówka. „Ona wciąż czuje się bezkarna”

Sprzątała, a z mieszkań znikała gotówka
Sprzątała, a z mieszkań znikała gotówka. „Ona wciąż czuje się bezkarna”

Do domów swoich klientów przychodziła z własnym odkurzaczem. Ale ten służył jej nie tylko do odkurzania. Właściciele jednego z domów nagrali, to, co zrobiła u nich sprzątaczka.

- Przyszła do nas sprzątaczka i tak jak zawsze zaczęła sprzątać od łazienki – opowiada pani Monika.

Z relacji kobiety wynika, że sprzątaczka sprzątała 15 minut, po czym „przeszła do akcji”.

- Weszła do pokoju, zostawiła odkurzacz. (…) Otworzyła szafę, wiedziała, gdzie ma szukać, i sięgnęła do plecaka po pieniądze. Zawinęła pieniądze w rękawiczkę, podeszła do odkurzacza i schowała pieniądze w rękawiczce do odkurzacza – relacjonuje pani Monika.

- Kiedy zauważyliśmy na kamerach tę sytuację, to stwierdziliśmy, że wchodzimy do domu – dodaje kobieta.

Właściciele domu złapali 46-letnią sprzątaczkę na kradzieży na gorącym uczynku.

Anna S. trafiła do nich z polecenia. Na początku sprzątała perfekcyjnie, a jej zakres usług był bardzo szeroki. Kobieta do pracy przynosiła nawet swój odkurzacz. Dopiero po kradzieży właściciele przekonali się, do czego tak naprawdę był jej potrzebny.

- W dzień kiedy ją nakryliśmy, schowała do odkurzacza 8,7 tys. zł. A dwa tygodnie wcześniej zniknęła nam pierwsza część gotówki, było to 14,8 tys. zł. I za pierwszym razem pieniądze zginęły z tej samej szafy i z tego samego miejsca – zaznacza pani Monika.

Pięć śledztw i 31 zarzutów

Sprzątaczka została zatrzymana przez policję i usłyszała prokuratorskie zarzuty. Oprócz tego toczy się też 5 innych śledztw. Dotyczą one wyłudzenia kredytów i pożyczek przez Annę S. W największym, gdzie jest 25 poszkodowanych, 46-latce przedstawiono aż 31 zarzutów. Prokuratura ustaliła, że kobieta stosowała między innymi metodę, która świadczy o jej wyjątkowej przebiegłości.

- Proponowała występowanie w funkcji tzw. tajemniczego klienta w banku. Tłumaczyła ludziom, że będą uczestniczyć w programie, który miał być audytem dla banku. Pokrzywdzeni podpisywali umowy kredytowe. Pani Anna S. zapewniała, że umowy zostaną wypowiedziane, więc nie będą miały skutków prawnych. Pieniądze trafiały na konta, do których dostęp miała pani Anna S. Łączna kwota wyłudzonych pieniędzy to 1,6 mln – mówi Oliwia Bożek–Michalec z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

- Anna S. w mniejszych sprawach przyznawała się do winy. W tej większej sprawie złożyła wyjaśnienia i w znacznej mierze przyznała się do przedstawionych jej zarzutów – dodaje prokurator Oliwia Bożek–Michalec.

Siostra Anny S.

Ofiarą Anny S. ma być też jej siostra. Kobieta twierdzi, że na nią też w przeszłości wyłudziła kredyty na 150 tysięcy.

- Jeśli chodzi o kredyty, to podejrzewam, że działa tak ponad 10 lat, a sprzątając, to tak z trzy lata – mówi siostra Anny S.

Z relacji kobiety wynika, że jej siostra skończyła technikum chemiczne, zdała maturę i poszła na PAT, tj. Papieską Akademię Teologiczną.

- Jej indeks kończy się chyba na drugim roku. Natomiast ona wszystkim mówi, że jest adwokatem. Moja przyjaciółka widziała ją w todze pod sądem – opowiada siostra Anny S.

- Siostra żyła na bardzo wysokim poziomie, drogie sklepy, galerie, drogie restauracje. Kupowała ciuchy, torebki, buty – dodaje nasza rozmówczyni.

Wizerunek kobiety sukcesu pomagał Annie S. w zjednywaniu sobie klientów i zdobywaniu ich zaufania. Pani Katarzyna i jej partner poznali ją, kiedy starali się o 400 tysięcy kredytu na mieszkanie.

- Wyglądała na profesjonalistkę w swoim fachu. Znała konkretne osoby z banków, dyrektorów i tak dalej. Twierdziła, że bardzo szybko wszystko załatwi – tłumaczy pani Katarzyna. I opowiada: - S. powiedziała, że musimy przelać jej 18 tys. zł na depozyt do banku. To był nasz pierwszy kredyt hipoteczny i w pełni jej zaufaliśmy. Przelaliśmy jej 18 tys. zł, a ona wysłała nam potwierdzenie, że pieniądze zostały przelane do banku i że to będzie częścią wkładu własnego. Zaczęliśmy podejrzewać, że coś jest nie tak, bo trwało to zbyt długo. Poszliśmy do banku. Wówczas dowiedzieliśmy się, że nic na nasze nazwisko nigdy nie było procesowane. Okazało się, że wszystkie potwierdzenia przelewów i dokumenty, które pokazaliśmy w banku, są sfałszowane.

Kiedy pani Katarzyna dzwoniła do Anny S. domagając się zwrotu pieniędzy, słyszała, że jest przez nią stalkowana i zgłosi to na policję. Pokrzywdzeni twierdzą, że zawsze odgrywała rolę ofiary. Była w tym przekonująca. Kiedy jako doradca kredytowy zaczęła mieć złą opinię wśród klientów, wpadła na pomysł ze sprzątaniem. Zaczęła też pożyczać pieniądze od przyjaciół i znajomych.

- Udzieliłam jej pożyczki. Nie regulowała spłat. Miała bardzo dużo wymówek. Albo już jechała z pieniędzmi, albo mówiła, że wysłała i przelew nie doszedł. Takich deklaracji było prawie 30 – mówi pani Agnieszka.

- Pożyczyłam jej 45 tys. zł i nie odzyskałam ani złotówki – zaznacza nasza rozmówczyni.

Czy Annę S. spotkają konsekwencje?

Przez wszystkie lata swojej działalności Anna S. tylko raz trafiła do zakładu karnego. Rok temu została skazana za wyłudzenie pożyczek na trzy miesiące więzienia. Po 35 dniach wyszła jednak na wolność. Decyzją sądu penitencjarnego resztę kary odbyła w systemie dozoru elektronicznego. Po wyjściu, jak twierdzi znajoma Anny S., kobieta nadal miała wyłudzać pieniądze.

- Ona cały czas sprząta. Przedstawia się jako Marta, Kasia, podaje różne dane. To się nigdy nie skończy, bo ona nie może przestać – mówi siostra Anny S.

Annę S. spotkaliśmy w jednej z podkrakowskich miejscowości. Wyjeżdżała z posesji domu, który sprzątała. Stwierdziła, że zarzuty w części są prawdziwe, a w części nie. Kobieta tłumaczyła się, że nie ma czasu rozmawiać, bo jedzie do lekarza. Umówiła się jednak z nami na rozmowę następnego dnia. Kiedy doszło już do spotkania, 46-latka poinformowała nas, że nie zgadza się na rozmowę przed kamerą i wręczyła nam pismo. Nie chciała odnieść się do stawianych jej zarzutów, ani przedstawić swojego stanowiska w całej sprawie.

- Dla mnie dziwne jest to, dlaczego ta kobieta nie jest w więzieniu. Dlaczego te sprawy tak długo się ciągną. Jest coraz więcej osób poszkodowanych, a ona działa bezkarnie i czuje się bezkarna - mówi pani Monika.

podziel się:

Pozostałe wiadomości