27 lat temu rodzice wypisali ją ze szkoły i zniknęła. „Dziękowała, że uratowaliśmy jej życie”

Pani Mirella
27 lat temu rodzice wypisali ją ze szkoły i zniknęła. „Dziękowała, że uratowaliśmy jej życie”
42-letnia dziś Mirella zniknęła bez śladu 27 lat temu, kiedy z początkiem 1998 roku – rodzice wypisali ją z liceum. Dwa miesiące temu okazało się, że kobieta przez cały ten czas żyła w ukryciu przed światem w jednym z mieszkań w Świętochłowicach. Czy więzili ją rodzice, czy też z jakiegoś powodu kobieta sama nie chciała opuścić swojego mieszkania?

- Była piękną dziewczyną w długich włosach. Kiedy teraz zobaczyłam ją, to byłam w szoku. Z jednej strony miała łysą głowę. A jak się odwróciła to miała polepione włosy, takie dredy – opowiada pani Luiza, dawna koleżanka Mirelli.  

- [Jak Mirella wychodziła z mieszkania dwa miesiące temu – red.] usłyszałam, że ona nie umie chodzić, że nie wie, jak się chodzi po schodach. Że ona siedziała 27 lat zamknięta i jak ona to ma zrobić – przytacza pani Luiza.

Co wydarzyło się 27 lat temu?

Rozmawialiśmy z dyrektorem podstawówki, do której przed laty chodziła Mirella.

- Mam dokumenty dotyczące jej nauki. Wszystko u niej było w terminie, nie było żadnych problemów wychowawczych ani żadnych innych. Była to przeciętna, dobra uczennica – mówi Marek Planta, dyrektor szkoły podstawowej nr 8 w Świętochłowicach.

Po ukończeniu podstawówki, we wrześniu 1997 roku, 14-letnia wówczas Mirella poszła do liceum. Jednak zaledwie pół roku później została wypisana ze szkoły na prośbę rodziców. Wówczas ślad po niej zaginął.

Co działo się z 42-latką w szpitalu?

Podczas wizyty w szpitalu, do którego trafiła 42-letnia Mirella, pani Luiza doznała szoku. Zobaczyła nogi kobiety i zrozumiała, dlaczego ta nie była w stanie zejść ze schodów.

- Miała dziury aż do kości. Sepsa – opowiada nasza rozmówczyni. I dodaje: - Mirella powiedziała mi i mojemu partnerowi, że uratowaliśmy jej życie. Że zadzwoniliśmy na policję i ona stamtąd wyszła. Lekarz powiedział jej, że jeszcze parę dni i by jej nie było. Ona by umarła. Mówiła, że cierpiała przez lata, dzień w dzień.

- Że oni nie otwierali okien, bo ona miała otwarte rany i każdy podmuch był jakby ktoś ją prądem raził – dodaje pani Luiza.

Z każdym dniem dawne koleżanki przekonywały się, że pani Mirella była odizolowana od współczesnego świata.

- Pamiętała smak mleczka w tubce – mówią dawne koleżanki Mirelli.

- Powiedziałyśmy, że damy jej telefon, żeby można było do nas dzwonić. Ale bała się. Pytała: „Co ja będę z nim robić?”. I potem uznałyśmy, że ona jest za bardzo do tyłu z technologią i to wtedy nie był dobry pomysł – mówi pani Laura.

Poruszone jej stanem zdrowia dawne koleżanki, postanowiły pomóc przebywającej przez prawie 30 lat w zamknięciu pani Mirelli. Założyły nawet zbiórkę internetową, by zebrać pieniądze na jej leczenie i rehabilitację i wtedy doznały szoku, bo… pani Mirella wróciła do domu, w którym dotychczas przebywała.

Dlaczego Mirella została wypisana do domu?

O wypisaniu ze szpitala Mirelli zdecydował lekarz prowadzący jej leczenie. Pojechaliśmy do niego, żeby poznać uzasadnienie tej decyzji. Lekarz nie chciał jednak z nami rozmawiać.

- Lekarz powiedział, że nie było przemocy – oburza się pani Aleksandra, dawna koleżanka Mirelli.

- Chyba nie uznał, że przez te lata to było więzienie – dodaje pani Laura.

O sprawę ewentualnego przetrzymywania pani Mirelii, zapytaliśmy także policję.

- Pani Mirella była rozpytana przez policjantów. Niczego takiego policjantom nie powiedziała – stwierdza mł. asp. Anna Hryniak z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Świętochłowicach.

- Policjanci nie słyszeli, aby pani Mirella przedstawiła im, że wbrew własnej woli była przetrzymywana – dodaje mł. asp. Anna Hryniak.

Inną wersję przekazuje pogotowie.

- Powiedziała tak, wychodząc razem z ratownikami do ambulansu, przemieszczając się. Że od 20 lat, po raz pierwszy jest na tej klatce schodowej i jak ona pięknie wygląda. Była zaskoczona jej wyglądem. Jest to również zawarte w dokumentacji medycznej – mówi Łukasz Pach, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

Mimo że sprawa wyszła na jaw dwa miesiące temu, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: Dlaczego przez prawie 30 lat pani Mirella nie opuszczała swojego domu?

- Sprawa jest na etapie ustalania. Na ten moment nie mogę udzielić informacji, dlaczego ta pani przez 27 lat nie wychodziła z mieszkania – mówi Monika Szpoczek, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Świętochłowicach.

podziel się:

Pozostałe wiadomości