- Wierzymy mocno, że Julia jest blisko nas. Była bardzo wrażliwą osobą. I głównie dla niej, z myślą o niej, próbujemy wykrzyczeć światu o tym, co się dzieje w środowisku młodzieży. Wiemy, że Julia bardzo by tego chciała. Nie chcemy by podobne sytuacje miały miejsce. Chcemy uchronić, jak najwięcej dzieci przed hejtem, niezrozumieniem, odrzuceniem – mówi pan Wojciech, ojciec zmarłej Julii.
- Ona była strasznie hejtowana. Za buty, rzęsy, praktycznie za wszystko – usłyszeliśmy od młodzieży pod szkołą, do której chodziła Julia.
- Nawet po śmieci w sieci poszły na nią obelgi. Wyśmiewano się z jej śmierci. To straszne – ubolewa pan Wojciech.
Problemy Julii zaczęły się podczas pandemii
Problemy Julii zaczęły się już szkole podstawowej. Pandemia przeniosła naukę do internetu. Zdalne lekcje trwały, a w tle młodzież rozmawiała na czacie, powoli odnajdując kozła ofiarnego, na którym można było skupić swoją uwagę. Wrażliwa, nieśmiała dziewczynka idealnie wpisywała się w tę rolę, a rówieśnicy byli coraz bardziej okrutni, już nie tylko w internecie.
- Wyzywali ją. Któregoś razu została dorwana w szatni. Dziewczyny powiedziały jej: „Ciebie tutaj nie chcemy”. To był ostracyzm, była wykluczana. Spotykała się z różnymi uwagami, na przykład, że nie ma markowych butów – słyszymy od rodziców Julii.
- Nie chciała ostatnio ćwiczyć na WF-ie, bo śmiali się jak gra, że nic nie umie – przywołują pani Monika i pan Wojciech.
- Julii samoocena…, mimo że tłumaczyliśmy jej, że jest wspaniałą dziewczyną, to dla niej liczyło się jak postrzega ją grupa. Mówiła, że nie ma nikogo. My jej mówiliśmy, że bardzo ją kochamy. A ona: „Mamo, ale ja nie mam żadnej koleżanki” – dodaje pani Monika.
Dla dzieci grupa rówieśnicza jest bardzo ważna
Dla nastolatków grupa rówieśnicza - wręcz rodzaj stada - jest konieczna dla prawidłowego funkcjonowania, a celowe wyeliminowanie z takiego grona jest niezwykle bolesne.
- Najczęściej wygląda to tak, że grupa osób, a przynajmniej jedna, nakręca całe środowisko, nawet nie wiadomo z jakiego powodu, plotkuje, że ktoś jest zły, okropny, żeby się z nią nie kolegować – tłumaczy młoda osoba, która znała Julię.
- Mówili jej wredne teksty, na przykład, że jest brzydka. Ośmieszali ją przy innych – słyszymy.
- Któregoś razu poszli do parku i ją spotkali, i ją pobili. Nie wiem za co, za to, że żyje – dodaje młoda osoba, z którą rozmawialiśmy.
Rodzice Julii interweniowali w szkole
- Ja wiem kto jej dokuczał, stąd też były nasze interwencje, wizyty w szkołach – mówi pani Monika.
- Chcieliśmy im zasygnalizować, że to nie jest coś błahego, że to może doprowadzić do tragedii – zaznacza pan Wojciech.
- Nie pomogli. Ze strony szkoły były komentarze, że Julia jest nadwrażliwa – ubolewa matka Julii.
Jak do sprawy odnosi się szkoła?
- Hejtu żadnego nie było. Był jeden incydent, co zostało rozwiązane – stwierdza Bożena Latos, dyrektor szkoły.
- Bardzo współczuję rodzicom. Ze względu na czas żałoby, chciałabym to uszanować i nic więcej teraz nie powiem. Jesteśmy wstrząśnięci tą tragedią – dodaje dyrektor szkoły.
- Ona między 7 a 8 klasą nawet na wakacjach była u pedagoga, że jest tak źle, że nie chce iść do szkoły. Padło, że to już 8 klasa, że niech się nie przejmuje, bo to zaraz minie, pójdzie do nowej szkoły – mówi pani Monika.
Rodzice Julii zgłosili jedną ze spraw na policję.
- Mogę jedynie potwierdzić, że toczyło się postępowanie w sądzie rodzinnym, że dotyczyło ustalenia czy zachodzą przejawy demoralizacji nieletnich. Zakończyło się ono umorzeniem postępowania. Sąd, który umorzył to postępowanie, nie stwierdził przejawów demoralizacji nieletnich i uznał, że to przedmiotowe zdarzenie miało charakter incydentalny – mówi Anna Lisiecka z Sądu Rejonowego w Lubinie.
Co działo się w szkole Julii?
- Był hejt w internecie i docinki w realu. Wyzywali ją, na przykład od szmat. A jak powie się coś wychowawcom, to oni to ignorują. Pogadają, że wszystko będzie dobrze i pogodzicie się, ale tak to nie jest – mówi młoda osoba, która znała Julię.
Hejt, który rozpoczął się w podstawówce, trwał nadal i udzielił się uczniom technikum, do którego poszła nastolatka.
- Opowiadała, że nikt nie chce z nią siedzieć, że siedzi sama po jednej stronie klasy, a reszta siedzi po drugiej. Czuła się samotna i odrzucona – mówi pan Wojciech.
- Przyjechaliśmy do wychowawcy i pani powiedziała, że dziewczyny nie słuchają jej, czyli tej pani wychowawczyni, że ona nie ma na nie wpływu. I żeby Jula nie siedziała tak w kącie, jak się chowa, bo te dziewczyny są dużo większe i rzeczywiście może sobie z nimi nie poradzić. To była jedyna porada jaką wtedy dostaliśmy – mówi pani Monika.
We wrześniu Julia kolejny raz zmieniła szkołę. Pomimo opieki psychologa i wsparcia kochających rodziców doszło do najgorszego.
- Julia być może miała już tak dość, że podjęła decyzje o odejściu. Bez przerwy przytulała się, mówiła, jak bardzo nas kocha, było to formą pożegnania z nami – przypuszcza matka zmarłej nastolatki.
- Chcemy zrobić coś, co mogłoby zmienić dzieci, nastawienie do siebie, żeby wzbudzić w nich empatię, szacunek do innego człowieka, żeby śmierć Julii nie poszła na marne, to tylko daje nam siłę do dalszego życia – mówi pan Wojciech.
W sukurs rodzicom Julii przyszli również organizatorzy marszu milczenia, którzy napisali petycję do Sejmu, z apelem o zaostrzenie przepisów dotyczących cyberprzemocy oraz wprowadzenia w szkołach programów prewencyjnych: lekcji empatii, komunikacji i rozwiązywania konfliktów.
Jeśli potrzebujesz wsparcia, jeśli wydaje ci się, że jesteś w sytuacji bez wyjścia - są ludzie, którzy pomagają znaleźć wyjście. Zawsze można, a wręcz należy skorzystać z telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży - 116 111.
Autor: wg
Reporter: Jakub Dreczka