Zuchwałe złodziejki i bezsilni policjanci. "Nie przeprowadzono oględzin na miejscu zdarzenia"

Zuchwałe złodziejki i bezsilni policjanci. "Nie przeprowadzono oględzin na miejscu zdarzenia"
Zuchwałe złodziejki i bezsilni policjanci. "Nie przeprowadzono oględzin na miejscu zdarzenia"
Metodą na administratorkę dwie kobiety okradają starszych ludzi. Syn jednej z ofiar, były policjant, dostarcza dowody i dzięki temu wydaje się, że możliwość ujęcia sprawców jest oczywista. Dlaczego mimo to policyjne dochodzenie zostaje umorzone? 

Do zdarzenia doszło w lipcu tego roku. Pod jednym z bloków na warszawskiej Woli pojawiły się dwie kobiety. Prawdopodobnie nie wiedziały, że za cel wybrały mieszkanie matki byłego policjanta komendy stołecznej. Funkcjonariusza, który zajmował się sprawami najpoważniejszych zabójstw związanych z działalnością zorganizowanych grup przestępczych. 

Oszustwo "na administratora"

- Brunetka zadzwoniła do mieszkania mojej mamy i przedstawia się jako pracownik administracji – opowiada Andrzej Mroczek, syn okradzionej kobiety.

- Usłyszałam, że sprawdza wodę. Stwierdziłam, że wpuszczę ją do środka. Zaufałam – przyznaje matka pana Andrzeja.

- Druga kobieta czekała na zewnątrz. Jak się okazało czekała na informację od tej, co była w środku, czy ona też może tam wejść – relacjonuje Andrzej Mroczek.

- Kobieta, która weszła do środka, zapytała, czy dobrze działa odpływ wody, bo rzekomo są doniesienia o jakimś zapachu w bloku. Poszłyśmy do łazienki. Wtedy poprosiła, żebym lała wodę z prysznica. Żeby robić to i z góry, i z dołu. Żebym nie martwiła się o rachunki, bo administracja mi zwróci. Sama powiedziała, że pójdzie zobaczyć zlew w kuchni – opowiada okradziona kobieta.

Starsza pani nie miała pojęcia, że do jej mieszkania wchodziła jeszcze druga kobieta. 

- Ta kobieta, co weszła pierwsza, zagadała mamę, a druga penetrowała mieszkanie w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów – opowiada Andrzej Mroczek.

- Kazała mi puszczać tę wodę przez około 10 minut. Po czym wyszła, a ja wyłączyłam wodę – opowiada nasza rozmówczyni.

W tym czasie obie obce kobiety opuściły mieszkanie.

Zaraz po tym zdarzeniu pojawił się listonosz z emeryturą. 

- Odebrałam emeryturę i poszłam ją schować. Otworzyłam szafkę i zobaczyłam, że wszystko tam jest zrujnowane. Okazało się, że nie ma koperty, w której miałam oszczędności. Z nerwów pieniądze od listonosza upadły mi na podłogę. Nogi mi zadrżały. Nigdy w życiu się z czymś takim nie spotkałam. Dla mnie to był szok – przyznaje okradziona kobieta.

- To było 5 tys. zł. Odkładałam je na urlop, ale jak mi ukradli, to już nigdzie nie pojechałam – dodaje nasza rozmówczyni.

Co zrobiła policja?

Okradziona kobieta pojechała do jednej z warszawskich komend policji. Złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Następnie wróciła do domu. Nikt jej nie kazał czekać na przyjazd ekipy dochodzeniowej. Nikt też nie powiedział, by niczego nie dotykała w mieszkaniu, żeby nie zniszczyć śladów.

Na drugi dzień syn okradzionej kobiety sam zdobył od wspólnoty mieszkaniowej nagranie z monitoringu i przekazał je policji. Przeanalizował też zapis z kamer i zauważył, że oszustki zostawiły ważne ślady. 

- Jedna z kobiet położyła dłoń na szybie drzwi. Postanowiłem zabezpieczyć szybę w taki sposób, żeby nie uszkodzić pozostawionych śladów. Zadzwoniłem na 112 celem przysłania techników kryminalistyki – mówi Andrzej Mroczek.

Na miejsce przyjechali policjanci z technikiem i zabezpieczyli odcisk dłoni pozostawiony przez oszustkę. Do mieszkania okradzionej kobiety jednak w ogóle nie weszli.

- Nikt nie przeprowadził żadnych oględzin w miejscu przestępstwa. Do dziś nie przeprowadzono takich oględzin – zaznacza Andrzej Mroczek. I dodaje: - Myślałem, że policja jest na tyle sprawna i doświadczona, że szybko poradzi sobie z materiałem dowodowym, który tak naprawdę ja im dostarczyłem.

- To bardzo mnie boli, dlatego, że przez 10 lat byłem funkcjonariuszem tej komendy – tłumaczy nasz rozmówca.

Półtora miesiąca później dochodzenie zostało umorzone. 

- Policja nie wykonała żadnych czynności z tym konkretnym przestępstwem na miejscu dokonania przestępstwa – podkreśla Andrzej Mroczek.

Co widzieli świadkowie?

Okazuje się, że zanim oszustki weszły do budynku dłuższą chwilę stały pod klatką schodową. Jedna z nich spokojnie paliła papierosa, a obok niej przechodzili mieszkańcy, którzy nie zostali nawet przesłuchani przez policję. 

- Widać na nagraniach ich twarze, a one dalej sobie chodzą. Co oni mieli w głowie, że to umorzyli, to nie mam pojęcia – usłyszeliśmy od jednej z sąsiadek.

O całej sprawie chcemy porozmawiać z rzeczniczką komendy, w której złożono zawiadomienie od okradzionej kobiety.  

- W sprawie zostało przyjęte zawiadomienie, policjanci gromadzili materiały dowodowe – mówi nadkom. Marta Sulowska, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV.

- Ślady kryminalistyczne zostały zabezpieczone. Mamy wynik badań. (...) W zakresie monitoringu policjanci zabezpieczyli okoliczny monitoring – dodaje nadkom. Marta Sulowska.

Gdyby policja dokonała oględzin mieszkania, może znalazłaby kolejne odciski palców, należące do drugiej kobiety. Złodziejki mogły też zostawić w mieszkaniu swoje ślady biologiczne, czyli na przykład włosy. O tym, że policjanci popełnili poważny błąd jest przekonany pełnomocnik okradzionej kobiety, który złożył zażalenie na postanowienie o umorzeniu dochodzenia. 

- Do wiedzy powszechnej, tym bardziej wśród policjantów, należy to, że oględziny miejsca zdarzenia robi się w terminie jak najkrótszym po popełnieniu czynu zabronionego – mówi adwokat Paweł Matyja. I dodaje: - Najważniejsze w tej sprawie dowody organom ścigania dostarczył syn ofiary, a policja w mieszkaniu nie była. Rodzi się pytanie, w jaki sposób zamierzano tych sprawców złapać?

Podszywanie się złodziei pod zaufaną osobę, czyli tak zwane oszustwa na legendę, to prawdziwa plaga i ogromna uciążliwość dla społeczeństwa. Tylko w tym roku i tylko na terenie garnizonu stołecznego policji stwierdzono prawie 1200 takich przestępstw. Łączna suma strat to ponad 30 milionów złotych.

- To nagranie zostało przekazane do wszystkich komend w Polsce już tego samego dnia. W zakresie publikacji wizerunków taką decyzję podejmuje policjant z prokuratorem. Na taką publikację się nie zdecydowano. Dlatego, że te sprawy, gdzie mówimy o kradzieżach „na administratora”, czyli oszustwach na legendę, dotyczą osób, które często migrują i zmieniają swój wygląd. Wiedzieliśmy, że taka publikacja na tym etapie może doprowadzić do tego, że tych osób możemy nie znaleźć – stwierdza nadkom. Marta Sulowska.

- Policjanci nie odpuszczają takich spraw i nie odkładają ich na półkę. Pomimo formalnego zakończenia postępowania policjanci dalej prowadzili czynności operacyjno-wykrywcze i doprowadzili do pozyskania nowych informacji. Informacje zostały przekazane prokuratorowi prowadzącemu – dodaje nadkom. Marta Sulowska.

Prokuratura poinformowała, że w wyniku działań operacyjnych wytypowano sprawcę. Jednak dochodzenie wciąż nie zostało ponownie podjęte, bo policja jeszcze nie wykonała wszystkich zleconych jej i zaplanowanych czynności. Jak udało się nam ustalić, chodzi o dodatkowe czynności z udziałem okradzionej kobiety. 

podziel się:

Pozostałe wiadomości