Biologiczna matka Oli zrzekła się praw rodzicielskich tuż po urodzeniu dziecka, jeszcze w szpitalu. Dziewczynka po raz pierwszy trafiła wtedy do domu dziecka. Przebywała tam cztery miesiące, potem została adoptowana przez rodzinę z Mysłowic. Zgodę na adopcję wydał Ośrodek Adopcyjny w Mysłowicach, choć rodzina nie miała dobrej opinii. - Po raz pierwszy rodzina zgłosiła się do nas w 1996 r. – mówi Sylwia Konarus, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Mysłowicach. – Matka Oli jest osobą niepełnosprawną, nie pracowała, dostaje rentę socjalną. Ojciec w 1996 r. został zwolniony dyscyplinarnie za nadużywanie alkoholu. Adopcyjna matka Oli także piła. Ośrodek Adopcyjny nie zasięgnął opinii MOPS-u, nie wziął też pod uwagę relacji sąsiadów rodziców Oli. Dziś jego dyrektorka nie chce wyjaśnić, jakimi kryteriami kierował się Ośrodek, decydując o przyznaniu prawa do opieki tej właśnie rodzinie. - Jeśli rodzina jest patologiczna, to jest to do zdiagnozowania na terenie ośrodka – mówi Anna Wójcik, dyrektorka Ośrodka Adopcyjnego w Mysłowicach. – Decyzja komisji kwalifikacyjnej nie jest decyzją jednoosobową – są w niej psychologowie i pedagodzy. Nie mogę wypowiadać się na temat konkretnej rodziny, obowiązuje mnie ustawa o ochronie danych osobowych. Już trzy lata temu MOPS miał informacje, że Ola jest wykorzystywana przez matkę do żebrania. Przez blisko rok nic z tą informacją nie zrobił, dopiero w maju 2005 r. powiadomił sąd. Sąd ustanowił kuratora. - Kurator co miesiąc składał sprawozdania, w których opisywał sytuację dziecka – mówi Tomasz Salachna, wiceprezes Sądu Rejonowego w Mysłowicach. – W lutym, gdy sytuacja stała się alarmująca, dziecko zostało odebrane rodzinie. Trudno mi wypowiadać się za sąd, który podejmował decyzję, ale prawdopodobnie stało się to dopiero wtedy, bo wcześniej ze względu na dobro dziecka sąd nie chciał zabierać dziecka rodzicom. Policja, która przyjechała zabrać Olę, zastała ją bawiącą się na brudnej podłodze. Była wystraszona, uciekała przed rodzicami. Także w domu dziecka izolowała się od innych dzieci. Jest nadpobudliwa, ma poważne braki w rozwoju. Dom dziecka, w którym obecnie przebywa Ola, wnioskował do sądu o zakaz odwiedzin członków rodziny, gdyż dziewczynka wizyty te odreagowuje panicznym strachem. Sąd jednak je utrzymał. Nie odebrał też rodzinie władzy rodzicielskiej. Dopóki sąd nie znajdzie powodów do całkowitego odebrania władzy rodzicielskiej, Ola będzie musiała żyć w domu dziecka i nie znajdzie nowych rodziców. - Nie tylko została zatrzymana w rozwoju, jest też głęboko skrzywdzona – mówi prof. Katarzyna Popiołek z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Śląskiego. – Nie będzie łatwym dzieckiem. Rodzina, która się nią zaopiekuje, będzie musiała okazać jej wyrozumiałość.