- Nie mam żadnego zdjęcia syna, ani jego koledzy nie mają, na którym byłby smutny. Na wszystkich zdjęciach jest uśmiechnięty i zadowolony – mówi pani Małgorzata, matka 14-letniego Sebastiana.
- Tego dnia normalnie wstał i poszedł do szkoły. Wszystko było w porządku – zapewnia kobieta.
Dzień tragedii
- Dostałam od Sebastiana wiadomość: „Miło było cię znać. Trzymaj się”. Odpisałam: „Co jest?”. Napisał: „Idę to skończyć”. Wtedy zaczęłam do niego wydzwaniać – opowiada koleżanka 14-tka.
Wiadomość napisana do przyjaciółki, była ostatnim kontaktem. Chwilę wcześniej, na długiej przerwie, doszło do incydentu przed szkołą, brało w nim udział dwóch chłopców.
- Widać, że Sebastian mocno „tego” nie zrobił, tylko normalnie. Ale przyłożył rękę. [Drugi chłopak – red.] zemdlał na jakieś 15 sekund. Sebastian od razu położył go w bezpiecznej pozycji, a jedna koleżanka poszła po pielęgniarkę. A [drugi chłopak – red.] normalnie otworzył oczy, chyba przez 10 minut z nim siedzieli, dali mu wodę – opowiada jedna z nastolatek.
- Grupka osób mówiła Sebastianowi, żeby ogarnął się z takim głupim zachowaniem. I Sebastian wtedy wyszedł. I po jakiś pięciu minutach napisał do koleżanki, że dziękuje jej za wszystko. Od razu się popłakała, powiedziała nam o tym i poszliśmy go szukać – dodaje dziewczyna.
- Jak do mnie napisał, to pomyślałam, że to jest coś poważnego, bo Sebastian nigdy by się ze mną nie pożegnał. Pomyślałam, że zaraz go stracę – mówi przyjaciółka 14-latka.
Nastolatka zaalarmowała kolegów, ci rozdzielili się na dwie grupy i zaczęli poszukiwania.
- Znaleźliśmy go przypadkiem, bo po prostu tamtędy się przechodziliśmy. Pierwsze co, to zadzwoniliśmy po pomoc – mówi jedna z nastolatek.
- Przybiegłam tam. Zobaczyłam go: „Pomyślałam, że muszę mu pomóc, bo jest dla nas wszystkich jak młodszy brat” – opowiada inna dziewczyna.
- Znaleźli go koledzy ze szkoły. Cały czas się obwiniają, że nie zdążyli. Nie wiem, jak ja, jako osoba dorosła, bym zareagowała w takiej sytuacji, a co dopiero te dzieci – mówi pani Małgorzata, matka Sebastiana. I dodaje: - Podziwiam ich, że zachowali się, tak jak się zachowali. Że jego koleżanka wbiegła na drzewo, ściągnęła i próbowała reanimować.
- Nie mogłam go odwiązać, ale zobaczyłam zapalniczkę. Sebastian spadł, wzięłam go na prostą drogę. Tam zaczęłam robić reanimację. Uciskałam mu klatkę piersiową. Wiedziałam, że on nie żyje, ale była nadzieja, że zaraz się obudzi, a jak nie, to przyjedzie karetka i na pewno go uratują – opowiada nasza rozmówczyni.
Po nieudanej próbie ratowania Sebastiana przyjechała policja, później karetka, a potem prokurator.
Co zrobiła szkoła?
- Po pół godzinie szukania, wróciłam do szkoły, zgłaszając to pedagożce szkolnej. Powiedzieliśmy wszystko, że Sebastian zaginął, że dostałam od niego wiadomość, pokazałam ją. Ona na to nie zareagowała – opowiada jedna z przyjaciółek Sebastiana.
Prokuraturę zapytaliśmy, czy ktoś zawiadomił służby, że 14-letni Sebastian zaginął?
- Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ujawnione zostały zwłoki chłopca, jego matka zgłosiła się na komisariat policji, informując o jego zaginięciu – mówi prokurator Tomasz Bujwid.
Sebastian opuścił szkołę w czasie godzin lekcyjnych. Zaniepokojeni rówieśnicy powiadomili o tym fakcie szkolną kadrę i matkę chłopca.
- O niczym szkoła mnie na poinformowała. Tylko o godz. 11:52 zadzwoniła do mnie pedagożka z pretensjami poinformować mnie, że była taka sytuacja w szkole, do której po raz kolejny przyczynił się Sebastian. Powiedziała, żebym się za niego wzięła i z nim porozmawiała. Powiedziałam, że mamy większy problem, bo Sebastian zaginął i szuka go policja – opowiada pani Małgorzata.
- Ze strony szkoły nie odnotowaliśmy sygnałów, że chłopiec zaginął – zaznacza prokurator Tomasz Bujwid.
Próbowaliśmy poznać wersję szkoły, do której uczęszczał Sebastian, uczeń I klasy technikum budowlanego w Wałbrzychu. Przedstawiciele szkoły odmówili nam wypowiedzi.
Zwróciliśmy się do wiceprezydent Wałbrzycha.
- Jesteśmy organem prowadzącym. Organem sprawującym nadzór pedagogiczny jest kuratorium. Kiedy kuratorium wejdzie i przeprowadzi kontrolę, uzyskam informacje, czy rzeczywiście doszło tam do jakichkolwiek nieprawidłowości – mówi Anna Elżbieciak-Stec.
- Szkoła zachowała się bezdusznie. Olała cały temat. Nie pomogli nikomu z nas – mówi młodzież.
- Większość nauczycieli ma olewcze podejście. Po sytuacji z Sebastianem, wróciliśmy do szkoły i chcieliśmy znaleźć naszą panią, żeby ją powiadomić, tak żeby nam pomogła. Ale nas olali. Poszliśmy do pokoju nauczycielskiego, otworzyła nam pani, widziała, że nasza szóstka jest zapłakana, w szoku. Zapytaliśmy, czy może sprawdzić, w której sali nasza nauczycielka ma lekcje, a ona krzyknęła, że nie ma czasu i zamknęła nam drzwi przed nosem, nawet nie pytając, co się stało – opowiada jedna z koleżanek Sebastiana.
- Poszliśmy dalej i szła kolejna nauczycielka. Uśmiechnęła się do nas i powiedziała, że już kończy lekcje i poszła. Po raz kolejny nikt nie spytał, co się stało. Każdy z nas zapłakany, ledwo oddychał i nikt się nie spytał, czy wszystko z nami w porządku i dlaczego jesteśmy w takim stanie – dodaje inna nastolatka.
- Dorośli ewidentnie zawiedli – podkreśla młodzież.
Na pytania skierowane mailem placówka edukacyjna odpowiedziała, że Sebastian opuścił szkołę około 10:30. Żaden z uczniów nie poinformował pracowników szkoły o zagrożeniu jego życia. Na pytanie o to, czy zawiadomiono organy ścigania o zaginięciu chłopca odpowiedziano: „Szkoła otrzymała informację o śmierci ucznia po godzinie 17:00, 17 czerwca bieżącego roku”.
Problemy Sebastiana
- Syn w ostatnim czasie poprawiał oceny w szkole, żeby uchronić się przed ośrodkiem. Pisał nawet do kolegów, że cieszy się, że siedzi w domu – wspomina matka 14-latka.
Dlaczego Sebastianowi groził ośrodek?
- Szkoła zgłosiła do sądu zawiadomienie o demoralizacji. Chodziło o alkohol, palenie papierosów, niby nieobecności w szkole – tłumaczy pani Małgorzata.
Kurator odmówił nam wypowiedzi. Dostaliśmy jedynie kilka informacji na temat nadzoru kuratorskiego, które zainicjowała szkoła. Pod koniec maja złożono wniosek o umieszczenie Sebastiana w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. Nadal czekał na rozpoznanie.
- Kuratorka cały czas mówiła, że jeszcze jedna taka sytuacja i on pójdzie do ośrodka, a po osiemnastce, pójdzie do więzienia – opowiada jedna z koleżanek Sebastiana.
- Kuratorka nie podchodziła tak, jak normalny kurator, żeby na spokojnie pomóc dziecku, żeby wyciągnąć go z problemów, żeby wyszedł na prostą, tylko naciskała na niego i zastraszała go. On po prostu się bał – słyszymy od młodzieży.
- Najgorsze jest to, że tylko my z jego otoczenia wiemy, jaka jest prawda i że ta cała wielka kartoteka wygląda tak, że nawet jak on nie brał w czymś udziału, to brał winę na siebie – dodaje jedna z dziewczyn.
W tym roku to już trzecia samobójcza śmierć nastolatka w Wałbrzychu.
Przypominamy i apelujemy sięgajcie po psychologiczną pomoc. 116 111- to numer, pod którym można znaleźć pomoc.
Autor: wg
Reporter: Edyta Krześniak