Wakacje po polsku

Już dziś zaczynają się w Polsce wakacje. Tysiące Polaków, w tym przede wszystkim dzieci, wyjedzie nad morze, w góry, nad jeziora... Czy standard naszych ośrodków wypoczynkowych można porównać z europejskimi? Czy polskie miejscowości turystyczne są przygotowane na przyjęcie turystów? Co mają im do zaoferowania?

Postanowiliśmy to sprawdzić. Na początek pojechaliśmy w góry… W internecie znaleźliśmy ofertę przytulnego pensjonatu w Szczyrku. Ze zdjęć wynikało, że oferuje on komfortowe, czyste i przyjemne pokoje z łazienkami. Na miejscu rzeczywistość nas niestety zaskoczyła. Pokój, który nam zaoferowano, był bardzo mały, brudny i zaniedbany. W naszej łazience na ścianach znajdował się grzyb. To co zobaczyliśmy na miejscu, zupełnie odbiegało od tego, co pensjonat proponował na swoich stronach internetowych. Poprosiliśmy pracownicę ośrodka o zmianę pokoju, niestety nie było żadnego, który spełniałby nasze oczekiwania i odpowiadał temu, co zobaczyliśmy w internecie. Właścicielka pensjonatu nie chciała z nami rozmawiać. Zrezygnowaliśmy z pobytu w Szczyrk. Pojechaliśmy do stolicy polskich Tatr – Zakopanego. Tym razem nie szukaliśmy noclegu w internecie, postanowiliśmy znaleźć coś już na miejscu. Gdy tylko wysiedliśmy z pociągu na dworcu PKP, natychmiast pojawiło się wokół nas kilku mężczyzn, zachęcających do pobytu w „zaprzyjaźnionych” kwaterach, do przejażdżki dorożką po Zakopanem oraz do skorzystania z busa lub taksówki. Wszyscy przekrzykiwali się w swoich ofertach. O tym jak popularnym miejscem wypoczynkowym jest Zakopane, przekonaliśmy się też tuż po wyjściu z dworca. Praktycznie przy każdej ulicy, a czasem wręcz na ulicy, można kupić pamiątki. Co chwilę ktoś kusi oscypkiem. Rodziców z dziećmi zachęca się do zrobienia sobie zdjęć z mężczyzną przebranym za wiewiórkę czy misia. Niestety, szybko okazuje się, że tak „wiewiórka”, jak i „miś”, są pod wpływem alkoholu, brzydko pachną, a ich stroje od dawna nie widziały pralni. Zresztą, w Zakopanem pijanych nie brakuje. Co chwilę zaczepia nas ktoś, kto zbiera pieniądze na alkohol. Przed wakacjami postanowiliśmy również sprawdzić czy możemy czuć się bezpiecznie wysyłając nasze dzieci na kolonie. Chcieliśmy się dowiedzieć, kto będzie opiekował się kolonistami. Okazało się, że w Polsce wychowawcą kolonijnym może zostać praktycznie każdy. Wystarczy mieć ukończone 18 lat i zdaną maturę. Na kursie wychowawcy kolonijnego nikt nie pyta o doświadczenie w pracy z dziećmi, o predyspozycje pedagogiczne, co więcej – nikogo nie interesuje czy kandydat na wychowawcę był kiedykolwiek karany. Wystarczy wpłacić ok. 100 zł za kurs, wziąć udział w ok. 20 godzinach zajęć (oficjalnie kurs powinien trwać 36 godzin), zdać prosty egzamin i… można jechać na kolonię i opiekować się kilkunastoma dziećmi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości