Pani Grażyna wciąż wysyła SMS-y do swojego zmarłego wnuka. Jakub rok temu został zepchnięty pod nadjeżdżający pociąg. Jego śmierć, przypadkowa i brutalna, wstrząsnęła opinią publiczną.
Proces ws. zepchnięcia studenta pod pociąg
Teraz, w Gdańsku ruszył proces w sprawie zabójstwa. Na ławie oskarżonych zasiada 21-letni Maksymilian S. Moment tragedii zarejestrowały kamery monitoringu. Nagranie jest tak drastyczne, że sąd zdecydował o wyłączeniu jawności na czas jego odtwarzania.
- Przepełnia mnie żal - przyznaje pani Grażyna.
Do tragedii doszło nad ranem na sopockim dworcu. Jakub chciał wrócić kolejką podmiejską do domu. Oskarżonego nie znał – ich spotkanie na peronie było zupełnie przypadkowe. Maksymilian S. był pijany i odurzony. Narkotyczne pobudzenie i agresję wyładował na Jakubie.
- Chciał się chyba na kimś wyżyć, a on był jedyną osobą na peronie. I pechowo na niego to trafiło – przypuszcza pan Tomasz, wujek Jakuba.
- Znalazł się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, bo tak naprawdę na jego miejscu mógł być każdy, on po prostu wracał do domu – mówi Anna, koleżanka Jakuba.
Kilka godzin przed tragiczną śmiercią Jakub spędzał czas z przyjaciółmi w Sopocie. Świętowali po zakończonym turnieju tenisowego. Dzwonił do znajomych, zapraszał ich do wspólnej zabawy. Taki telefon odebrała również pani Ania – nie wiedziała wówczas , że to będzie ich ostatnia rozmowa.
- Pracowałam do rana i pisaliśmy sobie. Dzwonił do mnie, pogadaliśmy 2 minuty, ale skończyła mi się przerwa. Widziałam, że jeszcze raz dzwonił, ale nie byłam w stanie odebrać telefonu. A po południu dowiedziałam się, co się stało. Rozmawialiśmy godzinę przed śmiercią – mówi Anna.
- Policja przyszła do mnie dopiero o 11. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Ani krzyczeć, ani mówić, jakby mnie coś dusiło. Dopiero wieczorem zaczęłam głośno krzyczeć: „Oddaj mi mojego Kubę” – opowiada pani Grażyna.
Jakub stracił matkę w wieku 7 lat
Jakuba wychowali dziadkowie. Z babcią łączyła go niezwykła, głęboka więź. Wnuk był dla niej całym światem. Nie potrafi pogodzić się z jego odejściem. Od czasu jego śmierci całe dnie spędza w jego pokoju, jakby wciąż czekała, aż wróci.
- Nieraz przyjdę poleżeć, czasem czuję jakby tu był, porozmawiam do niego. Czy to jest pocieszenie, to nie wiem. Pocieszam się tym, że poszedł do mamy. Że teraz się spotkali – mówi pani Grażyna.
Jakuba pochowano obok jego ukochanej mamy. Stracił ją, gdy miał 7 lat. Zmarła nagle na tętniaka mózgu. Dla babci była to niewyobrażalna strata – śmierć córki złamała jej serce. Zabójstwo wnuka rozbiło ją zupełnie.
W wychowanie Kuby zaangażowany był również jego wujek, który na stałe mieszka w Niemczech. Mimo to przyjeżdża na każdą rozprawę.
- On był ich oczkiem w głowie dziadków. Chcieli o niego zadbać, chcieli zrobić to dla córki. A skończyło się, tak, jak się skończyło – ubolewa pan Tomasz.
Maksymilian S. był pod wpływem narkotyków
W dniu oskarżony o zabójstwo miał we krwi mieszankę narkotyków – dopalacze, opioidy, pochodne amfetaminy. Jeden z tych środków przekraczał dopuszczalny poziom ponad dwudziestokrotnie. Norma „dla bycia pod wpływem” to 50. On miał ponad 1000.
Rozmawialiśmy z mężczyzną, który wie, w jakim środowisku obracał się oskarżony. Z obawy o własne bezpieczeństwo – poprosił nas o anonimowość.
- On brał, co w ręce wpadło. Kryształy, mefedron. Brał też silne leki opioidowe. Potrafił kogoś pobić, wywołać bójkę w gronie swoich kolegów. W pewnym momencie, ta normalna grupa kolegów, odwróciła się od niego. Maks zaczął się zadawać z ludźmi z półświatka w Gdyni, dilerzy itd. – opowiada nasz rozmówca.
Oskarżony miał 20 lat, gdy doszło do zdarzenia. Ale jego problemy z prawem i uzależnieniem zaczęły się znacznie wcześniej. Już jako szesnastolatek trafił pod nadzór kuratora. W związku z tym pytamy sąd rodzinny: czy instytucje wymiaru sprawiedliwości zrobiły wszystko, co możliwe, by powstrzymać postępującą demoralizację nieletniego wówczas Maksymiliana S.?
- Z akt sprawy wynika, że w momencie kiedy sąd orzekał i zastosował środek wychowawczy w postaci kuratora, Maksymilian S. uczestniczył w terapii, tak wynika z materiału dowodowego – mówi Łukasz Zioła, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. I dodaje: - Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że w momencie, kiedy sąd orzekał, Maksymilian S. był osobą pełnoletnią. W tym momencie zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii względem osób pełnoletnich przymusowe leczenie musi być zasądzone w stosunku do osób, które popełniły już przestępstwo związane ze znajdowaniem się w stanie odurzenia.
- Jeżeli odpowiednie służby w odpowiedni sposób by reagowały, uważam, że można było w jakiś sposób przymusić do leczenia. I wszystkiego tego można by uniknąć – uważa wujek Jakuba.
Czy naprawdę musiało dojść do tragedii, by Maksymilian S. został poddany przymusowemu leczeniu odwykowemu? Wiele wskazuje na to, że nie tylko regularnie zażywał narkotyki, ale również nimi handlował. W chwili zatrzymania funkcjonariusze znaleźli przy nim 26 porcji marihuany – trzymał ją ukrytą w bieliźnie.
- Z tego, co wiem, to nie był na odwyku. I jak powiedział na pierwszej rozprawie, chciał pójść, ale nie zdążył – mówi nasz rozmówca.
W procesie uczestniczą przyjaciele Jakuba. Młody mężczyzna był powszechnie lubiany. Miał duże poczucie humoru. Studiował ekonomię, a jego największą pasją był tenis.
- Kuba był świetnym tenisistą. Bardzo skromny, lubiany chłopak – mówi Piotr, kolega Jakuba. I dodaje: - Na sali sądowej da się odczuć surrealizm, że Kuby nie ma, a drugi chłopak przekreślił sobie całe życie. Tragiczna, bezsensowna i smutna sytuacja.
Autor: wg
Reporter: Arleta Bolda-Górna