14-letni Filip w niedzielę grał z kolegami w koszykówkę na boisku jednego z wrocławskich gimnazjów. W pewnym momencie piłka przeleciała nad wieńczącą mur drucianą siatką. Chłopiec chciał przeskoczyć przez mur i zabrać piłkę. - Filip złapał się kosza i siatki – mówi kolega Filipa. – No i pokopało go. Filipa poraził prąd, który biegł w siatce. Chłopiec zmarł. Jak się okazało, już wcześniej grający w piłkę na boisku wiedzieli, że siatka nad murem przewodzi prąd. - Było dużo przypadków, kiedy chłopaków kopał prąd – mówi uczeń gimnazjum. – Dwa razy dotknąłem kosza i zatelepało mną. Prąd do siatki dostał się z instalacji elektrycznej, doprowadzonej do pralni pierza, znajdującej się za murem boiska. W instalacji przetarła się izolacja. Metalowy słupek instalacji podpięty był do siatki na murze. Z instalacji następowały przebicia na słupek, który doprowadził napięcie do płotu. O przypadkach lekkich dotąd porażeń młodzież informowała dyrekcję szkoły. Mówiła o tym także woźna ze szkoły. - Były zgłoszenia od dzieci, że na siatce jest przebicie prądu – mówi Maria Gierczyk, woźna z gimnazjum nr 3. – Pani dyrektor podeszła do okna i spytała, która siatka jest pod prądem. Powiedziałam, że ta na murze. Jednak wicedyrektorka gimnazjum zaprzecza, jakoby docierały do niej takie informacje. - Nie było żadnych zgłoszeń – mówi Joanna Hanćkowiak, wicedyrektorka gimnazjum nr 3 we Wrocławiu. – Żadne rodzic, dziecko, pracownicy szkoły nie zgłaszali. O przebiciach wiedziała też właścicielka pralni pierza. Poinformowała o nich administrację terenu, na którym znajduje się budynek pralni. - Dostałam wiadomość od chłopców, że przebicie jest na kablu – mówi Alicja Kwiatkowska, właścicielka pralni pierza. – Zgłosiłam, żeby to sprawdzili. Pani przyjęła zgłoszenie. W administracji nie przypominają sobie tego. Kierownik Biura Obsługi Klienta Zarządu Zasobów Komunalnych pokazuje tylko zgłoszenie z 27 czerwca dotyczące zabezpieczenia włazu na dachu pralni. Jednak właścicielka pralni nie mogła zgłaszać problemów z włazem dachowym, bo takiego nie ma i nigdy nie miała. Reporterowi UWAGI! udało się ustalić że przewód, który stał się przyczyną tragedii był podłączony prowizorycznie. Administracja budynku tego nie zauważyła. - Jeśli zbierzemy materiał dowodowy, pozwalający postawić zarzuty osobie lub instytucji, które wiedząc, że siatka jest pod napięciem, dopuściły się zaniedbań, to kara może wynieść nawet do ośmiu lat więzienia – mówi sierżant sztabowy Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Po wizycie ekipy UWAGI! w gimnazjum jego dyrekcja wydała woźnej, która przerwała zmowę milczenia zakaz udzielania jakichkolwiek wywiadów. Natomiast dyrektorka szkoły mimo śmiertelnego wypadku nie przerwała urlopu i nie wróciła do pracy. Dopiero miejscy urzędnicy nakazali jej natychmiastowy powrót.