Przyjął ofertę pracy jako kierowca i… trafił do aresztu. „Nie przypuszczałam, że werbują kierowców”

Przyjął ofertę pracy jako kierowca i… trafił do aresztu. „Nie przypuszczałam, że werbują kierowców”
Przyjął ofertę pracy jako kierowca i… trafił do aresztu

- Jestem zła, wściekła. (…) Nie przypuszczałam, że werbują kierowców. Ludzi, którzy chwycą się brzytwy, żeby zarobić – mówi żona Polaka, który przyjął ofertę pracy jako kierowca na Bałkanach i niespodziewanie trafił do słoweńskiego aresztu.

Maciej Skibicki, taksówkarz z Poznania, wyjechał na Bałkany pół roku temu. Szukając pracy w internecie, mężczyzna natknął się na oferty, w których pracodawca wymagał od kierowców jedynie prawa jazdy i własnego samochodu.

Praca jako kierowca w Chorwacji

Pierwsze zlecenie pana Macieja miało polegać na przewiezieniu turystów z Chorwacji do Włoch.

- Kontaktował się ze mną młody człowiek, miał jakieś trzydzieści lat. Podejrzewałem, że to jest albo człowiek z Ukrainy albo innego kraju. Mówił mi, że są wielką firmą, że mają autobusy, busy i takich kierowców jak ja – opowiada pan Maciej.

Historia polskiego kierowcy okazała się częścią poważnego, międzynarodowego procederu. Pan Maciej, nieświadomie, wszedł we współpracę z gangiem zajmującym się przemytem ludzi. Tak zwany „szlak bałkański” wiedzie z Bułgarii, Rumunii, Macedonii i Grecji do krajów Europy Zachodniej. Kwitnący tu przez lata handel bronią i narkotykami, stał się dla służb Unii Europejskiej niebezpieczną zmorą przestępczą. Dziś dochodowym towarem przemytniczym są także ludzie.

- Przerzut nielegalnych emigrantów jest obecnie najbardziej dochodowym nielegalnym interesem w Europie – mówi Szymon Białek, konsul RP w Lublanie.

Zagrzeb to obecnie nieformalna stolica przemytu migrantów z Azji i Afryki, a Bałkany to strefa działania gangów, zarabiających setki tysięcy euro na nielegalnym przerzucie ludzi do Europy.

- Chodzi o ludzi z najróżniejszych krajów - Afganistanu, Pakistanu, Maroka czy Algierii. Słowenia, na tym bałkańskim szlaku, jest wciąż krajem tranzytowym. Oni kierują się w większości do państw Europy Północnej, a także do Włoch czy Niemiec – mówi Bojan Iršič z Komendy Głównej Policji w Słowenii.

Internet jest pełen ofert pracy dla przewoźników. Dzwonimy pod kilka z podanych w sieci numerów.

„Mam na imię Witalij i jestem przedstawicielem firmy transportowej S. Poszukujemy kierowców z własnym transportem. Może być sedan, kombi lub minivan. Kursy są z Zagrzebia do Wenecji, płacimy 180 euro od osoby. Klienci są zawsze i zawsze mamy pracę. Teraz nawet więcej, bo zaczyna się sezon”, usłyszeliśmy od jednego z mężczyzn.

Polacy w więzieniach w Słowenii

Wracamy do historii Macieja Skibickiego: w ramach swojego zlecenia Polak do samochodu zabrał piątkę Kurdów. Wyjechali z Zagrzebia bocznymi drogami w kierunku włoskiego Triestu. Jednak gdy przekroczyli granicę ze Słowenią, zatrzymała ich policja. Panu Maciejowi postawiono zarzuty przemytu ludzi, za co w Słowenii grozi nawet 12 lat więzienia.

- Dałem im paszport, dokumenty od samochodu i oni poprosili o paszporty pasażerów. A oni mówią, że nie mają paszportów, schylili tylko głowę. Policjanci wyciągnęli broń i zaczęli na mnie wrzeszczeć. Dla mnie zaczął się amerykański film. Wysiadłem ze spokojem, stanąłem, położyłem ręce na dach. Zawieźli mnie na posterunek w Ormoz. Liczyłem, że na policji sprawa się skończy i na następny dzień wrócę – mówi pan Maciej.

Polaka osadzono w areszcie w Mariborze.

- Wprowadzili mnie do celi. Chłopacy się ze mnie śmiali: „Kto, kierowca?”. Jeden chłopak był z Serbii, drugi z Ukrainy, który do teraz jest ze mną. Później był chłopak z Rumunii i z Palestyny. To wszystko byli kierowcy. Wtedy było nas sześciu na dwudziestu metrach kwadratowych – opowiada pan Maciej i dodaje, że wszyscy w celi zostali zatrzymani w pierwszym dniu pracy.

- Jestem zła, wściekła. Nie mogę darować sobie tego, że pozwoliłam mężowi, żeby wpadł na taki pomysł. W momencie, jak tę pracę znalazł, to przyznam, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że jest taki problem z uchodźcami. Ja myślałam, że to jest tak, jak u nas pokazują, że uchodźcy są na granicy, że to są jakieś szajki. Nie przypuszczałam, że werbują kierowców. Ludzi, którzy chwycą się brzytwy, żeby zarobić – mówi pani Larysa, żona pana Macieja.

- Gdybym poświęcił 10-15 minut więcej na zweryfikowanie, tego, co mi pokazywał, to może by do tego nie doszło – ubolewa Kajetan, syn pana Macieja. I dodaje: - Starałem się jednak nie obwiniać, tylko przejść do działania, co możemy zrobić, żeby mu pomóc.

- Dowiedzieliśmy się też, że możemy się z nim spotkać. Samo widzenie pozytywne – wchodzisz, widzisz swojego tatę, który jest uśmiechnięty, to jest budujące, a za chwilę ktoś mówi: „Wyjdź, bo czas minął” – mówi Kajetan.

W słoweńskich i chorwackich więzieniach siedzą setki kierowców, przyłapanych na przewożeniu migrantów. Wielu z nich to Polacy.

- Jeżeli zostanie się ujętym na terenie Słowenii i wiezie się w samochodzie osoby o nielegalnym statusie, to jest się winnym. Jedynie można w sądzie prosić o łagodny wymiar kary – mówi Szymon Białek, konsul RP w Lublanie.

Reporter był w miejscowości Ptuj w Słowenii. W tamtejszym sądzie miała odbyć się pierwsza rozprawa pana Macieja. Nieoczekiwanie okazało się, że tego samego dnia został ogłoszony wyrok w sprawie innego Polaka, przyłapanego na przewożeniu migrantów.

- Ujechałem kilometr od granicy słoweńskiej, policjanci poprosili o dokumenty, dałem, poprosili o dokumenty ludzi, którzy byli w samochodzie. A ci powiedzieli, że nie mają dokumentów i automatycznie policjant wyjął pistolet, kazał mi wyjść z samochodu, skuł mnie kajdankami. Przyznałem się w sądzie. Wtedy mam wyrok poniżej trzech lat. Jeżeli bym się nie przyznał, to mam wyrok od trzech do dziesięciu – opowiada mężczyzna.

Tylko w zeszłym roku słoweńska policja zatrzymała około 3 tysiące migrantów, próbujących przejechać do Europy Zachodniej. Do aresztów trafiło ponad 500 kierowców. Zleceniobiorca za przewiezienie jednej osoby dostaje od 100 do 300 euro. W ciągu miesiąca przewoźnicy mogą zarobić nawet 10 tysięcy euro.

- Obcokrajowcy chcą jechać, niektórzy są też gotowi wiele godzin iść pieszo leśnymi drogami. Dużo zależy od trasy początkowej i miejsca docelowego. Mogą płacić odcinkowo, z jednego państwa do drugiego albo mogą płacić za całą drogę, gdzie cena może wynosić 12-14 tys. euro – zdradza Bojan Iršič z Komendy Głównej Policji w Słowenii.

Cały reportaż dziś w Superwizjerze wieczorem na antenie TVN oraz na TVN24+

podziel się:

Pozostałe wiadomości