Kiedy jeden z mieszkańców zmarł i nikt nie zabrał psów z jego posesji, z dobroci serca zaczęła przynosić im jedzenie. Niespodziewanie, urzędnicy uznali panią Kamilę za właścicielkę czworonogów, po czym oskarżono ją o znęcanie się nad zwierzętami. Jakby tego było mało, dowiedziała się, że ma płacić za pobyt zwierząt w przytulisku.
Zajęła się bezpańskimi psami
Półtora roku temu zmarł daleki krewny męża pani Kamili. Nie miał żony ani dzieci. Miał sześć dużych psów, które po jego śmierci zostały same w przydomowym ogródku. Zmarły mężczyzna miał dwóch braci, którzy nie zajęli się czworonogami po jego śmierci.
- To było sześć wielkich psów, które wcześniej mnie nie znały. Bałam się, ale przeżegnałam się i weszłam na podwórko. Zrobiłam to w dobrej wierze, żeby nie zdechły – opowiada pani Kamila.
Kobieta chciała zapewnić jednak psom lepszy los.
- Poszłam do urzędu miasta Strzegom poinformować o sześciu bezdomnych psach na terenie gminy. Od urzędniczki usłyszałam, że ona nie może mi pomóc, dlatego że te psy nie są bezdomne. Poinformowała mnie, że są spadkobiercy – przytacza kobieta
- Dzwoniłam po schroniskach, żeby ktoś je wziął i się nimi zaopiekował. Powiedziano mi, że taką sprawę trzeba skierować do urzędu miasta – dodaje pani Kamila.
Zgodnie z prawem schronisko może zabrać zwierzęta po śmierci ich właściciela. Jednak – w niektórych gminach – urząd, który ma podpisaną umowę z przytuliskiem, musi potwierdzić, że są faktycznie bezdomne.
- Byłam codziennie odsyłana, ale też codziennie te psy potrzebowały jedzenia i wody, więc z mężem postanowiliśmy się nimi zająć – tłumaczy pani Kamila.
Zajęła się psami z dobroci serca
Pani Kamila jest wielbicielką zwierząt, dlatego nie mogła pozwolić psom zginąć.
- Gotowaliśmy im jedzenie, mięso z kaszą lub z ryżem – mówi pan Robert, mąż pani Kamili.
- Ja nie robiłam tego dlatego, że zostałam właścicielką tych psów, tylko z dobroci serca – podkreśla kobieta.
O pozostawionych czworonogach musieli wiedzieć także bracia zmarłego.
- Brat ani razu tu nie był. Do sąsiada tu często przyjeżdżał, ale tu nigdy nie zajrzał – zdradza mieszkaniec okolicy.
Sąsiadom przeszkadzało szczekanie
Mijały miesiące, a pani Kamila wciąż bezskutecznie starała się uzyskać pomoc od urzędu. Próbowała również znaleźć dla zwierząt nowe domy, wystawiając ogłoszenia w mediach społecznościowych. Tymczasem sąsiadom opuszczonego domu zaczęło przeszkadzać szczekanie psów.
- Zgłaszaliśmy to, bo one hałasowały, tu było pięć czy sześć psów. Przyjechała policja i oni je wzięli – mówi jeden z sąsiadów.
- Dostałam telefon z policji, że mam przyjechać na posesję, gdzie są psy. Byłam zdziwiona, bo jeszcze wieczorem poprzedniego dnia zawoziliśmy im jedzenie. Jak już przyjechaliśmy na miejsce byli tam też weterynarze ze Świdnicy i pani z urzędu, która była informowana przez ten cały czas o naszej sytuacji. Spytałam, dlaczego zostałam wezwana i wtedy dowiedziałam się, że według nich, jestem właścicielką psów – opowiada pani Kamila.
Nagle stała się właścicielką psów?
Okazało się, że za właścicielkę psów panią Kamilę uznała ta sama urzędniczka, która odmówiła jej pomocy na samym początku. Dlaczego? Bo pani Kamila je dokarmiała.
Ruszyła urzędnicza machina. Panią Kamilę oskarżono o znęcanie się nad zwierzętami – przez większość czasu były zupełnie same. Jednocześnie cztery z sześciu psów zabrano do schroniska. Dlaczego tylko cztery? Dotąd nie wiadomo. Pozostałe dwa pani Kamila wzięła do siebie.
- Te dwa psy, które nie zostały zabrane do schroniska – Maks i Ares – teraz są w dobrej kondycji – mówi pan Robert.
Dołączyły do psa o imieniu Whisky, którego rodzina ma od lat.
- To są duże psy, które dużo jadły. Ale wtedy nie myślało się o kosztach. Kupowaliśmy jedzenie dla nich i nie liczyliśmy pieniędzy – wspomina pani Kamila.
10 tys. złotych miesięcznie za pobyt psów w schronisku?
Nagle pani Kamila dowiedziała się również o innych konsekwencjach.
- Poinformowano mnie, że będę musiała pokryć koszt pobytu psów w schronisku – mówi kobieta.
- Urzędnicy powiedzieli, że to jest 2,5 tysiąca złotych za jednego psa miesięcznie, czyli w sumie 10 tysięcy złotych miesięcznie. Im dłużej sprawa trwa, tym kwota rośnie – dodaje pani Kamila.
- Według mnie, moja żona powinna dostać od naszego urzędu miasta medal, za to, że dokarmiała te zwierzęta – mówi pan Robert. I dodaje: - Jak dowiedzieliśmy się, że musimy jeszcze zapłacić, to był dla nas szok.
Urzędnicze błędy
Rzeczywiście w niektórych przypadkach gmina może wymagać od właściciela zapłaty za pobyt psów w schronisku – na przykład, gdy zostaną mu odebrane. Jednak pani Kamila nigdy nie była właścicielką psów.
- Koszt ponosi właściciel i jest to niebagatelny koszt, bo to jest aż 2 800 zł brutto miesięcznie – powiedział podczas rozmowy z reporterką Uwagi! burmistrz Strzegomia, Krzysztof Kalinowski.
Już po rozmowie z burmistrzem do redakcji Uwagi! wpłynęło jednak pismo, z którego wynika, że urzędnicy jednak się pomylili.
2 500 zł to kwota za pobyt jednego psa rocznie, nie miesięcznie, jak mówiono pani Kamili.
A co z pomyłką urzędniczki, która uznała panią Kamilę za właścicielkę psów?
- Trwa wznowione postępowanie administracyjne, więc myślę, że w jego trakcie będzie to przedmiotem wyjaśnień – zapewnia burmistrz Krzysztof Kalinowski.
- W tym postępowaniu zostało przyjęte, że pani Kamila jest opiekunem psów. Trudno mi powiedzieć na jakiej podstawie – przyznaje burmistrz i dodaje: - Rzeczywiście w mojej ocenie na samym początku prowadzonego postępowania popełniono dużo błędów. Myślę, że w toku tego postępowania uzupełniającego będą one rozstrzygnięte.
- W zeszłym roku, od marca do lipca 2024 roku, byłam na przesłuchaniach już z 6-7 razy. Urzędniczka cały czas obstawała przy tym, że ja jestem właścicielem psów i jestem ich opiekunem – mówi pani Kamila.
Czy urzędniczka zostanie pociągnięta do odpowiedzialności?
- Pani *** pełniła wcześniej samodzielną funkcję i teraz została przysunięta do wydziału, gdzie jej praca jest nadzorowana przez naczelnika. Otrzymała też ustne upomnienie – informuje Krzysztof Kalinowski.
„Nie chciałabym, żeby ktoś był w takiej sytuacji”
Nad panią Kamilą wisiała także sprawa karna, ponieważ została oskarżona o znęcanie się nad zwierzętami.
- Ustaliliśmy, że w tej sprawie nie doszło do umyślnego ani do nieumyślnego znęcania się przez konkretną ustaloną osobę nad zwierzętami. Nie dopatrzyliśmy się znamion przestępstwa w zachowaniu osób, które tak faktycznie z dobroci serca zajmowały się tymi zwierzętami – mówi Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.
- Ja mam nadzieję, że to postępowanie zakończy się jak najszybciej – dodaje burmistrz Strzegomia.
- Nie chciałabym, żeby ktokolwiek był kiedyś w takiej sytuacji, w jakiej jestem ja. Za pomoc płacę nerwami i psychicznie, i fizycznie. Wchodząc na tę posesję, nie wiedziałam, czy zostanę ugryziona, jak mnie te psy przyjmą, ale wiedziałam, że muszę to zrobić, bo nikt inny im nie pomoże – kończy pani Kamila.
Autor: as
Reporter: Joanna Bukowska