Janusz Marszałek, od czterech lat prezydent Oświęcimia, od dawna oddaje się działalności publicznej. Jego polityczna kariera zaczęła się, gdy został radnym z ramienia AWS-u. Popularność zyskał dzięki idei budowy wioski dziecięcej. Podczas jednej z wizyt w Niemczech dzięki nawiązanym kontaktom postanowił, że pod Oświęcimiem powstanie wioska, do której będą mogły trafiać osierocone dzieci. Na zakupionym przez Marszałka terenie miało powstać 14 domów dla sierot. W 1994 r. do czterech nowo wybudowanych domów wprowadziło się 26 wychowanków. Została powołana Fundacja, która miała dbać o przyszłość dzieci, a głównym źródłem finansowania wioski miała być przede wszystkim założona przez Marszałka spółka Maja. Do dziś niewiele się zmieniło – nie wykończono żadnego nowego domu. - Cztery domki zamieszkane, w każdym jedna mama zastępcza i średnio sześcioro, siedmioro dzieci – mówi pracownica wioski. Tymczasem fundacja, która miała pozyskiwać pieniądze na rzecz dzieci, jak wynika ze sprawozdań finansowych nie robi tego. Wioska dziecięca utrzymuje się wyłącznie z budżetu państwa. Kiedy w 2002 r. Janusz Marszałek został wybrany na prezydenta Oświęcimia obowiązki prezesa Fundacji przekazał swojej żonie Marcie. W prasie pojawiły się wówczas ogłoszenia, oferujące szybki zysk na wysoko oprocentowanych pożyczkach dla fundacji. Jeden z przedsiębiorców pożyczył fundacji 300 tys. zł. - Przyjechał sam, potem z żoną – mówi o Januszu Marszałku Jan Szupina, prywatny przedsiębiorca. – moja żona zaczęła wtedy chorować na nowotwór, chciała zrobić jeszcze coś dobrego, pomóc dzieciom. Jan Szupina miał odzyskać pieniądze z 16-procentowym zyskiem. Gdy zawierał umowę, pieniądze miały trafić do kasy fundacji, jednak po kilku dniach Marta M. przelała bez jego wiedzy pieniądze na konto swojej spółki. Dopiero kilka miesięcy temu Szupina wygrał sprawę w sądzie. Spółka oddała mu 370 tys. zł. Janusz Marszałek dziwi się, zapytany, dlaczego pieniądze zostały przelane na konto spółki, zamiast trafić do kasy fundacji. - Co w tym dziwnego? – mówi i dodaje, że nigdy nie składał deklaracji o przekazaniu pieniędzy na rzecz Fundacji. – Jeśli pan Szupina ma sklerozę, to jego problem. Innego zdania jest prokuratura. Ustaliła ona, że kilkadziesiąt tysięcy złotych, które miały trafiać do kasy fundacji, trafiały do spółki. Janusz Marszałek z żoną dokonywali także oszustw zaciągając kolejne kredyty u przedsiębiorców. - Janusz M. ma postawione zarzuty wyłudzenia mienia na szkodę różnych podmiotów, które dostarczały mu towary i usługi, znacznej wartości – ponad 370 tysięcy złotych – mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Niektórzy oświęcimscy radni domagali się dymisji prezydenta. Janusz Marszałek uznał, że nie ma do tego podstaw, bo zarzuty są nieprawdziwe. Zamiast tego intensywnie udziela się na arenie międzynarodowej. Kiedy komisja rewizyjna urzędu miasta sprawdziła wypisane przez niego delegacje okazało się, że był na przykład w Nicei na mistrzostwach w łyżwiarstwie figurowym. - Było to związane z budową pomnika pokoju przez wybitnego rzeźbiarza z Nicei – tłumaczy Janusz Marszałek. Pomnik jednak nie powstał, jak wyjaśnia prezydent, z winy krytyków budowy, którzy robili wszystko, by ją odsunąć w czasie. Janusz Marszałek jednak nadal zbiera pieniądze. W niewyjaśnionych do końca okolicznościach przyjął od japońskiej organizacji religijnej Agon Shu, którą bez zgody władz Muzeum Auschwitz - Birkenau i Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej zaprosił do Muzeum,100 tys. dolarów na budowę pomnika Kopca Pojednania. - Przyparty do muru, przyznał się, że 17 mnichów przywiozło w częściach 100 tysięcy dolarów, tak, by nie podlegać ustawie o środkach dewizowych i nie zgłaszać tego – mówi Wojciech Grubka, radny oświęcimski. O nadużyciach prezydenta pisali lokalni dziennikarze. Janusz Marszałek oskarżył ich o pomówienia i wytoczył proces. Jednak sąd uznał, że nie ma podstaw do uznania dziennikarzy za winnych. Prezydent starał się w międzyczasie zwolnić ze stanowiska skarbniczkę miasta, która jest matką jednego z dziennikarzy. Dawał jej do zrozumienia, że jej syn współpracuje z SLD, dążącym do usunięcia go ze stanowiska. To samo zarzucił reporterce UWAGI!, która zapytała go, czy mimo prokuratorskich zarzutów zamierza ubiegać się o reelekcję. - Dla pani przyjemności, tak – powiedział Janusz Marszałek. – Dlatego, żeby przeciwnicy się cieszyli, bo widać, że im bardzo zależy na tym, żeby mnie usunąć. Pani pomaga SLD.