Pomóżmy Jasiowi

Siedmiomiesięczny Jaś jest dotknięty nieuleczalną chorobą. Dziś jest zdrowy, rozwija się normalnie. Jednak najprawdopodobniej nie dożyje 10 roku życia. Nie ma lekarstwa na chorobę, na którą cierpi. (<A HREF="http://slimak.onet.pl/_m/TVN/uwaga/jasio2.mpg" TARGET="">zobacz film</A>)

Matka Jasia zostawiła go w szpitalu zaraz po urodzeniu. Jeszcze podczas ciąży dopytywała się o możliwość adopcji przyszłego dziecka. - Matka Jasia musiała długo o tym myśleć – mówi Maria Ostrowska, dyrektor Ośrodka Adopcyjnego w Krakowie. – To była dla niej trudna decyzja, wylała dużo łez.---obrazek _i/jas/Jas2.jpg|prawo|Jaś ze swoją opiekunką Teresą Matułą--- Sąd pozbawił matkę praw rodzicielskich, by umożliwić adopcję. Jaś trafił do pogotowia rodzinnego państwa Teresy i Waldemara Matułów. Pani Teresa dowiedziała się o poważnej chorobie genetycznej, na którą cierpi rodzeństwo chłopca. Jedno z dzieci zmarło. Dlatego, pomimo, że Jaś dobrze się rozwija, postanowiła wykonać mu badania genetyczne. Ich wynik pokazał straszną prawdę. - Rozpoznanie zostało przeprowadzone bardzo precyzyjnie – mówi Ewa Kostyk z Zakładu Genetyki Medycznej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego Collegium Medicum UJ. – Jego choroba zacznie się rozwijać między trzecim i czwartym rokiem życia. Jaś jest obciążony genetyczną chorobą – ceroidolipofuscynozą. To stopniowy zanik wszystkich funkcji życiowych. Chłopczyk przestanie chodzić, widzieć, słyszeć, mówić. Nie dożyje najprawdopodobniej 10 lat.---obrazek _i/jas/Jas3.jpg|prawo|Jaś na razie rozwija się jak zdrowe dziecko--- - Jechałam do szpitala przekonana, że tak pogodne dziecko się uratuje – mówi Teresa Matuła. – Moje złudzenia rozwiało jedno słowo pani doktor. Teraz naszym marzeniem jest, by Jaś znalazł rodzinę, która pokochałaby go i przeprowadziła na tamten świat. Jaś w pogotowiu rodzinnym może zostać jeszcze tylko pięć miesięcy – do ukończenia pierwszego roku życia. Potem, jeśli nie znajdą się nowi rodzice, trafi do domu dziecka. Państwo Matułowie i Ośrodek Adopcyjny szukają ludzi, którzy zaopiekują się dotkniętym straszliwym cierpieniem chłopcem. - Szukamy ludzi o wielki sercu, którzy po prostu trzymaliby go za rękę w chwili, gdy będzie tego potrzebował – mówi Teresa Matuła. – Bo umierać będzie bardzo powoli.---obrazek _i/jas/Jas4.jpg|prawo|Czy znajdą się ludzie, którzy pomogą mu w najtrudniejszych chwilach?---

podziel się:

Pozostałe wiadomości