Polscy niewolnicy w Anglii

- Wykorzystuje się ludzi z Polski, Litwy, Europy Wschodniej tylko dlatego, że stamtąd pochodzą. To jest rodzaj rasizmu – mówi angielski dziennikarz. Wracamy do tematu nieludzkiego wyzysku zagranicznych pracowników na farmach w Anglii.

Tydzień temu pokazaliśmy reportaż z plantacji truskawek w Brierley w Anglii, gdzie zatrudniani są m.in. sezonowi pracownicy z Polski. Ich wyjazdy organizują biura pośrednictwa w Polsce. W ofertach znajdują się informacje o godziwych zarobkach, dobrych warunkach pracy i życia. Rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. - Tego, że będzie ciężka praca, każdy się spodziewał – mówi Piotr, były pracownik farmy w Brierley. – Ale nie spodziewał się tego, że nie będzie mógł wyjść do ubikacji, nawet na sekundę odpocząć. Było się pod ciągłą obserwacją, bez przerwy poganianie, krzyki. Byliśmy traktowani jak w obozie pracy. Wyzysk pracowników prowadził do tragedii. Pracownice farmy były świadkami poronienia przez jedną z koleżanek. Pracowała na polu, kiedy zaczęła krwawić. - Nie puścili jej, leżała potem na traktorze, gdzie są skrzynki – mówi Agnieszka, była pracownica farmy w Brierley. - Nikt po nią nie przyjechał. Dopiero potem zabrali ją do szpitala. Polacy byli oszukiwani – opowiadają o zaniżaniu stawek, systemie kar za niewykonanie zawyżonych norm. Służyły temu ”żółte kartki”, za które obniża się wypłaty, zakazuje pracy. - Nie dość, że warunki fatalne, to jeszcze w komputerze mniej godzin zaliczonych, mniej dostarczonych skrzynek, więc dostaje się żółtą kartkę – mówi Piotr. – Wszyscy starali się zebrać normę, ale to było niemożliwe. To, co działo się na farmie, wstrząsnęło mieszkańcami okolicznych miasteczek. Działaczki małej organizacji lokalnej, założonej przy kościele w pobliskim Leominster, zainteresowały sytuacją Polaków media. Pierwsze publikacje o Brierley pojawiły się rok temu. - W tym roku postanowiliśmy wrócić tutaj – mówi John Vidal, dziennikarz The Guardian, jednego z najważniejszych dzienników w Wielkiej Brytanii. – To, co tam zastaliśmy urągało ludzkiej godności. To niewiarygodny skandal. Wykorzystuje się ludzi z Polski, Litwy, Europy Wschodniej tylko dlatego, że stamtąd pochodzą. To jest rodzaj rasizmu. Warunki pracy legalnie zatrudnionych polskich obywateli mniej niestety przejmują polskich urzędników. Pani Alina Grzonka dostała ofertę zatrudnienia na farmie w Urzędzie Pracy w Rybniku. Tam polecono jej firmę pośredniczącą w wyjeździe do obozu. Pośrednik posiadał państwowy certyfikat. - Samo otrzymanie certyfikatu daje nam gwarancję wiarygodności firmy – mówi Anna Michalczyk, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Rybniku. – Informację o warunkach na farmie za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Pracy przekażemy do Ministerstwa Pracy. W ministerstwie reporterka UWAGI! dowiedziała się, że swoich praw pokrzywdzeni pracownicy powinni dochodzić w sądach. - Jeśli twierdzi pani, że są to masowe przypadki, gdy legalnie działające agencje pracy wysyłają za granicę do pracy, której nie ma, i podpisują umowy, to dziwię się, że sądy nie są zarzucone wnioskami o odszkodowania – mówi Bogdan Socha, podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy. Na taką drogę jednak decyduje się wejść dotąd tylko niewielka liczba pokrzywdzonych. Trzy osoby, skierowane do pracy w Anglii przez biuro pośrednictwa z Białej Podlaskiej, zdecydowały się zawiadomić prokuraturę o popełnieniu przestępstwa. Okazało się, że biuro już rok temu miało problemy z prawem w związku z wysyłaniem ludzi do pracy w Anglii. - Gdy pracownicy przyjechali na miejsce, zastali warunki pracy nie odpowiadające warunkom w umowie – mówi Stanisław Stróżak z Prokuratury Rejonowej w Białej Podlaskiej. Apelujemy do wszystkich poszkodowanych, aby także zgłaszali się do prokuratury. Tylko w ten sposób będzie można ukrócić wyzysk, jakiemu poddawani są sezonowi pracownicy na wielu farmach za granicą.---strona--- Przeczytaj także:Niewolnicy w EuropieŻerują na bezrobotnychW Robanie praca za darmoPowolne badanie BiedronkiKaufland: Koniec zmowy milczenia

podziel się:

Pozostałe wiadomości