Policjanci użyli paralizatora, Michał zmarł w szpitalu. "Mój brat leżał skuty, nikomu nie zagrażał"

Śmierć 27-latka w Inowrocławiu
Nie żyje 27-latek z Inowrocławia
Czy użycie paralizatora podczas policyjnej interwencji było konieczne? Czy zastosowanie tak drastycznego środka mogło przyczynić się do śmierci 27-letniego Michała? 

Przed tygodniem w inowrocławskim szpitalu zmarł 27-letni Michał Sylwestruk. Jak wykazały wstępne wyniki sekcji zwłok przyczyną śmierci mężczyzny była niewydolność krążeniowo-oddechowa.

Wcześniej mężczyzna pod wpływem alkoholu oraz środków odurzających demolował mieszkanie.

 - Michał był zrozpaczony rozstaniem z dziewczyną. Nie mógł pogodzić się z tym, jak długo był okłamywany. Nie mógł przeżyć tego, jak można tak się zachować – mówi pani Marta, siostra 27-latka.

- Z mieszkania wyleciały meble, telewizor, donice, krzesła – mówi jedna z sąsiadek.

- Ktoś zadzwonił na policję i przyjechali. I stało się to, co się stało – mówi inna z sąsiadek.

- Wcześniej nie było z nim problemów, nigdy – zapewniają sąsiedzi.

Ojciec 27-latka przekonuje, że jego syn nigdy wcześniej nie miał też problemów z narkotykami.

- Myślę, że wówczas pierwszy raz mógł spróbować narkotyków i dlatego to wszystko tak zadziałało – przypuszcza pan Maciej.

Interwencja policji w Inowrocławiu

Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, skuli mężczyznę kajdankami, po czym kilkukrotnie razili go ładunkiem elektrycznym paralizatora - urządzenia służącego do obezwładniania. Przebieg interwencji rejestrowały kamery zamontowane w kamizelkach policjantów.

- Mój brat już leżał, był skuty. Nikomu nie zagrażał - zaznacza zrozpaczona siostra 27-latka. I dodaje: - Po to jest policja, żeby zaopiekować się taką osobą. Tak się nie robi. Jak dwie osoby mogły nie poradzić sobie z moim bratem, jak on już leżał i był skuty? Nie mogę sobie tego wyobrazić.

Kiedy mężczyzna stracił przytomność, policjanci próbowali go reanimować. Na miejsce wezwali także pogotowie ratunkowe.

- Kiedy przyjechałem do mieszkania, to syna już nie było. Byli dwaj policjanci, którzy przyjechali na interwencję i dwóch policjantów kryminalnych. Usłyszałem, że próbowali go reanimować i zabrała go karetka – przywołuje ojciec 27-latka i zaznacza, że funkcjonariusze nie przyznali się, że używali paralizatora.

Nieprzytomny Michał Sylwestruk trafił do inowrocławskiego szpitala. Po kilku godzinach mężczyzna zmarł.

- Byłem w szpitalu całą noc. Około godz. 3 przyszła do mnie pani doktor i powiedziała, że nie widzi tego dobrze. Za syna oddychała maszyna, siadły mu nerki. Wyprosili mnie ze szpitala. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie była żona i powiedziała, bym jak najszybciej przyjechał, bo to końcówka życia naszego syna. Dojechałem i on już był odłączony od aparatury. Przytuliłem go i pożegnałem – wspomina ojciec 27-latka.

- Tego rodzaju przekroczenie, kiedy bez powodu razi się człowieka paralizatorem, należy zakwalifikować jako tortury, a co najmniej nieludzkie traktowanie - mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. I zaznacza: - Funkcjonariusze policji są przedłużeniem państwa i tym najbardziej wykonawczym z wykonawczych organów. I oni w związku z tym mogą zrobić wielką krzywdę człowiekowi, ponieważ mają uprawnienia do posługiwania się środkami przymusu bezpośredniego i bronią.

Po śmierci mężczyzny pod inowrocławską komendą policji zorganizowano protest. Marsz milczenia przeciw przemocy zgromadził przeszło sto osób.

Śmierć 27-latka z Inowrocławia bada prokuratura

Sprawę okoliczności śmierci 27-latka bada Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy. Pod zarzutem przekroczenia uprawnień służbowych oraz nieuzasadnionego użycia środka przymusu bezpośredniego funkcjonariusze trafili do aresztu.

- Mężczyźni nie przyznali się do przedstawionych im zarzutów i odmówili złożenia wyjaśnień – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska. I dodaje: - Prokurator po wnikliwej ocenie zebranego materiału dowodowego, w szczególności nagrań z kamer nasobnych interweniujących policjantów i również nagrań z tasera, podjął decyzję o przedstawieniu zarzutów. Prokurator ocenił zachowanie funkcjonariuszy podczas interwencji jako przekraczające uprawnienia służbowe policji. Uznał za nieuprawnione i nieadekwatne do okoliczności i sprzeczne z ustawą o środkach przymusu bezpośredniego zastosowanie środka w postaci tasera. Uznał też, że w trakcie tej interwencji doszło do nieuprawnionego i nieadekwatnego do przebiegu interwencji zastosowania środków innych przymusu bezpośredniego, w szczególności środków, które ocenił jako przemoc fizyczną.

Funkcjonariusze biorący udział w interwencji zostali wydaleni ze służby. W oświadczeniu wydanym przez policję po dramatycznych wydarzeniach w Inowrocławiu czytamy: „Nie ma i nigdy nie będzie zgody na brutalne i nieuzasadnione działania policjantów”.

- Nie możemy dzisiaj nazywać ich funkcjonariuszami, ponieważ zostali zwolnieni z uwagi na oczywistość popełnienia czynu, który uniemożliwia ich dalsze pozostawanie w służbie – mówi mł. insp. Monika Chlebicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

- Analiza materiałów zebranych przez służby kontroli komendy wojewódzkiej i Komendy Głównej Policji pozwoliła na to, że podjęto kolejne decyzje kadrowe. Wszczęto postępowanie dyscyplinarne wobec dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu. Wiąże się to z niewłaściwym obiegiem informacji dotyczącym przebiegu tej interwencji. Podjęto także decyzję o odwołaniu ze stanowiska pierwszego zastępcy komendanta powiatowego policji w Inowrocławiu – dodaje młodszy inspektor Monika Chlebicz.

- Problem jest systemowy. Po pierwsze chodzi o szkolenia, które musiałyby być robione w dobrej wierze, a nie po to, żeby je odbyć i odfajkować, że odbyły się szkolenia z zakresu praw człowieka. Do tego trzeba podejść poważnie. Można szkolić w nieskończoność, ale jeżeli wszyscy wiedzą, że to jest szkolenie z przymrużeniem oka i nikomu nic się nie stanie, jak później przekroczy uprawnienia, to na tych szkoleniach oni będą czytać gazetę i w ogóle się tym nie przejmować - mówi dr Kładoczny.

- Myślę, że bezkarność i pewność wsparcia przez całą formację, powoduje, że teraz zbieramy tego owoce - dodaje przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

- Syn nie był niebezpieczny. Nie groził funkcjonariuszom żadnym nożem czy czymś innym. Był spokojny i leżał. Myślę, że ci ludzie, którzy wyrządzili mu tę krzywdę, dostaną odpowiednią karę za to, co mu zrobili. Życia syna nikt mi nie zwróci – mówi ojciec 27-latka.

Odcinek 7476 inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl

Autor: wg

Reporter: Dorota Pawlak

podziel się:

Pozostałe wiadomości