Pierwszy raz o problemach z wysypiskiem w Krapkowicach informowaliśmy w maju. Wówczas wysypisko było źródłem milionów much, które skutecznie uprzykrzały życie okolicznym mieszkańcom.
Po kilku miesiącach okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Zamiast z muchami mieszkańcy muszą teraz walczyć z karaluchami.
Mieszkańcy walczą z karaluchami
Teoretycznie wysypisko jest legalne. Zaczęło działać w 2017 roku. Pozwolenie na nie wydał starosta krapkowicki. Problem polega na tym, że miało tam leżeć zupełnie co innego. Tymczasem z początkiem tego roku zaczęto zwozić zwykłe śmieci komunalne, a to już legalne nie było.
Śmieci powinien usunąć ten, kto je tam przywiózł. Został jednak aresztowany. Urzędnicy od początku przerzucają się odpowiedzialnością, kto teraz powinien usunąć nielegalne śmieci.
- Śpię i nagle w nocy czuję, że coś po mnie chodzi. Budzę się i okazuje się, że to karaluch – opowiada jeden z mieszkańców.
- Zapala się światło i widać, jak lecą. Wcześniej w życiu nie widziałam karalucha – mówi pani Marzanna.
- Jak pułapki się zapełnią, to wykładamy nowe i robimy opryski. Co tydzień – mówi Marian Front, który prowadzi firmę obok wysypiska.
- Koszty, które ponieśliśmy w związku z wysypiskiem, to dziesiątki tysięcy złotych – szacuje pan Marian.
Dlaczego prusaki i karaluchy są niebezpieczne?
- Mogą stanowić potencjalne zagrożenie – podkreśla dr hab. Łukasz Depta z Uniwersytetu Śląskiego. I tłumaczy: - One są wszystkożerne, nie gardzą żadnym rodzajem pożywienia. Szukając jedzenia, przenoszą różnego rodzaju drobnoustroje. Chodzą po odchodach, a potem mogą przychodzić do nas i chodzić po pożywieniu. W ten sposób mogą przenosić bakterie gnilne, zarodniki grzybów pleśniowych. Można się na to też uczulać. To niebezpieczne dla dzieci.
- One nie znoszą mrozów, będą więc migrować i chować się w miejscach ze stałą temperaturą około 20 st. – dodaje dr hab. Łukasz Depta.
A tyle właśnie jest w naszych domach i biurach.
- Mamy problem, a nic się nie zmienia. Instytucje tylko się kłócą, kto ma to usunąć – ubolewa pani Marzanna.
Kto powinien posprzątać nielegalne odpady?
Pozwolenie na działalność wysypiska wydał starosta, jednak dwa lata temu przedsiębiorstwo wystąpiło o zwiększenie ilości magazynowanych odpadów, a to oznaczało, że decyzją o przedłużeniu działalności musiał zająć się urząd marszałkowski. Teraz sprawa jest w zawieszeniu pomiędzy tymi urzędami, które przerzucają między sobą odpowiedzialność za usunięcie odpadów.
- Starosta niestety nie ma ustawowego umocowania, żeby mógł zadziałać. Zmiana ustawy spowodowała, że kompetencje przeszły na marszałka, z uwagi na ilość, którą zawnioskował przedsiębiorca – przekonuje Katarzyna Gondek-Jaśkowska ze Starostwa Powiatowego w Krapkowicach.
- Wystąpiliśmy do Naczelnego Sądu Administracyjnego o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego. Organ, który zostanie uznany przez NSA do wydania decyzji, poniesie konsekwencje w postaci tego, że będzie likwidował składowisko – mówi Antoni Konopka z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego.
- Już ponad miesiąc temu wystąpiliśmy o wydanie tej decyzji. Wcześniej procedowaliśmy ten wniosek – dodaje Antoni Konopka.
W sprawie nieoczekiwanie pojawił się jeszcze jeden gracz. Wojewódzki inspektorat ochrony środowiska przeprowadził kontrolę i ma jednoznaczne wnioski.
- Ponieważ są to odpady komunalne, zgodnie z prawem, właściwym organem do zajęcia się problemem odpadów jest burmistrz Krapkowic. Skierowaliśmy do niego odpowiednie pismo – mówi Wojciech Jarczak z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Opolu.
Burmistrz wielokrotnie odmawiał spotkania z nami, nie zastaliśmy go także na miejscu. Po wielu próbach odebrał telefon.
- Burmistrz jest odpowiedzialny wtedy, gdy zgromadzone odpady są zagrożeniem dla życia i zdrowia mieszkańców. Żadna z instytucji nie stwierdziła zagrożenia zdrowia i życia. Ja, żeby wydać publiczne pieniądze, muszę mieć twarde dokumenty - przekonuje Andrzej Kasiura, burmistrz Krapkowic.
- Mówimy o prusakach. A one przenoszą wiele drobnoustrojów chorobotwórczych – czerwonkę, tyfus, cholerę czy gruźlicę. Nie widzimy, jak one w nocy chodzą po naszych sztućcach czy talerzach, bo nie zostawiają śladów – mówi Andrzej Luboń, właściciel firmy dezynsekującej.
Jeszcze przed końcem roku Naczelny Sąd Administracyjny ma wydać decyzję, która wskaże, kto powinien usunąć nielegalne odpady.
Autor: wg
Reporter: Joanna Bukowska