Pan Marek ma trzy kredyty i windykatora na głowie. Pan Janusz leasing na auto, którego nawet nie widział. Obaj mężczyźni przekonują, że nie zawierali żadnych takich umów. Jak więc do tego doszło?
Od ponad dwóch miesięcy pan Marek próbuje zobaczyć wnioski i umowy kredytowe, które jak twierdzi, na jego skradzione dane zawarł oszust. Mężczyzna był zszokowany, kiedy przypadkowo dowiedział się, że ma trzy kredyty i długi, których nie spłaca.
- Nie mam żadnych informacji. Odsyłają mnie od Annasza do Kajfasza. Zasłaniają się tajemnicą bankową. Twierdzą, że mam czekać na pismo z centrali, ale już od prawie dwóch miesięcy żadne pismo nie przychodzi. Mam spłacać raty, a nawet nie znam umowy kredytowej – denerwuje się pan Marek.
Strach przed komornikiem
Mężczyzna prowadzi jednoosobową firmę, sprzedaje lakiery do aut. Jest jedynym żywicielem rodziny. O wyłudzonych kredytach od razu powiadomił policję i złożył reklamacje w bankach. Liczył na to, że sprawa się wyjaśni. Zamiast tego tygodniami czeka na informacje i żyje w strachu, bo jeden z długów został przekazany do windykacji.
- Kto wie czy w najbliższym czasie komornik nie zapuka do moich drzwi. Nie wiem, z czym wtedy zostanę. Równie dobrze będę musiał zamknąć firmę, a do tej pory nie miałem ani długów, ani problemów. Człowiek sam sobie dawał radę – mówi pan Marek.
Odpowiedzi z banków na złożone w styczniu reklamacje pan Marek nadal nie ma. Po wysłanych pismach przez jego prawnika udało mu się dostać jedną z umów kredytowych, którą miał zawrzeć. Niedowierzał, kiedy ją czytał.
- W tej umowie zgadza się mój PESEL, numer dowodu osobistego, a reszta danych jest fałszywa, na przykład adres zameldowania. Numer telefonu też nie jest mój, podobnie jak nie jest to mój mail. Wpisana jest jakaś firma w Warszawie, w której mam pracować, a to jest nieprawda – zapewnia mężczyzna. I dodaje: - Kredyt był udzielony na 9622,83, a do spłacenia jest około 15 tys. zł.
Nie zgubił dowodu osobistego, jak skradziono jego dane?
Pan Marek twierdzi, że nie zgubił dowodu osobistego, ani nieostrożne nie udostępnił danych i nie ma pojęcia, jak oszuści je przejęli. Przeraził się, kiedy zastrzegając potem numer PESEL, odkrył kolejne składane w jego imieniu wnioski na kredytowe.
- Mam napisane, że było zapytanie w związku z zawarciem/wykonaniem czynności bankowej, a potem są wnioski kredytowe – pokazuje aplikację mężczyzna.
- Jak to zobaczyłem, to mało nie dostałem zawału – przyznaje pan Marek.
Leasing na samochód premium
Ofiarą oszusta padł też pan Janusz, właściciel jednej z tarnowskich szkół nauki jazdy. Ktoś zawarł na jego skradzione dane umowę leasingową w banku, którego już wcześniej był klientem.
- Rzekomo kupiłem drogie auto, ale go nie kupiłem. Samochód wyjechał z salonu rzekomo z moim podpisem – irytuje się mężczyzna.
- Na umowie leasingowej nie zgadzają się moje dane. Seria i numer dowodu osobistego są zupełnie inne. Telefon i mail są mi nieznane. Nie zgadza się też adres zamieszkania i adres do korespondencji. Podana jest ulica Obrońców Warszawy, a takiej ulicy w ogóle w Tarnowie nie ma. Nie zgadza się też podpis, mój jest zupełnie inny – zapewnia pan Janusz.
Bank twierdził, że to pan Janusz zawarł jednak umowę i żądał spłaty rat leasingu. Właściciel szkoły jazdy, podobnie jak pan Marek, do dziś nie wie, jak to się stało, że na podstawie wyłudzonych i w części fałszywych danych, umowy zostały zawarte. Jak banki weryfikowały tożsamość i przeprowadzały autoryzacje tych kredytów?
- Przecież w banku są moje prawdziwe dane, to jak pracownik banku mógł przepuścić ten leasing? Nie rozumiem tego – dziwi się pan Marek.
Jak sprawę tłumaczą banki?
Przedstawiciele banków, w których pan Marek miał zaciągnąć kredyty, nie zgodzili się na spotkanie z nami. Dostaliśmy pisemne wyjaśnienia. Pierwszy z banków twierdzi, że podejmuje natychmiastowe działania w momencie wykrycia nieprawidłowości lub otrzymania zgłoszenia. Priorytetem banku ma być bezpieczeństwo klientów i ochrona ich danych.
Z kolei w oświadczeniu drugiego z banków napisano, że bank ma świadomość, że dotychczasowa odpowiedź przekazana klientowi, mogła być dla niego niesatysfakcjonująca, za co bank przeprasza.
Jak zabezpieczyć się przed oszustami, którzy biorą kredyty?
Wycieku danych nie da się wyeliminować. Oszuści polują na nas każdego dnia i w wielu przypadkach nieświadomie takie dane udostępniamy. Szybki kredyt bez wychodzenia z domu bardzo ułatwia nam życie, bo złożenie wniosku kredytowego jest proste, a potrzebne są do tego głównie dane z dowodu osobistego. To sprzyja oszustom. Czy systemy bezpieczeństwa i weryfikacji w bankach nadążają za tym?
- Celem każdej instytucji finansowej jest dbać o bezpieczeństwo klientów, ale jednocześnie też sprzedawać swoje produkty i na tych produktach zarabiać – mówi Piotr Konieczny z Niebezpiecznik.pl. I dodaje: - Jest więc suwak, który trzeba odpowiednio przestawiać. Banki różnie w czasie tym suwakiem ruszają, w zależności od tego czy przypadkiem ruch w stronę większych udogodnień, łatwości dla klienta nie powoduje zwyżki w pewnego rodzaju oszustwach. Jeśli są takie zwyżki, naturalnym jest, że osoby pracujące w dziale analizy ryzyka, będą reagować, minimalizować zagrożenia.
Codziennie 550 banków w Polsce wykonuje miliony operacji finansowych. W 2024 roku udaremniono 12 tysięcy prób zaciągnięcia kredytów na skradzione dane na kwotę ponad 324 mln złotych. Nie ma jednak statystyk, ile takich prób się powiodło i ile pieniędzy oszustom udało się skutecznie wyłudzić.
Najlepszym sposobem na uniknięcie problemów jest zastrzeżenie swojego numeru PESEL. Jedno kliknięcie w aplikacji mObywatel albo wizyta w urzędzie miasta lub gminy spowoduje, że nikt więcej na nasze dane nie zaciągnie kredytu. Zastrzeżenia kredytowego można dokonać też w Biurze Informacji Kredytowej.
Numer PESEL zastrzegło do tej pory około 5 mln Polaków. Pan Janusz żałuje, że nie zrobił tego wcześniej. Wyjaśnienia i kolejne wysyłane do banku pisma nie rozwiązały jego problemów. Przełomu nie ma też w trwającym śledztwie prokuratury. To wszystko negatywnie odbija się na życiu jego rodziny.
- Pierwsze dni były bardzo trudne, bo bałem się, co się stanie z moją firmą, gdy nagle będę musiał zapłacić bankowi ćwierć miliona złotych. Przez pierwsze kilka tygodni moje noce były bardzo trudne, nieprzespane, znerwicowane – mówi mężczyzna.
Bank, w którym pan Janusz miał zaciągnąć leasing na zakup samochodu, nie chciał komentować sprawy przed kamerą. Dostaliśmy pisemną odpowiedź z zapewnieniem, że każda umowa leasingu podlega wieloetapowej weryfikacji, a czynności windykacyjne na razie wstrzymano.
W innej sytuacji jest pan Marek. Jego sprawa utknęła w martwym punkcie. Dlatego pojechał do Warszawy. W centrali jednego z banków po tygodniach czekania w końcu udało mu się czegoś dowiedzieć.
- Po interwencji TVN dowiedziałem się, że w banku na fałszywe dane zostało otwarte konto oraz została wydana karta kredytowa. W tym wypadku nie ma umowy kredytowej – mówi pan Marek.
Udaliśmy się do centrali drugiego z banków. Dyrektora biura prasowego nie zastaliśmy. Udało nam się jednak porozmawiać z nim przez telefon. Informacje o tym, czy pan Marek będzie musiał spłacać kredyt ma uzyskać w oddziale. Przedsiębiorca zostaje też zapewniony, że bank udostępni mu umowę.
- Ta sytuacja, która się wydarzyła, może spotkać każdego z nas – uważa pan Janusz.
Właściciel szkoły nauki jazdy traci nadzieję na to, że jego reklamacja zostanie rozpatrzona pozytywnie. Podejrzewa, że czeka go długa batalia w sądzie. Podobną opinię ma pan Marek. Jego sytuacja nareszcie jednak się wyjaśniła. Ostatecznie okazało się, że zaciągnięto na niego dwa kredyty, a w trzecim banku zostało założone tylko konto bankowe. Z drugą z umów kredytowych też się już zapoznał, bo bank zgodnie z zapewnieniami, mu ją udostępnił.
Autor: wg
Reporter: Magdalena Zagała